Publikacje

Medytacja obrazu Najświętszego Serca Pana Jezusa – 100-lecie Aktu Ofiarowania Polski Sercu Bożemu.

Z Ewangelii według świętego Jana (J 19, 25-34)

Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Potem Jezus, świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę». Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę nasączoną octem i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Dokonało się!».
I skłoniwszy głowę, oddał ducha.
Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat – ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem – Żydzi prosili Piłata, żeby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała.
Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Jezusem byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda.

Wstęp.

W tym roku przypada niezwykła rocznica: 100-lecie ofiarowania Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Historia tego aktu ofiarowania splata się z odzyskaniem przez naszą Ojczyznę wolności po 123 latach niewoli-zaborów. Papież Leon XIII poświęcił cały świat Najświętszemu Sercu Pana Jezusa 11 czerwca 1899 roku. Uczynił to na progu XX wieku. Być może przeczuwał, że będzie to straszny wiek – wiek dwóch wojen światowych, w których zginęły miliony ludzi, ponadto wiek dwóch zbrodniczych systemów totalitarnych: komunizmu i faszyzmu. Te systemy totalitarne także pochłonęły miliony istnień ludzkich i walczyły z Kościołem. Komuniści i hitlerowcy zabijali wielu kapłanów i biskupów.
Po zawierzeniu świata Sercu Bożemu przez Leona XIII różne państwa, biskupi tych państw, zaczęli ofiarowywać swoje narody Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Jednak
w tym czasie, Polski nie było na mapach świata. Nie można było na naszych ziemiach swobodnie organizować życia religijnego. Nasza Ojczyzna odzyskała wolność państwową dopiero w 1918 roku. Jak to niekiedy się mówi w przenośni: Polska „zmartwychwstała". I bynajmniej nie odzyskała wolności łatwo. Po przyznaniu jej niepodległości podczas Traktatu Wersalskiego, po pierwszej wojnie światowej, nasz naród musiał prawie od razu walczyć o swoje granice. Kruchej polskiej niepodległości zagrażała czerwona, komunistyczna Rosja. W takiej sytuacji historycznej, Prymas Polski kard Edmund Dalbor, widząc zagrożenie ze strony Rosji, poświęcił Polskę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Dokonał tego aktu, można powiedzieć, pośpiesznie 27 lipca 1920 roku na Jasnej Górze, aby ratować Polskę. Prymas Polski dokonał aktu poświęcenia na niecałe trzy tygodnie przed rozstrzygająca bitwą – tzw. Bitwą Warszawską. Jak wiemy – nastąpił cud nad Wisłą i wojska polskie zwyciężyły Rosjan. To poświęcenie odbyło się w pośpiechu, dlatego rok później 3 czerwca 1921 roku powtórzono akt oddania Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Uroczystość ta miała miejsce w Krakowie podczas poświęcenia Bazyliki Najświętszego Serca Pana Jezusa – nowego kościoła, zbudowanego dzięki ofiarności całego, jeszcze wtedy bardzo biednego materialnie, Narodu.
W niniejszej katechezie podejmujemy rozważanie duchowej treści obrazu Najświętszego Serca Pana Jezusa. Posłużymy się do tego celu najbardziej popularnym obrazem Serca Bożego – Serca ukazanego na piersi Chrystusa lub osobno. Najświętsze Serce na tych obrazach jest nagie, widnieje na nim rana, a okolone jest cierniową koroną. Z górnej jego części wychodzą płomienie otaczające krzyż. Wokół Serca promieniuje światło. Serce Pana Jezusa często przedstawiane jest razem z Sercem Maryi – otoczonym wieńcem róż i przebitym mieczem. Również z Serca Matki Bożej wydobywa się ogień. Ponadto zatknięta jest w nim biała lilia.

1. Najświętsze Serce obrazem duchowości Jezusa.

Obrazy Najświętszego Serca Pana Jezusa wyrażają samą istotę duchowości Jezusa jako człowieka – wcielonego Syna Bożego. Obrazy te pochodzą z objawień prywatnych i zostały dane dla naszego dobra duchowego. W teologii duchowości podkreśla się, że my nie naśladujemy Bóstwa Pana Jezusa, ale Jego człowieczeństwo. Obraz Najświętszego Serca, który wyraża ludzką duchowość Jezusa, jest dla nas wzorem życia, modlitwy i relacji do Boga i ludzi.
Obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa ukazuje tajemnicę paschalną, a mówiąc ściśle – tajemnicę Jego zbawczej ofiary. To właśnie na tę chwilę, na tę godzinę – godzinę zbawczej ofiary, Syn Boży przyszedł na świat. On pragnął tej ofiary, z utęsknieniem jej wyglądał. Mówił do swoich uczniów już po przyjęciu chrztu w Jordanie: Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie (Łk 12, 50). Śmierć na krzyżu była dla niego prawdziwym chrztem. Podczas trzeciej zapowiedzi męki i zmartwychwstania Jezus, idąc do Jerozolimy, wyprzedza uczniów. Śpieszy się. Uczniowie widząc to, są przestraszeni, strwożeni (por. Mk 10, 32-34). Tajemnica ofiary zbawczej stanowi samo centrum ziemskiego życia Pana Jezusa, w niej ogniskuje się Jego życie. Jezus cały czas żyje paschą, która ma nadejść. Naucza Apostołów i tłumy, aby przygotować ich do wydarzeń paschalnych. Pascha stanowi istotę Jego duchowości. W tym świetle obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa, który ukazuje tajemnicę zbawczej ofiary, jest wzorem duchowości wszystkich chrześcijan.
Patrząc na całość obrazu Serca Bożego, można powiedzieć, że istotą duchowości Pana Jezusa jest miłość zbawcza, miłość zbawiająca świat. Dlatego też Jezus nauczał, że nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. A może dokładniej należałoby powiedzieć, że On oddał życie za nieprzyjaciół, aby stali się przyjaciółmi Boga (por. Mt 5, 44; Rz 5, 10). Miłość zbawiająca kształtuje życie duchowe Jezusa, a przez duchowość determinuje całe Jego ziemskie życie. Owa miłość zbawiająca jest tak doskonała, że Jezus sam nie chce sądzić ludzi. On nie przyszedł na świat, aby nas sądzić, ale aby nas zbawić. Ten kto nie posłucha Jezusa, ma swego sędziego – słowo, które wypowiedział, ono stanie się sędzią (por. J 12, 47). Chcąc usprawiedliwić tych, którzy Go ukrzyżowali, woła z krzyża: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34). Jezus jest cały miłością zbawiającą – to jest Jego duchowość.
Duchowość Jezusa została zapisana w Eucharystii i będzie trwać do końca tego świata. Eucharystia, jako pokarm z Ciała i Krwi Chrystusa, stanowi nie tylko wzór, ale i źródło świętości i każdej duchowości, każdej drogi duchowej w Kościele. Kościół stanowi mistyczne Ciało Chrystusa, w którym On sam jest Głową. Ku tej Głowie całe Ciało ma wzrastać przez miłość (por. Ef 1, 22-23; 4, 15-16). Ten wzrost jest możliwy dzięki Eucharystii – Ciału Chrystusa. Eucharystia została przekazana Kościołowi jako Ciało mistycznego Ciała, jako źródło życia, pokarm dla wzrostu duchowego ku wieczności. Dzięki sprawowaniu Eucharystii i spożywaniu Chleba Eucharystycznego, Chrystus trwa we wspólnocie Kościoła i w każdym wierzącym w Niego. Dzięki Eucharystii powstaje duchowa, zbawcza jedność każdego człowieka z Bogiem. Jest to jedność w miłości, przez Bożą miłość, wyrażoną w najwyższym akcie ofiary miłości na krzyżu (por. J 6, 53-56).

2. Naśladowanie cnót Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Duchowość Jezusa Chrystusa, ukazana w obrazie Najświętszego Serca, została nazwana miłością zbawczą. Znakami, które to wyrażają, jest Serce Boże i umieszczony na jego szczycie krzyż, na którym Chrystus zbawił świat. Dlatego miłość zbawcza, miłość ofiarna stanowi podstawowy drogowskaz w życiu duchowym chrześcijan, w modlitwie i w codziennym życiu. Wszystko to, co przeżywa uczeń Chrystusa, jego modlitwa, relacja duchowa do Boga, decyzje życiowe, relacja do ludzi powinno wypływać z miłości zbawczej. W ten sposób życie każdego chrześcijanina staje się częścią Ofiary zbawczej Chrystusa, jest wpisane w tę Ofiarę. Miłość zbawcza jest wzorem życia, duchową siłą i światłem. Ten wzór życia zapisany jest w słowach konsekracji: Ciało Moje za was wydane... Krew Moja za was wylana... To czyńcie na Moją pamiątkę. Jezus, który cały jest miłością zbawczą, nakazuje nam żyć tą miłością. Słowa konsekracji stanowią program, podstawę życia duchowego każdego chrześcijanina.
Serce Jezusa na obrazie jest nagie. Moim zdaniem nagość ta może symbolizować przede wszystkim życie w prawdzie. Jezus powiedział: Ja jestem Prawdą (J 14, 6). Szatan jest ojcem wszelkiego kłamstwa (por. J 8, 44). Życie w prawdzie stanowi warunek konieczny rozwoju całego życia duchowego, podstawę naszej relacji do Boga i ludzi. Jeśli mielibyśmy na sumieniu najgorsze grzechy, jeśli bylibyśmy uwikłani w grzechach i sytuacjach, z których nie widzimy wyjścia, zawsze można stanąć w prawdzie przed Bogiem. Od tego aktu prawdy rozpoczyna się nasze zbawienie i powrót na drogę świętości. Dlatego należy unikać w życiu wszelkiego kłamstwa w relacji do Boga i bliźnich. Oczywiście to nie znaczy, że powinniśmy mówić ludziom wszystko o sobie – są takie sprawy, które wyznajemy podczas spowiedzi tylko Bogu za pośrednictwem kapłana, którego obowiązuje tajemnica sakramentu.
Nagość Najświętszego Serca Pana Jezusa może symbolizować także ubóstwo. Jezus został przed ukrzyżowaniem odarty z szat, odebrano Mu wszystko, nawet tunikę, którą utkała Mu Maryja. Ubóstwo, niepokładanie ufności w dobrach materialnych tego świata, czyni nas otwartymi na Boga i ludzi. Prowadzi nas do zaufania Bogu i Jego Opatrzności. Ubóstwo pomaga nam wypełniać wolę Bożą w życiu. Dzięki niemu szybciej postępujemy na drodze świętości, bo nie niesiemy ciężaru, który nas wiąże z tym światem.
Serce Jezusa jest zranione. Żołnierz przebił je włócznią i natychmiast wypłynęła krew i woda (J 19, 34). Miłość zbawcza, która czyni nas otwartymi na ludzi, jednocześnie liczy się z tym, że będzie zraniona. Jeśli otwieramy się na ludzi w bezwarunkowej miłości, to zawsze musimy liczyć się z tym, że możemy być zranieni. Najbardziej boli nas w życiu zranienie w miłości, zranienie serca. Najbardziej, najgłębiej ranią nas ci, których najbardziej kochamy. Ale naprawdę nie ma innej możliwości, jeśli prawdziwie chcemy kochać, to narażamy się na najbardziej bolesne zranienia. Rana w Najświętszym Sercu stała się bramą do wieczności przez tajemnicę miłosierdzia Bożego, przez Boże przebaczenie. Odzyskujemy tych, którzy nas dotkliwie zranili w miłości, przez przebaczenie. Oczywiście takie przebaczenie boli – boli, gdy wpuszczamy kogoś do naszego serca przez ranę, którą on sam zadał.
Najświętsze Serce Pana Jezusa okolone jest cierniem. To jest korona cierniowa, która była na głowie Pana Jezusa wiszącego na krzyżu. Ci, którzy naśladują Pana Jezusa, żyją duchowością Jego Najświętszego Serca, sprawują wszelką władzę na ziemi, władzę rodzicielską, kapłańską w Kościele, lidera wspólnoty, władzę polityczną... w koronie cierniowej. Władza jest służbą, w której wyraża się miłość ukrzyżowana, miłość zbawcza. Warto przypomnieć w tym miejscu pewne zdarzenie z Ewangelii. Pan Jezus zapowiada uczniom swoją mękę i śmierć na krzyżu za zbawienie świata. Przygotowuje ich do tego najważniejszego dzieła, dla którego przyszedł na ziemię. I po tych słowach matka synów Zebedeusza – matka Jakuba i Jana, prosi Go: Spraw, aby ci moi synowie byli w twoim królestwie po Twojej stronie prawej i lewej. Można powiedzieć, że był to znak kompletnego niezrozumienia przesłania, które Jezus do nich kieruje. On mówi o cierpieniu, a oni załatwiają sobie pierwsze miejsca, wyróżnienia w królestwie Bożym. Jezus odpowiedział: Nie wiecie, o co prosicie. Tak, oni nie rozumieją, o co proszą, oni nie rozumieją Jezusa. Później Pan Jezus im tłumaczy, że wielkim w królestwie Bożym jest ten, kto ofiarnie i z miłością służy na ziemi innym. Przełożeństwo, rozumiane według Ewangelii, jest ofiarną służbą, poświeceniem się bliźnim w służbie.
Wokół obrazu Najświętszego Serca Pana Jezusa promieniuje światło Boże. Wypływa ono z wnętrza Serca Bożego. Odwołując się do innego obrazu – do Obrazu Jezusa Miłosiernego z objawień, które Bóg przekazał św. Faustynie, światło to możemy nazwać promieniami Miłosierdzia Bożego. Źródłem światłości Bożej promieniującej z serca Bożego jest Miłość Jezusa, miłość ukrzyżowana, zbawcza miłość. Miłość ta staje się światłem na drodze życia dla wszystkich ludzi. Stanowi ona niepodważalne świadectwo miłości Boga do ludzi. Światło to płonie wokół każdego chrześcijanina, który żyje miłością Bożą w zjednoczeniu z Jezusem Chrystusem. Trzeba naśladować Pana Jezusa w jego miłości, trzeba jednoczyć się z Nim przez miłość, aby stanowić świadectwo dla innych. Chrześcijanin ma być świadkiem miłości ukrzyżowanej, miłości miłosiernej Boga. Jest to obowiązek każdego wiernego – jak mówi Chrystus: Wy jesteście światłem świata... Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5, 14-16).

Ks. Ludwik Nowakowski



Pan Jezus naszą drogą w życiu duchowym

styczeń 2021

Z Ewangelii według Świętego Łukasza                                         (Łk 9, 57-62)

Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz». Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć».

Do innego rzekł: «Pójdź za Mną». Ten zaś odpowiedział: «Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca». Odparł mu: «Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże».

Jeszcze inny rzekł: «Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu». Jezus mu odpowiedział: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego».

Wstęp.

            Chrystus powiedział o sobie: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie (J 14, 6). Droga wiąże się ciągłą zmianą, z pielgrzymowaniem. Jeżeli Chrystus jest naszą Drogą, to nasze życie ziemskie stanowi pielgrzymowanie, przemianę, której w Nim podlegamy. Chrystus jako Droga przenika nie tylko nasze życie, życie ludzi, ale i cały świat, cały wszechświat. Dlatego oblicze tego świata nieustannie przemija. Świat jest „wciągnięty” w paschalne przejście Chrystusa, wcielonego Syna Bożego. Najpierw został on naznaczony śmiercią przez grzech pierwszych ludzi. Jednak z miłosierdzia Bożego śmierć ta została pochłonięta przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa i teraz wszystko ogarnięte jest tajemnicą paschalną Zbawiciela.

             W niniejszej katechezie spróbujmy przyjrzeć się naszemu życiu duchowemu jako nieustannej przemianie, drodze, której podlegamy w Chrystusie. Od wypełnienia się tej drogi w człowieku zależy los całego stworzenia – jego wieczna przemiana w nowe niebo i nową ziemię. Dla nas samych ważne jest przede wszystkim to, co się dokonuje w nas, bo od tego zależy nasze osobiste zbawienie – nasz wieczny los. W niniejszych rozważaniach przemiana dokonująca się w człowieku zostanie ujęta w dwóch perspektywach: pielgrzymowania „zewnętrznego”, w którym dokonuje się wypełnienie woli Bożej w życiu i pielgrzymowania „wewnętrznego”, w którym kształtuje się w duszy obraz Chrystusa.   

1. Wypełnienie woli Bożej – pielgrzymowanie „zewnętrzne”.

            Cytowana na wstępie niniejszej katechezy perykopa Ewangelii nazywana jest „Trzej naśladowcy Chrystusa”. Wszyscy trzej chcą pójść za Jezusem, przynajmniej mają taki zamiar, ale zdaje się, że nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co to oznacza, jakie to niesie ze sobą konsekwencje życiowe. Ci, którzy przyjęli święcenia kapłańskie i przeszli wcześniej formację seminaryjną, mogli obserwować swoich kolegów, którzy nie doszli do święceń. Wycofujący się z drogi do kapłaństwa poznają, co za sobą niesie pójście za Chrystusem. Oczywiście jest to przede wszystkim rozeznanie powołania do służby Bożej, ale z tym powołaniem związane są określone decyzje życiowe, przyjęcie określonego stylu, podejścia do życia. Pójście za Chrystusem wymaga zaparcia się siebie samego – wyrzeczenia się siebie, świata i swoich bliskich. Takie wyrzeczenie jest dla niektórych osób czymś bardzo trudnym.

Nakreślony w Ewangelii obraz trzech naśladowców Chrystusa dotyczy wszystkich chrześcijan, wszystkich wierzących, a nie tylko powołanych do służby  Bożej w kapłaństwie czy życiu zakonnym. Istotą pójścia za Jezusem nie jest rodzaj powołania, zadań życiowych, czynności, które mamy co dziennie do wypełnienia, ale wewnętrzne nastawienie, aby we wszystkim wypełnić wolę Bożą. Dlatego to, co w niniejszych rozważaniach nazwane zostało „zewnętrznym pielgrzymowaniem” ma swoje wewnętrzne oblicze. W życiu należy czynić to i tylko to, czego chce Bóg, co jest Jego wolą. Nie ważne jest, czy są to rzeczy po ludzku oceniając wielkie, czy małe. To wypełnianie woli Bożej możemy nazwać pielgrzymowaniem w sensie „zewnętrznym”, ponieważ przejawia się ono w naszych czynach, zachowaniu, decyzjach – w tym co widać na zewnątrz, w naszej ludzkiej aktywności, czyli ludzkiej, doczesnej drodze życia. Pełnienie woli Bożej jest synonimem drogi do świętości, drogi do zjednoczenia z Bogiem. Jest to droga, czyli pewien dynamiczny proces, ciągła przemiana, która obejmuje całe nasze życie.

Patrząc na trzech ewangelicznych naśladowców Pana Jezusa warto sobie uświadomić jakie są przeszkody w tym „zewnętrznym pielgrzymowaniu”. Zatrzymanie się w drodze pójścia za Chrystusem wynika często z posiadanej błędnej wizji, czym jest owo zewnętrzne pielgrzymowanie, z czym ono się wiążę. Chrześcijanin powinien świadomie pójść za Chrystusem i jeśli nawet nie wie, nie zdaje sobie w pełni sprawy z tego, co go spotka, to jednak powinien mieć przynajmniej ogólną świadomość, że zawsze pójście to wiąże się z przyjęciem krzyża.

 Pierwszy z naśladowców Pana Jezus mówi: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Jezus mu odpowiada: Lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć. Ów człowiek wyobraża sobie określone miejsce, może miejscowość, do której miałby iść Jezus. My, ludzie, chcielibyśmy zamknąć Boga i Jego wolę w naszych ograniczonych wyobrażeniach. Chcielibyśmy, aby Bóg i Jego wola była dla człowieka czymś przewidywalnym. Bóg jednak przekracza wszystkie nasze wyobrażenia. I dlatego pójście za Nim jest pielgrzymką w nieznane. Bóg pozostanie nieprzewidywalny, nieogarniony w swej woli, w swoich decyzjach. Ta nieprzewidywalność Boga jest dla nas bardzo trudna do przyjęcia. Wymaga ona całkowitego zaufania Bogu. To zaufanie jest jak skok w przepaść.             

            Drugi naśladowca Chrystusa, zanim pójdzie za Nim, chce pogrzebać swojego ojca. To bardzo dobry uczynek, a nawet obowiązek – grzebanie umarłych jest ostatnim katechizmowym uczynkiem miłosierdzia względem ludzkiego ciała. W tym przypadku dochodzą jeszcze do głosu więzy krwi – to jest zmarły ojciec. W wielu miejscach w Ewangelii Jezus naucza w sposób, można powiedzieć, szokujący. Wyostrza problemy, używa szokujących porównać i słów, np.: „Kto nie nienawidzi swego życia”, „u was nawet włosy na głowie wszystkie są policzone”, „zburzcie tę świątynię”. Takie szokujące działanie i mówienie ma na celu wyostrzyć jakąś prawdę duchową. W kulturze żydowskiej pogrzebanie umarłego ojca wiązało się z przejęciem jego dziedzictwa – pozycji społecznej, majątku, kultury, czyli doczesnej spuścizny. Jezus odpowiada owemu człowiekowi: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże. Królestwo Boże wytwarza własną kulturę, prawa, zwyczaje, nowy rodzaj pokrewieństwa – pokrewieństwo dzieci Bożych w Duchu Świętym. Idący za Chrystusem musi wzrastać w tym nowym pokrewieństwie, nowych więzach duchowych – według słów Jezusa wypowiedzianych do Nikodema: Trzeba wam się powtórnie narodzić. Jeśli rodzimy się powtórnie to tylko wtedy, gdy poprzednie życie umiera – zostawiamy umarłym grzebanie umarłych.

Dziś naturalne czynniki kulturowe, tradycje, zwyczaje obumierają, a razem z nimi wszystko to, co było w nich dobre, co było pomocą w głoszeniu Ewangelii. Ludzie stają się coraz bardziej wykorzenieni z życia narodowego, rodzinnego. Rodziny niesakramentalne często nie wytwarzają żadnych trwałych więzi między ludzkich – po śmierci ojca i matki często nie ma już domu, nie ma do kogo i do czego wracać. Ludzie rozjeżdżają się po świecie tracąc kontakt z rodziną. Jeśli są wierzący w Chrystusa zostaje im tylko nowa kultura i nowe pokrewieństwo królestwa Bożego. Idąc za Chrystusem dziś coraz więcej ludzi nie ma czego porzucać lub niewiele zostało im do porzucenia. To jest nowa sytuacja.   

  Ostatni z naśladowców Pana Jezusa mówi do Niego: Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu. Jezus mu odpowiada: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego. Z tej odpowiedzi można wnioskować, że ów trzeci człowiek zwraca się ku przeszłości swego życia, jest do niej mocno przywiązany i dlatego trudno mu pójść za Chrystusem. Przykładem pozytywnym w tym względzie jest św. Paweł, wcześniej ortodoksyjny Żyd i prześladowca Kościoła świętego. Apostoł Narodów mówi: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie (Flp 3, 13-14). Przywiązanie do przeszłości jest mocnym hamulcem w swobodnym pójściu za Chrystusem. Często też stanowi stratę czasu, zastanawiania się nad przeszłością, rozpatrywania względów ludzkich – co ludzie powiedzą itp.

W kontekście problemu trzeciego naśladowcy Chrystusa warto zastanowić się nad współczesnym zjawiskiem niektórych forów internetowych – mam tu na myśli np. forum Nasza klasa. Jaki jest sens tworzenia grupy internetowej, szukania po czterdziestu latach kontaktów z ludźmi, z którymi było się w podstawówce? Moim zdaniem jest to nie tylko strata czasu, ale również wyraz duchowej nostalgii za tym, co bezpowrotnie minęło. Nostalgia taka zniewala człowieka, odbiera mu siły życiowe. Stanowi niebezpieczną „rzekę zapomnienia” pośród aktualnych trudów życia, krzyża, który trzeba nieść. Stanowi ona duchowe opium: „wtedy to było dobrze, byłem w pełni sił, nie miałem problemów...” Takie spotkania po wielu latach mogą być niekiedy bardzo niebezpieczne – np. nieść ze sobą pokusę odnowienia pierwszej miłości i prowadzić do zdrady małżeńskiej.    

2. Upodobnienie do Chrystusa – pielgrzymowanie „wewnętrzne”.

            Na pielgrzymowanie „zewnętrzne” – wypełnienie woli Bożej w życiu nakłada się nasza wewnętrzna przemiana. Zewnętrznie nasze życie przemija. Pojawiają się i kończą zadania życiowe wynikające z przyjętego stanu życia, tzw. obowiązki stanu, obowiązki małżeńskie, rodzinne, zawodowe... Zmieniamy się zewnętrznie, starzejemy się. W życiu dorosłym z biegiem lat ubywa nam sił. Jednocześnie jednak – jak powie św. Paweł – chociaż niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, którzy jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień (2Kor 4,16). Nosimy nieustanne w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele (tamże, 4,10). Przez chrzest jesteśmy wciągnięci w misterium paschalne Chrystusa – w Jego śmierć i zmartwychwstanie. Nasz wewnętrzny człowiek odnawia się z dnia na dzień, upodobniając się do Chrystusa zmartwychwstałego.

            Wewnętrzny proces upodobnienia się do Chrystusa zmartwychwstałego wiąże się z nieustannym obumieraniem. Obumieranie to jest warunkiem koniecznym kształtowania się w nas nowego człowieka na obraz Chrystusa zmartwychwstałego. Proces ten jest bolesny – możemy go nazwać obumieraniem duchowym, śmiercią duchową. Ma on doprowadzić do stanu, o którym mówi św. Paweł Apostoł: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2, 20).

W duchowym obumieraniu, koniecznym do zmartwychwstania, można wyróżnić pewne etapy. Pierwszy z nich, który rozpoczyna cały proces rozwoju duchowego, stanowi nawrócenie – szczególnie nawrócenie z grzechów ciężkich. Dokonuje się on dzięki wezwaniu i łasce Boga, ale wysiłek osobisty człowieka ma na tym etapie niebagatelne znaczenie. Od odpowiedzi człowieka na łaskę nawrócenia zależy jego trwałość. Odpowiedź ta składa się z kilku elementów: wyznania swej winy, zadośćuczynienia, podjęcia pokuty i umartwienia, aby nie wracać do grzechów. Pokuta i umartwienie związane są z wewnętrznym cierpieniem, obumieraniem. Ćwicząc się w pokucie trzeba przede wszystkim zjednoczyć się z Chrystusem pokutującym i cierpiącym za grzechy świata. Dlatego pokutę trzeba połączyć z rozważaniem męki Pańskiej.

Drugim etapem obumierania duchowego jest to, co św. Jan od Krzyża nazwie noc zmysłów. Nasze zmysły są jak okna, poprzez które stykamy się ze światem zewnętrznym: z ludźmi, rzeczami, sytuacja­mi, zdarzeniami naszego życia. Świat dostarcza nam bodźców do życia i pobudza nasze uczucia, sprawia nam radość, rozbudza nadzieje – lubimy podróżować, poznać coś nowego, przeczytać dobrą książkę, odwiedzić przyjaciela, mieć własne hobby... Możemy tak mocno oddać się radościom zmysłowym, tak mocno być zapatrzeni w świat w naszych oknach, że zapomnimy o wnętrzu duszy. Gorzej jeszcze, postawa ta ogarnia także życie religijne. Do samego Pana Boga podchodzimy zmysłowo, uczuciowo – chcemy, aby On zaspakajał nasze potrzeby uczuciowe. Przywiązujemy się do radości płynącej z modlitwy, z ciszy, spokoju, ukojenia zmysłów. Życie duchowe może zostać zastąpione płytkim przeżyciem uczuciowym związanym z modlitwą, które będziemy uważali za szczyt rozwoju duchowego. Bóg wtedy wprowadza duszę z noc zmysłów – odbiera człowiekowi radość życia i radość płynąca z modlitwy. Świat przestaje nas cieszyć. Przestaje nas cieszyć modlitwa. Wydaje się nam, że się cofamy i tracimy komunię z Bogiem. Nawet nie możemy rozważać Pisma Świętego. Bóg czyni to wszystko, aby uwolnić nas od przywiązania do przyjemności uczuciowych i skierować ku głębszemu życiu duchowemu, chce oczyścić naszą miłość, chce oczyścić naszą płytką uczuciową motywację trwania przy Nim. Noc zmysłów prowadzi do uproszczenia modlitwy. Dusza ludzka zaczyna się skłaniać ku modlitwie miłującej obecności – ku miłosnemu wpatrywaniu się w Boga, bez słów, bez rozważań. Dusza w ten sposób przechodzi od myślenia o Bogu do trwania w Nim. Przez noc zmysłów człowiek zewnętrzny staje się człowiekiem wewnętrznym – Bóg staje się jego największą wartością.

Noc zmysłów nie stanowi jednak końca obumierania wewnętrznego człowieka. Po niej następuje noc ducha, która przebóstwia człowieka. Proces ten ma doprowadzić do kochania Boga nie naszą, ale Jego miłością. W tej nocy człowiek traci własne życie duchowe – już zupełnie nim nie włada, aby zyskać życie Boże – czyli życie miłością Bożą. Noc ducha prowadzi do tego, o czym mówi św. Paweł: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Po nocy zmysłów Bóg stał się dla człowieka największą wartością. Teraz Bóg ukrywa się przed człowiekiem, aby człowiek mógł kochać Boga Jego miłością. Dla tych, którzy już nie mają nic oprócz samego Boga, jest to najboleśniejszy etap obumierania duchowego. Od razu trzeba tu zaznaczyć, że przez noc ducha w życiu ziemskim Bóg przeprowadza tylko wybrane dusze. Wstrząsające w tym względzie jest świadectwo św. Teresy z Kalkuty, która wyznała swojemu kierownikowi duchowemu, że na wiele lat utraciła wiarę w Chrystusa. Chociaż codziennie przyjmowała Komunię Świętą, przeżywała wewnętrznie, że Boga nie ma. Noc ducha jest udziałem w konaniu Jezusa na krzyżu, który modlił się: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27,46). Noc ducha prowadzi duszę do duchowych zaręczyn i zaślubin z Chrystusem – największego zjednoczenia z Bogiem w miłości, jaki jest możliwe w życiu ziemskim. Jest to zjednoczenie z Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym jednocześnie – jaki obraz Chrystusa zostaje wyryty w duszy.     

 

Ks. Ludwik Nowakowski

Charyzmat i duchowość Misji św. Teresy w perspektywie 25-lecia jej działalności.

 październik 2020
Czytanie z pierwszego Listy świętego Pawła Apostoła do Tesaloniczan           (1Tes 5, 12-22)                         
 
Prosimy was, bracia, abyście uznawali tych, którzy wśród was pracują, którzy przewodzą wam i w Panu was napominają. Ze względu na ich pracę otaczajcie ich szczególną miłością! Między sobą zachowujcie pokój! Prosimy was, bracia, upominajcie niekarnych, pocieszajcie małodusznych, przygarniajcie słabych, a dla wszystkich bądźcie cierpliwi! Uważajcie, aby nikt nie odpłacał złem za złe, zawsze usiłujcie czynić dobrze sobie nawzajem i wobec wszystkich! Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie! Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła.
                       
1. Pragnienie nowego oddechu.
 
            W tym roku Misja św. Teresy od Dzieciątka Jezus przeżywa Jubileusz 25-lecia swej działalności w Polsce. Nasz ruch modlitewny ma już pewną historię i dorobek – oczywiście nie do końca po ludzku rzecz ujmując wymierny. Z pewnością najważniejsze owoce naszej działalności – czyli modlitwy za kapłanów, znane są tylko Panu Bogu. Także tylko Bóg, który patrzy w ludzkie serca, może ocenić na ile udział w Misji św. Teresy przyczynił się do uświęcenia jej członków i w ilu młodych sercach pomógł on wzbudzić powołanie do służby Bożej. Zatem pełną ocenę duchowych owoców naszej działalności najlepiej pozostawić Panu Bogu.
            Posiadanie dorobku, własnej historii przez ruch modlitewny jest z jednej strony czymś bardzo pozytywnym, cennym, ale z drugiej strony rodzi pewne niebezpieczeństwa. Doświadczenie minionych lat jest niewątpliwie oparciem. Mamy za sobą dobrze rozpoznany i ukształtowany charyzmat naszego ruchu – wezwanie do modlitwy za kapłanów i o nowe powołania. Do pewnego stopnia wypracowane już zostały metody formacji duchowej dzieci i osób dorosłych. Cały czas jeszcze w fazie kształtowania jest formacja młodzieży. Wciąż jeszcze szukamy najskuteczniejszych – patrząc od strony ludzkiego działania – środków formacji młodzieży, dostosowanych do współczesnej mentalności młodego człowieka i znaków czasu. Chodzi przede wszystkim o pracę w ciągu roku. Potrafimy mądrze od strony duchowej i zarazem atrakcyjnie organizować wyjazdy wakacyjne dla dzieci i młodzieży. Organizujemy dni skupienia dla osób dorosłych. Wytworzył się zwyczaj corocznego świętowania wspomnienia naszej Patronki – św. Teresy od Dzieciątka Jezus, w Niepokalanowie.
            Misja posiada już zatwierdzone struktury prawne kościelne i cywilne. Od strony kościelnej nasz ruch modlitewny został zatwierdzony Dekretem Arcybiskupa Metropolity Warszawskiego Kazimierza Nycza dnia 1 października 2008 r. (Nr 5047/A/2008). Co roku składane są do Kurii Warszawskiej sprawozdania duszpasterskie i finansowe z naszej działalności. Wszystkie katechezy i inne materiały formacyjne archiwizowane są Kurii. W listopadzie 2017 r. została zarejestrowana cywilna Fundacja Misji św. Teresy, która zajmuje się materialnym aspektem naszej działalności. Na przykład od strony prawnej Fundacja jest organizatorem wyjazdów wakacyjnych, przez nią przechodzą wpłaty uczestników. Na konto Fundacji można składać darowizny na potrzeby i cele Misji św. Teresy. 
            Doświadczenie, dorobek, który posiadamy jest ogromnym atutem – ułatwia nam działanie dla Kościoła. Jesteśmy pozytywnie postrzegani, darzeni zaufaniem w środowiskach, w parafiach, w których jest Misja, a także w ocenie hierarchii kościelnej – tak jest przynajmniej w Archidiecezji Warszawskiej. Oczywiście takie zaufanie jest jednocześnie zobowiązaniem, aby nadal działać profesjonalnie, odpowiedzialnie i jednocześnie z wiarą i ufnością wobec Boga.
            Jednocześnie należy zdać sobie sprawę, że posiadanie własnej historii i dorobku związane jest z różnymi niebezpieczeństwami. W żadnym wypadku nie powinniśmy się pysznić tym, co robimy. Święta Teresa powiedziała, że wszystko jest łaską. Nasz udział w Misji św. Teresy, powołanie do modlitwy za kapłanów, jest darem od Boga. Także duchowość małej drogi, którą nieudolnie próbujemy żyć, jest łaską. My tylko jak puste i kruche naczynia otwieramy się na dary Boże. Dobrze, że Pan Bóg co jakiś czas daje nam doświadczyć naszej niedoskonałości, słabości czy opieszałości. Doświadczenie własnej nędzy, słabości i grzechu chroni nas od pychy.
            Kolejnym niebezpieczeństwem jest stagnacja i samo zamknięcie się wspólnot. Starzejące się wspólnoty niestety dość często stają się kółkiem wzajemnej adoracji. Z trudem wpuszczani są do takich wspólnot nowi liderzy czy animatorzy. Ze starzejącą się wspólnotą dzieje jest tak jak z człowiekiem starym. Wielu starych ludzi z góry podchodzi nieufnie do tego co nowe. Mówi o tym Jezus w Ewangelii: Napili się starego wina i nie chcą nowego, mówią: Stare jest lepsze. Jednak uczeń Chrystusa powinien ze swego skarbca wydobywać rzeczy stare i nowe. Trzeba łączyć zdobyte doświadczenie z otwartością na nowych ludzi i nowe wyzwania – żebyśmy nie daj Boże nie stali się struktura prawną, z której uciekł Duch Święty. Ktoś z przekąsem powiedział, że gdyby Kościołowi II-III wieku zabrano Ducha Świętego, to przestał by on istnieć. Ale gdyby współczesnemu Kościołowi Pan Bóg zabrał Ducha Świętego, to nikt by tego nie zauważył. Często jesteśmy w Kościele tak zadufani we własnych strukturach, organizacjach, środkach finansowych, budowlach, które posiadamy, kuriach itd., że Duch Święty już nie jest nam potrzebny. On został w stajence betlejemskiej, a dzisiaj już nikt nie mieszka w stajence. Strzeżmy się tego. Dopuszczajmy nowych ludzi do funkcji animatorów, do sekretariatu, do organizacji wyjazdów i rekolekcji. Szczególnie starajmy się angażować młodzież. Otwierajmy się także na nowe wyzwania, nowe zadania związane z naszym charyzmatem modlitwy za kapłanów. Słuchajmy Ducha Świętego i łączmy stare z nowym – zdobyte doświadczenie z serdecznym otwarciem na nowych ludzi i nowe wyzwania.        
             
2. Aktualność charyzmatu Misji św. Teresy.
 
            Charyzmat modlitwy za kapłanów, dzięki któremu powstał nasz ruch modlitewny, stanowi centrum naszych wspólnot i całej działalności. Nigdy nie powinniśmy o nim zapominać, ani usuwać go na bok. Temu charyzmatowi służy formacja we wspólnotach, praca sekretariatu Misji, organizowane rekolekcje, dni skupienia wyjazdy, nasze wydawnictwa. Modlitwie za kapłanów służy cywilna Fundacja. Owszem np. w rekolekcjach wakacyjnych uczestnicą także osoby, które nie modlą się w Misji. Ale my nie możemy przekształcić się w organizację, która sprawnie i z pożytkiem duchowym organizuje wypoczynek dla dzieci i młodzieży. To nie jest nasz pierwszy cel. Zabieranie na wyjazdy osób, które nie modlą się za kapłanów stanowi promocję naszego ruchu modlitewnego i chęć pozyskania nowych Aniołów Modlitwy.
            Proponowana formacja w grupach ma utwierdzać jej członków w modlitwie za kapłanów. Dlatego, jeśli chodzi o grupy dzieci, animator, niezależnie od aktualnego tematu katechezy podczas spotkania, powinien przypominać i jakoś delikatnie weryfikować podjęte zobowiązanie modlitwy za kapłanów. Dobrze jest co jakiś czas, aby dzieci, czy młodzież, podczas spotkania głośno powiedziały za kogo się modlą. Niestety zdarza się, że Aniołowie Modlitwy zapominają imię kapłana, za którego się modlą. To znaczyłoby, że raczej nie są duchowo związani ze swoim kapłanem, a Modlitwę do Matki Bożej Kapłanów odmawiają automatycznie.
            Znaki czasu powinny nas utwierdzać w naszym powołaniu modlitwy za kapłanów, a nawet o coraz większej potrzebie tej modlitwy. Obecnie w Polsce seminaria duchowne zarówno diecezjalne jak i zakonne mają coraz miej kandydatów do kapłaństwa. Życie zakonne w wielu zgromadzeniach wprost zamiera. Zakony się starzeją. Nierzadko księża opuszczają stan duchowny i to w atmosferze skandalu. Oczywiście zły stan duchowieństwa i zanik powołań do stanu duchownego nakłada się na szerszy kryzys całej społeczności wierzących, laicyzację, zmaterializowanie, konsumpcyjny styl życia i szukanie w życiu jedynie przyjemności. Coraz mniej ludzi zdolnych jest do poświęceń, wyrzeczenia się siebie w służbie bliźnim. Nic dziwnego, że z takiego społeczeństwa wychodzą bardzo słabi księża i jest ich coraz mniej. Jednocześnie kiedy Kościół w Europie, a w tym i w Polsce zamiera, rozwija się on prężnie w Azji i w Afryce. Na przykład seminaria duchowne Księży Werbistów w Wietnamie czy na Filipinach są pełne. Spełnią się słowa Chrystusa, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła. Jednak nie koniecznie nie przemogą go w Europie i w Polsce. Jako Misja św. Teresy, modląc się za kapłanów, wołamy do Boga o miłosierdzie, aby Kościół w Polsce ocalał. Nieustannie prosimy o nowych i świętych kapłanów.     
 
3. Duchowość małej drogi.
           
Misja św. Teresy nie tylko modli się za kapłanów, ale pragnie również iść jej małą droga duchową. Duchowość ta jest wspaniałym darem Boga dla wszystkich osób modlących się za kapłanów. Ona przez swoją słabość stanowi naszą siłę. Przypomnijmy, że podstawowym obrazem małej drogi duchowej jest dziecko, które stoi u podnóża wysokich schodów. Na ich szczycie stoi Ojciec. Teresa tłumaczy, że są to schody doskonałości. Dziecko próbuje wejść na pierwszy stopień, ale nie może. Próbując, upada. Znowu próbuje i znowu upada. Nie jest w stanie wejść nawet na pierwszy stopień doskonałości. Ale Ojciec, który widzi daremne wysiłki dziecka, po jakimś czasie zlituje się nad nim, bo je bardzo kocha, zejdzie, weźmie je na ręce i sam wniesie na szczyt świętości. Wszystko nas przerasta: świętość, do której mamy obowiązek dążyć, modlitwa za kapłanów w świecie wrogim Kościołowi. Ale nad nami jest Bóg i trzeba do Niego wołać, aby wziął nas na ręce. Tylko słabi, ci, którzy czują się najmniejsi dają się wziąć na ręce. Dlatego można powiedzieć, że słabość jest nasza siłą.
Duchowość kształtuje się i wyraża przez wszystko, co robimy w życiu: przez formę naszej modlitwy, sposób podejścia do innych ludzi i siebie samych, przez to, jak próbujemy rozwiązywać nasze problemy, w jaki sposób podejmujemy nasze obowiązki i zadania. Wymieńmy niektóre postawy życiowe charakterystyczne dla duchowości małej drogi: aktywne słuchanie innych, aby z tego, co mówią, po osobistym rozeznaniu, wyciągnąć wskazania do pełnienia woli Bożej – dajemy się jakby innym prowadzić w życiu; korzystanie z różnorakiej pomocy innych osób – osoba idąca małą drogą absolutnie nigdy nie chce być samowystarczalna, wprost przeciwnie, chętnie korzysta z pomocy innych; otwartość na pełnienie zadań, które nas całkowicie przerastają – jeśli rozeznaliśmy, że tak jest wola Boża; w doświadczeniu własnej słabości i grzechu całkowite powierzenie się Jezusowi, rzucenie się Jemu w ramiona; łatwość kontaktu z każdym człowiekiem, a szczególnie z najsłabszymi i najmniej znaczącymi w oczach ludzi.
Duchowość małej drogi św. Teresy z Lisieux ma charakterystyczną formę modlitwy. W Misji nazywamy ją modlitwą w milczeniu. Zdaje się, że jeszcze zbyt mało Aniołów Modlitwy praktykuje tę formę modlitwy. Pewnego razu, po odbytych rekolekcjach w zakonie, św. Teresa zanotowała w Dziejach duszy: „Te rekolekcje nie przyniosły mi żadnej radości, żadnej pociechy. Jestem taka oschła. Jednak czuję, że Jezus śpi w swojej małej łódeczce. Śpi na dnie mojej duszy. Ach! wiem doskonale, jak rzadko dusze dopuszczają do tego, by mógł w nich zasnąć spokojnie. Jezus jest tak zmęczony nieustannym dawaniem i pogonią za duszami, że chętnie korzysta z odpoczynku, jaki Mu ofiarowuję. Przebudzi się zapewne podczas wielkich rekolekcji w niebie, sprawi mi wtedy największą radość.” Modlitwa w milczeniu polega na cichej, bez słów, pełnej miłości adoracji Pana Jezusa obecnego w naszym sercu. Trzeba zamknąć oczy i przytulić się do Jezusa – tak, jak św. Jan na Ostatniej Wieczerzy położył głowę na Jego Sercu. Zalecane jest, aby każdy Anioł Modlitwy przynajmniej 10 minut dziennie modlił się w ten sposób.
 
Zakończenie.
            Niniejsza katecheza niech będzie zachętą do podjęcia refleksji nad wartością i aktualnością charyzmatu modlitwy za kapłanów. Ożywmy w sobie i w naszych wspólnotach ów charyzmat. Uświadamiajmy innym potrzebę modlitwy za kapłanów i o nowe powołania w Kościele – szukajmy nowych Aniołów Modlitwy Misji św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Także pobudźmy w sobie pragnienie kroczenia małą drogą duchową św. Teresy. Niech modlitwa za kapłanów i mała droga pomoże budować w Chrystusie więź wiernych świeckich z ich pasterzami.   
Do modlitwy za kapłanów w Misji św. Teresy najlepiej jest zgłaszać się przez stronę internetową: www.misjateresy.pl  - wypełniając elektroniczny formularz zgłoszenia.  
 
Ks. Ludwik Nowakowski

Wszechmoc Boża jako duchowe oparcie dla wierzących.

wrzesień 2020

Z Ewangelii według świętego Mateusza                                                    (Mt 10, 26-33)
 
Jezus powiedział do swoich apostołów:
«Nie bójcie się ludzi! Nie ma bowiem nic skrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie w świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach.
Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież bez woli Ojca waszego żaden z nich nie spadnie na ziemię. U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie».
 
Czytanie z Księgi Mądrości                             (Mdr 11, 21-26)
 
Potężnie działać zawsze jest w Twej mocy i któż się oprze potędze Twojego ramienia? Świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia!
 
Wstęp.
 
            Najczęściej w nauczaniu kościelnym, w homiliach, kazaniach, katechezie szkolnej, w pouczeniach duchownych np. podczas spowiedzi itp. ukazywana jest miłości i miłosierdzie Boże. Oczywiście nie ma w tym nic dziwnego, jest to całkiem słuszne, ponieważ ze swej natury Bóg jest Miłością. Nie należy jednak w nauczaniu zaniedbywać innych przymiotów Bożych. Obecnie w czasach licznych zagrożeń Kościoła, ataków na niego zorganizowanych struktur zła, w czasie upadku autorytetów zarówno kościelnych jak i świeckich, w czasach podważania porządku naturalnego i prawa Bożego, należy przypominać o jednym z najważniejszych przymiotów Bożych – czyli o wszechmocy Boga. Wszechmoc Boża stanowi bowiem podstawę wszelkich obietnic, jakie Bóg zachował dla wierzących w Niego: ostatecznego pokonania szatana i wszelkiego zła przy powtórnym przyjściu Chrystusa na ziemię, nadziei życia wiecznego i wiecznej chwały zbawionych, przemiany obecnej rzeczywistości w Nowe Niebo i Nową Ziemię. Wszechmoc Boża stanowi podstawę wypełnienia się sądu nad żywymi i umarłymi.        
           
1. Lęk jako doświadczenie ludzi po grzechu pierworodnym.
 
            Przed grzechem pierworodnym człowiek żył w przyjaźni z Bogiem, dlatego miał pełne poczucie bezpieczeństwa, nie odczuwał jakiegokolwiek lęku. Lęk pojawił się zaraz po popełnieniu grzechu przez pierwszych ludzi. Czytamy w Księdze Rodzaju, że ludzie po grzechu skryli się ze strachu przed Bogiem (por. Rdz 3, 9). Człowiek odwrócił się od tego, który jest wszechmocny, który stanowił oparcie dla jego życia, dlatego zaczął odczuwać lęk o własny byt. Skutkiem grzechu pierworodnego stała się śmierć cielesna ludzi i różnego rodzaju choroby i cierpienia. Życie człowieka stało się kruche, ciągle zagrożone – według słów Psalmu (Ps 90, 5-6. 10):   
Porywasz ich: stają się jak sen poranny,
jak trawa, co rośnie:
rankiem kwitnie i jest zielona,
wieczorem więdnie i usycha.
(...)
Miarą naszych lat jest lat siedemdziesiąt
lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt;
a większość z nich to trud i marność:
bo szybko mijają, my zaś odlatujemy.
Lęk jest nieodłącznym towarzyszem człowieka po grzechu pierworodnym. Można powiedzieć, że jest on swego rodzaju kagańcem na szyi. Ludzie przez bojaźń śmierci, przez lęk o własne życie stali się niewolnikami diabła. Z tej niewoli przyszedł nas wyzwolić Chrystus przez swoją śmierć i zmartwychwstanie (por. Hbr 2, 14-15). Człowiek podległy lękowi nie może się w pełni rozwijać, nie może w pełni żyć. Kręci się wokół siebie, pragnąc ocalić własne życie doczesne, a i tak mu się to nie uda. Dopiero ten, kto przyjmie łaskę Chrystusa zmartwychwstałego i Jego mocą straci, ofiaruje swoje życie ze względu na Chrystusa i jego Ewangelię, doświadcza wyzwolenia duchowego. Chrystus mówi, że ten kto straci swoje życie, ofiarowując je w służbie Ewangelii, zachowa je na życie wieczne (por. Mk 8, 35).
Człowiek odrzucając Boga, odwracając się od Niego, sam siebie postawił w Jego miejsce, zaczął siebie samego ubóstwiać. Owszem człowiek jest podobny do Boga, bo takim został stworzony. Jest najbardziej podobny do Boga ze wszystkich stworzeń widzialnych. Podobieństwo to polega na tym, że człowiek podobnie jak i Bóg jest osobą, jest rozumny i wolny. Może sam kierować swoim życiem i światem, może przekształcać świat. Jednak nie dorównuje on Bogu doskonałości, nie jest wszechwiedzący. Również chociaż jest wolny, jednak jego wola jest bardzo niedoskonała. A przede wszystkim człowiek nie jest wszechmocny, tak jak Bóg. Człowiek przed popełnieniem grzechu pierworodnego miał udział we wszechmocy Boga, mógł się na niej całkowicie oprzeć. Dlatego będąc przy Bogu czuł się bezpieczny. Bóg był dla niego ostatecznym celem i oparciem. Zapewniał człowiekowi pokój duszy i był źródłem jego szczęścia.
Szatan jest bardzo inteligentnym duchem. On wie, że człowiek nie jest wszechmocny i dlatego nie znajdzie sam w sobie ostatecznego oparcia, źródła bezpieczeństwa własnego istnienia. Dlatego też kusi człowieka usiłując mu wmówić, że wprawdzie pojedynczy człowiek nie jest wszechmocy, ale ludzkość jako całość jest wszechmocna. Obecnie ludzkość ulega tej iluzji, zachłysnąwszy się osiągnięciami nauki i techniki. Rozwinęły się narzędzia komunikacji międzyludzkiej, systemy informacji. Powstaje sztuczna inteligencja – maszyny, które same się uczą. Człowiek ruszył na podbój kosmosu. Te wszystkie osiągniecia tworzą w człowieku iluzję jego wszechmocy cywilizacji ludzkiej. Jednak nieodłączna od człowieka śmierć i towarzyszące jej choroby i cierpienia nieustanie uświadamiają ludziom ich prawdziwy stan. W obliczu śmierci pojawia się lęk i pryskają wszelkie mity.
Jedyną drogą ostatecznego przezwyciężenia ludzkiej słabości, lęku, niewystarczalności i przemijalności ludzkiego istnienia jest oparcie się na wszechmocnym i miłosiernym Bogu. Dokonuje się ono przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Może właśnie dlatego wielu ludzi nawraca się lub staje się bardziej pobożnymi w starości. Perspektywa rychłego odejścia z tego świata skłania ku szukaniu oparcia w Bogu, bo już nic innego, ani pieniądze, ani ludzie, nie stanowi źródła ludzkiej nadziei.     
 
2. Manifestacja wszechmocy Boga w historii świata.
 
             Bóg objawia swą wszechmoc w dziejach świata przez cały czas. Na sądzie ostatecznym okaże się, że całe dzieje świata, historia ludzkości i poszczególnych osób stanowią objawienie się wszechmocnego Boga w Jego działaniu. Bóg nieustannie działa w świecie, w społeczności ludzkiej i w życiu poszczególnych osób. Nieustanie podtrzymuje człowieka w istnieniu, udziela mu swoich darów, opiekuje się nim. Tą nieustanną troską i opiekę Boga nad światem i życiem poszczególnych ludzi nazywamy Opatrznością Bożą. Jak powie Chrystus w Ewangelii, u ludzi nawet włosy na głowie są policzone (por. Mt 10, 30). To działanie Opatrzności splata się z ludzkim działaniem, z ludzką wolą – niekiedy przewrotną i złą. W konfrontacji ze złem Opatrzność Boża troszczy się przede wszystkim o wieczne zbawienie ludzi.
            Na tle całej historii świata i ludzkości można wyróżnić szczególne momenty działania Boga, manifestacji Jego wszechmocy. Pierwszym takim momentem był sam akt stworzenia świata. Bóg jednym słowem, postanowieniem swej woli, stworzył świat materialny, powołał go do istnienia. Stworzył świat z niczego. Sprawiła to wszechmoc Boga. Pojawiły się w ten sposób gwiazdy i planety – świat nieożywiony, oraz istoty żywe – rośliny, zwierzęta i ludzie. Księga Mądrości mówi, że z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę (Mdr 13, 5). Dzięki pierwszemu objawieniu wszechmocy, a także miłości i mądrości, którą był akt stworzenia, Bóg pozostawił w świecie ślad swego istnienia i działania. Cały świat jest wielką księgą objawienia się Boga, którą człowiek może nieustannie odczytywać.
            Kolejną bardzo czytelną manifestacją wszechmocy Boga, była historia narodu wybranego. Bóg ingeruje w dzieje ludzkości i świata wybierając jeden naród, aby w nim przygotować drogą dla wcielenia swego Syna. W historii narodu wybranego ukazuje się moc Boża. Bóg mocną rękę i potężnym ramieniem wyprowadza Żydów z niewoli egipskiej (por. Pwt 7, 7-8). Będzie On wspomagał ich w walce, a nawet sam będzie za nich walczył, przy wejściu do Ziemi Obiecanej (por. Joz 10, 12-13; 2Krn 20, 22-24). Sędziowie Izraela i prorocy będą czynić cuda i znaki mocą Bożą. W ten sposób Jahwe wychowywał ludzi do wiary – aby wszyscy poznali, że miły jest Mu ten, kto w Niego wierzy i postępuje według Jego prawa (por. Dz 10, 35). Powołani i wybrani wierni cieszą się wszechmocną pomocą Boga.
W pełni Bóg okazał swą moc, gdy posłał na świat swojego Syna – Słowo Boże pełne mocy. Jezus słowem Bożym wypędzał złe duchy, uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych, rozmnażał chleb, czynił wszystkie znaki i cuda. Żydzi dziwili się i mówili: cóż to za nauka z mocą. Chrystus nie uczył ich tak samo, jak ich uczeni w Piśmie, ale jak Ten, kto posiada władzę, moc Bożą (por. Mt 7, 29). Paradoksalnie największym objawieniem wszechmocy Boga jest krzyż Chrystusa. Bóg zbawia nas okazując się słabym, dając się zabić na krzyżu. Boska zbawcza wszechmoc ukryta w Jezusie Chrystusie zajaśnieje w zmartwychwstaniu.
Chrystus w darze Ducha Świętego przekazał swą moc Kościołowi. Apostołowie mocą Bożego Ducha będą czynić znaki i cuda w imię Jezusa. Obecnie moc Boża manifestuje się w każdym rozgrzeszeniu sakramentalnym, w każdej przemianie chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, we wszystkich sakramentach świętych i podczas głoszenia słowa Bożego. Ale to objawienie się zbawczej wszechmocy Boga mogą dostrzec tylko wierzący w Chrystusa.
Ostatecznym momentem manifestacji wszechmocy Bożej będzie powtórne przyjście Chrystusa na świat, w związku z powszechnym sądem nad ludzkością. Wtedy na imię Chrystusa zegnie się każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych. Okaże się, że nawet szatan, chociaż nie chciał, jednak służył spełnieniu się planów Bożych (por. Flp 2, 9-11). Mocą Bożą powstanie nowego nieba i nowej ziemi (por. Ap 21, 1). W pewnym sensie można powiedzieć, że ów nowy świat powstanie z Najświętszego Ciała Chrystusa. Będzie to największy cud działania Boga.  
Obecnie owo nowe stworzenie objawia się w dzieciach Bożych, w ich życiu i działaniu. Łaska, którą żyją wierzący, zapowiada powstanie nowego świata, wolnego od zła, demonów, cierpienia i śmierci. Ludzie odkupieni przez Boga, ci, którzy przyjęli wiarę w Jezus Chrystusa wcielonego Syna Bożego, jeśli tylko żyją łaską, którą otrzymali, stają się wobec świata objawieniem wszechmocy zbawczego działania Boga. Święty Paweł mówi, że stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych (Rz 8, 19). Zatem chrześcijanie mają bardzo ważne zadanie, ogromną odpowiedzialność za niesienie w sobie, w swoim życiu i dziełach, objawienia wszechmocy Boga. Rozszerzanie się pierwocin nowego świata na całe Boże stworzenie zależy od ich świadectwa.                          
Ks. Ludwik Nowakowski

Najświętsze Serce Pana Jezusa źródłem zjednoczenia serc ludzkich.

  czerwiec 2020

Z Ewangelii według świętego Jana                         (J  17, 20-26)

 
W czasie ostatniej wieczerzy Jezus, podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami:
„Ojcze Święty, proszę nie tylko za nimi, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał.
I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie. Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.
Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata.
Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem i oni poznali, żeś Ty Mnie posłał. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich”.
 
 
Wstęp.
 
            Od początku, od stworzenia świata człowiek został powołany do istnienia jako istota społeczna – osoba, która potrzebuje relacji z innymi osobami. Bóg choć posiada jedną naturę stanowi tajemnicę wspólnoty osób: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Dlatego stwarzając człowieka na swój obraz i podobieństwo uczynił go niejako w sposób konieczny istotą społeczną. Wprawdzie człowiek mógłby istnieć sam, ale nigdy sam nie osiągnie szczęścia. Z tego powodu można powiedzieć, że niejako w sposób konieczny – konieczny dla osiągniecia szczęścia i pełni swego istnienia, potrzebuje on innych osób, osób Boskich, aniołów i ludzi.
            Jak twierdzą niektórzy teologowie stworzenie świata, a w nim człowieka, miało być dopełnione, miało osiągnąć swój ostateczny cel i doskonałość przez wcielenie Syna Bożego. Niestety w ten pierwotny plan wszedł grzech. Bóg jednak nie pozwolił szatanowi całkowicie zniszczyć pierwotnego planu zjednoczenia ludzi z Bogiem. Syn Boży, który miał dopełnić ten plan, dokonuje zjednoczenia, jednak już nie przez samo wcielenia, ale przez swoją odkupieńczą Ofiarę. Obecnie człowiek może osiągnąć jedność z Bogiem i z innymi ludźmi, ale na drodze tego zjednoczenia stoi krzyż – to zjednoczenie przechodzi przez krzyż.    
           
1. Komunia ludzi w Chrystusie.
 
            Odwiecznie, bez czasowego początku, istniał tylko jedyny Bóg w Trzech Osobach, Ojciec Syn i Duch Święty. Nie było żadnej pierwotnej materii, nie było nic poza Bogiem, który istnieje jako doskonała istota duchowa. Bóg Ojciec postanowił stworzyć świat niewidzialny – czyli aniołów, które są rozumnymi i wolnymi istotami duchowymi i świat widzialny, materialny, a w nim ludzi, podobnie jak aniołów, istoty rozumne, ale duchowo-cielesne. Cały świat, niewidzialny i widzialny, został stworzony „ex nihilo” (z niczego), ale to nie oznacza, że bez ściśle określonego celu i motywu – ot tak po prostu, aby sobie istniał i do tego jeszcze, aby stanowił kłopot dla Boga. Bóg stworzył świat w ściśle określonym celu. Można powiedzieć, że został on stworzony jako prezent dla Syna Bożego. Czyli motywem stworzenia była miłość Ojca do Syna i w Synu zostały umiłowane wszystkie stworzenia. W ten sposób, stworzenie, które wyszło od Boga, zostało ku Niemu skierowane, otrzymało w Bogu swój ostateczny cel i szczęście. Dodać tu należy, że w odwiecznym zamyśle stwórczym Boga, dzięki Synowi Bożemu, w centrum stworzenia Bożego znalazł się człowiek.
            Syn Boży, aby w pełni przyjąć świat jako dar Boga Ojca, postanowił się wcielić, czyli przyjąć duchowo-cielesną naturę ludzką. W ten sposób zamierzał On „wejść” w stworzenie Boże. Syn Boży nie chciał przyjąć daru Ojca jako czegoś zewnętrznego, ale zapragnął uczynić ten dar częścią swojej osoby, w której złączy On dwie zupełnie różne natury – boską i ludzką. Złączy je w taki sposób, że nie ulegną one jakiemukolwiek pomieszaniu, każda z nich pozostanie sobą. Przez tajemnicę wcielenia Syna Bożego całe stworzenie miało dostąpić komunii z Bogiem. Oczywiście doskonałość tej komunii będzie zależeć od doskonałości podobieństwa danego stworzenia do Boga. Najpełniej mogą się z Nim zjednoczyć stworzenia rozumne, czyli aniołowie i ludzie, przy czym zjednoczenie w ich przypadku zależy nie tylko od doskonałości posiadanej natury, ale również, a może przede wszystkim, od współpracy rozumu i woli danej osoby z Bożym planem zjednoczenia wszystkiego w Bogu. Natomiast stworzenie nierozumne, świat materialny otrzyma zjednoczenie z Bogiem dzięki człowiekowi, jako środowisko konieczne do życia istot duchowo-cielesnych – według słów św. Pawła: Stworzenie z utęsknieniem oczekuje objawienia się synów Bożych, aby i ono miało udział w wolności i chwale dzieci Bożych (por. Rz 8, 19-21).
            Przez pryzmat tajemnicy wcielenia możemy powiedzieć, że ludzie stali się „małymi” braćmi Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Przyjęcie przez Niego natury ludzkiej stanowi ostateczną podstawę równości w Bogu wszystkich ludzi i wzywa ich do wzajemnej komunii. Rzeczy zewnętrzne, takie jak rasa, kolor skóry, narodowość, stan posiadania materialnego, zdolności, stan zdrowia, a nawet poziom świadomości życia nie mają żadnego znaczenia w kwestii wartości człowieka jako takiego. W oczach Bożych ludzie ostatecznie będą różnić się tylko stopniem zjednoczenia z Bogiem, który kształtuje się przez miłość w życiu doczesnym, a utrwali się na wieki w niebie. Ponadto przyjęcie przez Syna Bożego ludzkiej natury zobowiązuje wszystkich ludzi do wzajemnego zjednoczenia, braterstwa w Chrystusie. Ponieważ ludzie osiągają zbawienie jedynie we wcielonym Synu Boży, dlatego też wszyscy razem, we wspólnocie zmierzają do nieba. Jeżeli ktoś chce być zbawiony, to może nim być jedynie we wspólnocie bliźnich.
            Pierwotny plan Boga, zjednoczenia wszystkiego w Bogu przez wcielenie się Syna Bożego, został zakłócony przez grzech pierworodny. Można powiedzieć, że szatan z zazdrości i pychy podkusił ludzi do buntu wobec Boga. Ten inteligentny i pełen mocy duch, o wiele przewyższający doskonałością ludzi jako istoty duchowo-cielesne, nie mógł tego znieść, że Syn Boży wejdzie w stworzenie przez przyjęcie ludzkiej natury. Nie mógł znieść, że przyjmie On tak słabą, cielesną postać człowieka. Dla szatana było to poniżenie się Syna Bożego. Szatan nie mógł zrozumieć miłości Syna Bożego do Ojca Niebieskiego i do nas, małych braci.
 
2. Szkoła zjednoczenia ludzi w Najświętszym Sercu Pana Jezusa.
 
            Po grzechu pierworodnym wcielony Syn Boży, Jezus Chrystus, aby wypełnić plan zjednoczenia wszystkiego w Bogu składa siebie samego na ofiarę. Jego Najświętsze Serce, „istotowo zjednoczone ze Słowem Bożym” – czyli zjednoczone w jednej osobie Syna Bożego, staje się jedyną bramą do osiągniecia komunii ludzi z Bogiem i wzajemnego zjednoczenia ze sobą – jako „królestwo i zjednoczenie serc wszystkich”. W Chrystusie miłość Boga przybiera postać miłosierdzia, ogarniającego wszystkich ludzi, którzy wyrażają skruchę za swoje grzechy. Zatem upodobnienie się do Najświętszego Serca, naśladowanie Jego cnót, staje się drogą do nieba i do komunii z bliźnimi. Ci, którzy przechodzą przez bramę Najświętszego Serca Pana Jezusa, podążają do głębi Jego miłosierdzia we wspólnocie z braćmi i siostrami. Zwróćmy uwagę na niektóre cechy Serca Bożego, zapisane w Litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa, których naśladowanie szczególnie przyczynia się do budowania i zachowania komunii z bliźnimi.
            Najświętsze Serce Boże jest przede wszystkim „gorejącym ogniskiem miłości”. Nie można osiągnąć zjednoczenia z Bogiem i z ludźmi nie praktykując miłości, nie wzrastając w miłości. Miłość stanowi największą cnotę chrześcijańską i najważniejsze i w zasadzie jedyne prawo Nowego Testamentu, które streszcza w sobie wszystko, co zapisane jest w Ewangelii. Dlatego do osiągniecia komunii z bliźnimi konieczne jest praktykowanie miłości na wszelkie możliwe sposoby i w każdej sytuacji życia. Komunię osiąga się tylko przez miłość, bo sam Bóg stanowi komunię Osób przez Miłość – odwieczną Miłość, którą jest Duch Święty.
            Serce Jezusa jest „skarbnicę sprawiedliwości i miłości”. Miłość połączona jest w Nim ze sprawiedliwością. Naśladujący Boże Serce mają podchodzić do bliźnich ze sprawiedliwością, nie zapominając jednak o Bożym miłosierdziu. Nie wolno wymierzać bliźnim sprawiedliwości bez miłosierdzia. Nie można być okrutnym i mściwym, dlatego, że ktoś nas skrzywdził. Serce Jezusa jest pełne „dobroci i miłości”, nawet dla tych, którzy Go ranią. Najświętsze Serce, jako „krwawa ofiara grzeszników”, wzywa nas nawet do tego, abyśmy stali się ofiarą w Chrystusie, abyśmy się dali ukrzyżować naszym wrogom. Dobroć i miłość okazana grzesznikom, krzywdzicielom, wrogom, staje się dla nich wyrzutem sumienia i wezwaniem do nawrócenia.
            Serce Jezusa jest „cierpliwe i wielkiego miłosierdzia”. Cierpliwość do ludzi jest bardzo ważną cnotą, która prowadzi ich do wzajemnego zjednoczenia, zrozumienia i stanowi duchową przestrzeń do wewnętrznej przemiany człowieka. Brak cierpliwości stanowi niejako chorobę współczesnego świata. Wszyscy się śpieszą, chcą wszystko mieć od razu i najlepsze. Ludzie nie mają czasu wzajemnie dla siebie. Istnieją coraz doskonalsze środki komunikacji technicznej pomiędzy ludźmi, a pomimo tego, a właściwie przez to, czują się oni coraz bardziej samotni. Dzieje się tak dla tego, że wygasa miłość, cierpliwość, radość w kontaktach międzyludzkich. Jeśli chodzi o nawrócenie człowieka, jego wewnętrzną przemianę, to trzeba pamiętać, że na ogół jest to proces powolny. Ludzie jeśli się w ogóle zmieniają ku lepszemu to trwa długo. Często zdarza się, że człowiek idzie dwa kroki na przód, a potem znów dwa lub jeden do tyłu. Cierpliwość powinna stanowić jedną z najważniejszych cnót szczególnie rodziców, wychowawców i nauczycieli. Oczywiście potrzebna jest ona każdemu. 
            Najświętsze Serce Boże jest „hojne dla wszystkich, którzy Go wzywają”. Szczodrość, hojność jest drogą zjednywania sobie przyjaciół. Owszem istnieje niebezpieczeństwo, że ludzie wykorzystają naszą chęć pomagania innym, naszą hojność, ale pomimo to należy pomagać, należy być otwartym nawet jeśli wyjdziemy na tzw. „frajerów”. Naśladujemy wtedy Chrystusa, który ma zawsze otwarte Serce. Motywem naszej otwartości, pomocy innym, hojności jest sam Boga. Chrystus powiedział: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 24, 40). Będąc hojnymi zjednujemy sobie wszystkich o dobrym sercu. Pan Jezus uczy nas, abyśmy „pozyskiwali przyjaciół niegodziwą mamoną” (Łk 16,9).
            Serce Jezusa stanowi „przebłaganie za grzechy nasze”, jest pełne „pokoju i pojednania”. Staje się Ono ofiarą za nasze grzechy dzięki przebaczeniu, miłosierdziu, które okazuje nam Chrystus. Każdy akt przebaczenia bliźnim ich przewinień, czyni nasze życie cząstką ofiary Jezusa Chrystusa za zbawienie świata. Wzajemne przebaczenie jest bardzo ważne w zachowaniu i budowaniu wspólnoty między ludźmi. Wnosi ono pokój do wspólnoty ludzkiej. Ponadto ten kto przebacza, odpuszcza, sam otwiera się na przebaczenie Boże.
            Serce Boże jest „posłuszne aż do śmierci”. Nieposłuszeństwo stanowi jeden z najczęstszych grzechów dzieci i młodzieży. Także i ludzie dorośli grzeszą nim często, np. łamiąc prawo, zasady obowiązujące w danej wspólnocie. W nieposłuszeństwie przejawia się ludzka pycha. Oddziela ono ludzi od siebie, osamotnia ich. Natomiast posłuszeństwo bezpośrednio wpływa na zachowanie jedności międzyludzkiej. Trzeba jednak dodać, że motywem prawdziwego posłuszeństwa, otwierającego ludzi na siebie i jednoczącego ich, jest miłość. Posłuszeństwo nie może być wymuszone – bo wtedy nie budowałoby ona trwałej wspólnoty. Wszystkie układy wymuszone, nie oparte na miłości, są nietrwałe.
            Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa kończy się wezwaniem: „Jezu cichy i pokornego Serca – uczyń serca nasze według Serca Twego”. Świat pełen jest niepokoju, hałasu, ciągłego biegania i ciągłej troski o coś. Wielu ludzi jest ciągle nienasyconych, niespełnionych. Dlatego ludzie cisi i pokorni we wspólnocie stanowią jakby „bandaż”, lekarstwo dla tych o niespokojnym sercu. Łagodzą oni i gaszą niepokój, a przez to przyczyniają się do umocnienia wspólnoty, w której żyją.    
             
Ks. Ludwik Nowakowski

Niektóre duchowe aspekty doświadczenia pandemii

 maj 2020

Z Ewangelii według Świętego Łukasza                                  (Łk 21, 8-19)

 
Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: "Ja jestem" oraz: "Nadszedł czas". Nie chodźcie za nimi! I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec». Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie.
Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie.
 
Wstęp.
 
            Obecnie na całym świecie, ze względu na zakażenie koronowirusem, został ogłoszony przez światową organizację zdrowia (WHO) stan pandemii. W czasach współczesnych jest to pierwsza taka sytuacja zagrożenia epidemiologicznego, która – przynajmniej w ocenie WHO dotyka całego świata. Pandemia ma nie tylko swoje skutki w dziedzinie ludzkiego zdrowia i życia, ale wpływa na całe życie człowieka ujmowane zarówno w wymiarze osobistym jak i społecznym.
            Celem niniejszego rozważania jest uświadomienie duchowych skutków pandemii. Sytuacja jest nowa, dlatego prawidłowa jej ocena, także w płaszczyźnie duchowej, nie jest łatwa. Ponadto pandemia i związane z nią zmiany społeczne, decyzje rządów i reakcje ludzi zmieniają się bardzo szybko i zdaje się nieprzewidywalnie we wszystkich swych skutkach. Dlatego podejmując niniejsze rozważanie trzeba mieć świadomość, że może być ono obarczone wieloma błędami, a także może pomijać niektóre aspekty całej sprawy.  
              
1. Potrzeba życia duchowego w dobie pandemii.
 
            Sfera duchowa nie tylko jest jednym z wymiarów ludzkiego życia, ale – w teologii katolickiej – stanowi najważniejszy z wymiarów. Sfera duchowa kieruje cielesną. W jednej z poprzednich katechez Misji św. Teresy wyróżniliśmy trzy podstawowe siły w życiu człowieka. Nie jest to może ujęcie stricte teologiczne, a bardziej popularne – zaczerpnięte z formacji harcerskiej, ale łatwe do zrozumienia. W ujęciu tym w człowieku występują trzy podstawowe siły (płomienie): siła ciała, intelektu i ducha. Najmniejsza jest siła ciała, potem jest siła rozumu, a największa jest siła ducha. Na przykład, jak pokazuje doświadczenie, na wojnie chociaż potrzebna jest broń, jednak o zwycięstwie decyduje siła ducha żołnierzy. Biblijnym przykładem może być tu Dawid walczący z Goliatem.  
            Obecną sytuację pandemii w pewnym sensie możemy porównać do czasu wojny. Przy czym wszyscy ludzie są żołnierzami. Od zachowania całego społeczeństwa, które poddaje się kierownictwu władzy zależy zwycięstwo i ilość strat. Jednym z najważniejszych środków walki, bronią w walce z koronowirusem – jak przedstawiają to społeczeństwu władze państwowe - jest izolacja i minimalne przemieszczanie się ludności. Stawia to ludzi zupełnie w nowej sytuacji. Spędzają oni większość czasu we własnych domach w gronie rodziny lub całkowicie samotnie. Wielu ludzi pozbawionych jest spaceru, ulubionych sposobów odpoczynku i odreagowania stresu. Całkowita zmiana stylu życia generuje nerwowość, zmęczenie, konflikty rodzinne. Na przykład w bardzo trudnej sytuacji znajdują się rodzice mający dzieci w wieku szkolnym. Muszą oni łączyć pracę zawodową wykonywaną zdalnie z edukacją dzieci. Wiele rodzin w tej kwestii nie ma dostatecznej ilości komputerów, najtrudniejsze jest jednak dzielenie czasu pomiędzy pracą zawodową a dziećmi. W większości przypadków – jeśli chodzi o małe dzieci – rodzice są jednocześnie nauczycielami. Trzeba przy tym pamiętać, że w ogóle przebywanie ludzi zamkniętych razem przez dłuższy czas uruchamia mechanizmy psychiczne, które na co dzień w normalnym trybie życia są niedostrzegalne. Łatwo uzewnętrzniają się w takich warunkach wady i problemy osobowości, „spadają z ludzi maski”.
            Sytuacja, w której się znajdujemy, związana z wielu ograniczeniami w życiu społecznym, pozostawanie ludzi w małych zamkniętych wspólnotach rodzinnych, czy też samotnie w domach, wymaga od członków społeczeństwa ogromnej siły duchowej. W społeczeństwie polskim, w którym jest 90% ludzi ochrzczonych, takiej siły dostarcza przede wszystkim wiara w Boga, wiara w Chrystusa. Wiara ta karmi się sakramentami, a przede wszystkim Komunią Eucharystyczną. Ludzie potrzebują spowiedzi, udziału we Mszy świętej, rzeczywistej, a nie wirtualnej Komunii świętej. Dlatego bardzo poważnym błędem było ograniczenie ilości wiernych na Mszy świętej do pięciu osób. Tu nie chodzi o przywileje dla Kościoła w trudnej sytuacji społecznej. Kościół nie potrzebuje przywilejów, ale liturgia Kościoła, sakramenty święte są źródłem siły duchowej, której potrzeba zaznacza się szczególnie w trudnych, kryzysowych sytuacjach. W najtrudniejszym czasie epidemii koronowirusa Rząd swymi zarządzeniami uniemożliwił ludziom wierzącym uczestnictwo w najważniejszych świętach kościelnych – w Wielkanocy. Chyba najlepiej wiedzą o tym księża pracujący w parafiach, jak to się mówi „na pierwszej linii”, jak bardzo ludziom w tym czasie potrzeba było udziału w sakramentach świętych. Wielu ludzi nie wytrzymuje psychicznie tej sytuacji, załamuje się. Osobiście jestem przekonany, że nikt z Rządu nie zrobił tego celowo. Niestety nie pomyślano o sferze duchowej człowieka. Próbuje się rozwiązywać problem epidemii koronowirusa jedynie w płaszczyźnie medyczno-sanitarnej i ekonomicznej, pomijając najważniejszą sferę życia ludzkiego, jaką jest duchowość. Powinno być tak, że wszystkie inne dziedziny życia ludzkiego maksymalnie się ogranicza, aby zmniejszyć możliwość kontaktowania się ludzi, a maksymalnie umożliwia się dostęp do pomocy duchowej, do sakramentów świętych.             
 
2. Wirtualny udział w praktykach religijnych.
 
            W czasie epidemii koronowirusa, z powodu drastycznego ograniczenia ilości wiernych mogących uczestniczyć w nabożeństwach, zaleca się udział we Mszy świętej i innych nabożeństwach za pośrednictwem mediów – TV, transmisji internetowych i radia. Wiele parafii transmituje nabożeństwa dla swojej wspólnoty. Oczywiście tego typu działania mają swoją wartość duchową. Jednak należy pamiętać, że żadna transmisja multimedialna nie zastąpi rzeczywistego udziału ludzi wierzących we Mszy świętej. Msza święta stanowi uobecnienie śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, oraz uobecnienie dzięki tej ofierze wydarzeń zbawczych obchodzonych w roku liturgicznym Kościoła. Wierni, którzy realnie uczestniczą we Mszy świętej, a akcji liturgicznej mają możliwość przyjęcia wszystkich łask sakramentu Eucharystii. 
            W tych dniach wiele mówi się o komunii duchowej. Trzeba pamiętać rzecz podstawową, że komunia duchowa nie zastępuje rzeczywistej Komunii Eucharystycznej. Komunia duchowa nie jest sakramentem. Udział wiernych we Mszy świętej za pośrednictwem radia, TV i transmisji internetowej nie jest sakramentem. W obozach koncentracyjnych i łagrach sowieckich kapłani sprawowali Mszę świętą z narażeniem życia, mając do dyspozycji kromkę zwykłego chleba i odrobinę wina. Czyż wtedy nie było w Kościele nauki o komunii duchowej? Była. A jednak oni sprawowali w takich warunkach Mszę świętą. Nie wolno okłamywać ludzi wierzących, że komunia duchowa zastępuje Komunię świętą. Takie kłamstwo wyrządza im wielką szkodę duchową. Później mogą przestać chodzić do kościoła, bo powiedzą, że mają komunię z Bogiem duchowo w domu. Oczywiście podczas modlitwy o komunię duchową udzielana jest jakiś łaska, ale do końca nie wiemy jaka. W przypadku zaś sakramentu Eucharystii mamy pewność zjednoczenia z Bogiem. Nauka Kościoła mówi, że jeśli ważnie przyjmujemy jakiś sakrament, czyli jeśli spełnimy warunki przyjęcia go, to na pewno otrzymamy łaskę związaną z tym sakramentem. Na przykład jeżeli kapłan ważnie kogoś rozgrzeszy podczas spowiedzi, to taka osoba na pewno dostępuje odpuszczenia grzechów, ponieważ ksiądz posiada rzeczywistą władzę rozgrzeszania, sprawując sakrament pojednania i pokuty. Natomiast w przypadku modlitwy o odpuszczenie nam grzechów czy komunii duchowej nie mamy pewności jaką łaskę otrzymujemy, i czy ją w ogóle otrzymujemy.
            W transmisjach Mszy świętych i innych nabożeństw za pośrednictwem mediów pojawia się jeszcze jeden dość poważny problem. Z tego co mówią wierni świeccy, od strony psychologicznej dla wielu osób widok pustego kościoła, czy pustego Placu św. Piotra z samotnym Papieżem, jest po prostu przygnębiający. Wielu ludzi oglądając takie transmisje zamiast umocnić się duchowo, to jeszcze bardziej wpadają w przygnębienie. 
 
3. Lęk, zastraszenie wywołanie pandemią.
 
Według danych WHO (światowej organizacji zdrowia) na świecie z powodu zakażenia koronawirusem i chorób współistniejących umiera około 6% chorych (w Polsce jest to poniżej 4%; największa śmiertelność jest we Włoszech ponad 12%). Oczywiście każde życie ludzkie jest cenne, ale jeżeli spojrzymy na te dane statystyczne to nie możemy powiedzieć, że koronowirus stanowi największą tragedię ludzkości. W liczbach bezwzględnych do tej pory na świecie z powodu koronowirusa zmarło 141454 (dane na 16.04.2020). Dla porównania według WHO w 2016 roku z powodu choroby alkoholowej zmarło na świecie ponad 3 mln osób, czyli 21 razy więcej niż do tej pory na koronowirusa. Na zwykłą grypę (powikłania po grypowe) według WHO rocznie umiera około 650 tysięcy osób, czyli ponad 4 razy więcej niż do tej pory na koronowirusa. Powyższe dane statystyczne zostały podane celowo. Ani alkoholizm, ani zwykła grypa nie stanowi takiego zainteresowania jak epidemia koronowirusa, nazwana pandemią – czyli epidemią światową. Podane przykłady choroby alkoholowej i zwykłej grypy nie mobilizują zbytnio rządów państw do działania i w walce z nimi nie wydaje się na świecie miliardów, czy już bilionów dolarów – jak w przypadku koronawirusa.
            Chociaż koronawirus w porównaniu z innymi chorobami wcale nie zabija najwięcej ludzi, jednak wywołał ogromny lęk, poczucie zagrożenia nawet w całych społeczeństwach.
Można stąd wnioskować, że samo zakażenie nie jest jedynym źródłem owego lęku, a może nawet nie jest jego istotą. Wszystko wskazuje na to, że ów lęk, wręcz panika, poczucie zagrożenia zostały spotęgowane przekazem medialnym, czyli zostały wywołane sztucznie. Ciągłe powtarzanie w wielu mediach, w alertach ostrzegawczych, newsach, wiadomościach telewizyjnych, internetowych i radiowych o ilości zakażonych i zmarłych powoduje w psychice bardzo wielu ludzi ciągłe poczucie zagrożenia. Jak to ktoś powiedział: „wielu ludzi ma koronawirusa w głowie”. To o czym tu mówimy jest zgodne z klasyczną definicją lęku. Lęk jest stanem psychicznym, w którym rodzi się poczucie zagrożenia spowodowane przez czynniki zewnętrzne lub wewnętrzne. Dłuższy czas odczucia zagrożenia prowadzi do depresji lekowej – trwałego stanu chorobowego. Stany lekowe mogą powstać w reakcji na bezpośrednie, realne niebezpieczeństwo, ale też na całkowicie nierealne, wymyślone – np. sztucznie wykreowane przez przekaz medialny. 
            Nie tylko media podsycają stan zagrożenia, leku podczas pandemii. W tym względzie brzemienna w skutkach może okazać się decyzja noszenia maseczek na twarzy. Początkowo sam minister zdrowia kwestionował celowość ich noszenia. Obecnie zmienił zdanie. Niezależnie od oceny na ile maseczki przyczynią się do wygaszenia pandemii, ich noszenie przez długi czas przez całe społeczeństwo będzie podtrzymywać w świadomości ludzi stan zagrożenia, czyli podsycać lęk. Sam widok ludzi w maseczkach obecnych wszędzie będzie przypominał o zagrożeniu pandemią.    
            Lęk przed zakażeniem, poczucie zagrożenia mają swoje skutki w wielu dziedzinach ludzkiego życia. Najbardziej są one widoczne w sferze gospodarki i ekonomii. Wizja zastoju, czy zapaści gospodarczej spowodowała uruchomienie ogromnych środków finansowych w celu przeciwdziałania temu. Obawiam się jednak, że podsycany w społeczeństwie długofalowy stan lęku, będzie miał znacznie gorsze skutki, trudniejsze do zaleczenia, w psychice i duchowości ludzi. Ludzie bardzo łatwo (przynajmniej w Polsce) podporządkowali się wszelkim ograniczeniom społecznym. Pojawiają się nawet głosy, że dali sobie odebrać prawa obywatelskie, aby tylko ratować życie. Jeśli sytuacja taka potrwa dłużej – w wszystko na to wskazuje – może to skutkować biernością społeczną ludzi. Jednostki i całe społeczności będą łatwo podatne na manipulację – i to w skali całego globu.
Dłuższy czas przebywania społeczności ludzkiej w stanie lęku, zastraszenia niszczy struktury społeczeństwa obywatelskiego. Przestają działać lub znacznie ograniczają swe działanie organizacje społeczne. Społeczeństwo się atomizuje. Ludzie zaczną się zamykać we własnych czterech ścianach, ogródkach, organizując sobie życie tylko w gronie najbliższych. Trzeba przypomnieć fakt, że obecna tzw. „dobra zmiana” rządów w Polsce była skutkiem – patrząc od strony ludzkiej – nie szczęśliwego trafu wygrania w wyborach, ale długofalowego procesu, który dokonywał się  po czasach komunizmu, procesu powstawania w Polsce społeczeństwa obywatelskiego. Poprzez różnego rodzaju organizacje społeczne, nie tylko kościelne odrodziła się aktywność społeczna ludzi. Na przykład szacuje się, że w różnych organizacjach kościelnych jest obecnie ponad 2 mln ludzi. Jeśli do tego doliczymy ludzi w różnego innych organizacjach społecznych, stowarzyszeniach, fundacjach, klubach... Jeśli uświadomimy sobie istnienie niezależnych mediów. Tak powstaje społeczeństwo obywatelskie, w którym ludzie, przez różne formy zrzeszania się, sami organizują życie społeczne i nim kierują.
W czasie trwania pandemii zamiera życie religijne nie tylko dlatego, że z przyczyn ograniczeń prawnych wierni nie mogą się gromadzić w świątyniach. Ludzie z lęku sami przestają chodzić do kościoła. W parafii, w której pracuję nawet, w czasie, gdy obowiązywało jeszcze ograniczenie do pięćdziesięciu osób, na trzech Mszach świętych było łącznie około osiemdziesięciu wiernych. Przed Wielkanocą przez kilka tygodni codziennie była możliwość spowiedzi godzinę przed Mszą świętą wieczorną. Później w Wielki Piątek przez pięć godzin i w Wielką Sobotę przez trzy godziny dyżurowałem dając możliwość spowiedzi. Niewiele osób skorzystało z tej okazji. Także niewiele osób korzysta z okazji do przyjęcia Komunii świętej poza Mszą świętą – w moje parafii jest taka możliwość w niedzielę pomiędzy Mszami świętymi i przez godzinę po ostatniej Mszy świętej. Ludzie po prostu boją się iść do kościoła.
 Społeczeństwo utrzymywane długi czas w stanie zagrożenia, depresji lękowej przestanie się rozwijać we wszystkich dziedzinach. Tak jak na wojnie będzie podlegać ono powolnemu nicestwieniu. Będzie ono coraz słabsze biologicznie. Jeszcze bardziej będzie zanikać dzietność. Osłabnie działalność edukacyjna i kulturalna. Osłabi się duchowość i wiara ludzi.   
 
4. Walka w płaszczyźnie duchowej.
 
            W czasie ograniczeń uzasadnianych obroną przed pandemią pojawiły się dziwne znaki, zjawiska duchowe. We Włoszech zamknięto kościoły w Środę Popielcową, na samym początku Wielkiego Postu. Nie zamknięto wtedy restauracji, barów, klubów, ale właśnie kościoły. W Polsce drastyczne ograniczenie możliwości uczestnictwa wiernych świeckich we Mszy świętej (do pięciu osób) nastąpiło w Uroczystość Zwiastowania Pańskiego. Obecne niewielkie poluźnienie reżimu zgromadzeń nastąpi po Niedzieli Miłosierdzia Bożego, a nie przed Niedzielą. Czy to są wszystko przypadki? Jeśli nawet nikt z ludzi świadomie tego nie zaplanował – w co osobiście wątpię, to na pewno zaplanował do szatan. Oczywiście słusznie ktoś powiedział: „Wrogowie Kościoła wygrali w kółko i krzyżyk, bo nie dali katolikom przeżyć Wielkanocy, ale przecież Boga nikt, ani szatan i jego upadli aniołowi, ani ludzie walczący z Bogiem i z Kościołem, nie są w stanie pokonać.”
Obecnie w mediach podaje się, że pandemia korona wirusa jest pochodzenia od zwierzęcego. Czy jednak człowiek „nie pomógł” w jego powstaniu? Warto przypomnieć, że jest na świecie organizacja dysponująca ogromnymi środkami finansowymi i mająca bardzo szerokie wpływy w polityce, która rości sobie prawo do kierowania całym porządkiem świata. Chodzi tu o masonerię.
W 1980 r. w USA w Elbert County (stan Georgia) na prywatnej działce ustawiono ogromny pomnik. Składa się on m.in. czterech olbrzymich kamiennych płyt (każda ok. 30 ton), na których wypisane w ośmiu językach dziesięć masońskich praw nowego świata (wieku rozumu):
The ten guides for a new Age of Reason:
1. Maintain humanity under 500,000,000 in perpetual balance with nature.
2. Guide reproduction wisely – improving fitness and diversity.
3. Unite humanity with a living new language.
4. Rule passion – faith – tradition – and all things with tempered reason.
5. Protect people and nations with fair laws and just courts.
6. Let all nations rule internally resolving external disputes in a world court.
7. Avoid petty laws and useless officials.
8. Balance personal rights with social duties.
9. Prize truth – beauty – love – seeking harmony with the infinite.
10. Be not a cancer on the earth – Leave room for nature – Leave room for nature
 
Zatem są dziś na świecie ludzie, którzy chcą ograniczyć populację świata do pół miliarda wyselekcjonowanych genetycznie jednostek. Wątpię, aby te prawa tzw. „nowego świata” pozostały tylko marzeniem, czy teorią, której nie będą chcieli wcielić w życie. Wirus, który zabija przede wszystkim starych i chorych może być dobrym narzędziem do realizacji ich planów. Święty Maksymilian Kolbe, widząc manifestację masonerii u bram Watykanu, powiedział, że jest ona największym zagrożeniem dla Kościoła, trzeba by chyba dodać, że nie tylko dla Kościoła, ale i w ogóle dla świata. Ludzkość zna z przeszłości różne utopijne ideologie, które miały stworzyć raj na ziemi, a doprowadziły do śmierci i cierpienia wielu ludzi.
Rozwiązanie wszelkich problemów człowieka i świata jest jedynie w przyjęciu Chrystusa i Jego Ewangelii. Dzięki temu już tu na ziemi można budować społeczeństwo oparte na wzajemnej miłości. Ale trzeba pamiętać, że na ziemi żaden ustrój społeczny, nawet budowany w oparciu o Ewangelię, nie będzie do końca doskonały. Żyjemy w świecie po grzechu pierworodnym. Pełne zbawienie osiągniemy dopiero po drugim przyjściu Chrystusa na ziemię, gdy nastąpi „Nowe Niebo i Nowa Ziemia”. 
 
             Ks. dr Ludwik Nowakowski

Niektóre duchowe aspekty uczestnictwa wiernych w Eucharystii

kwiecień 2020

Z Ewangelii według Świętego Jana (J 6, 22-29)

Nazajutrz, po rozmnożeniu chlebów, tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie.
A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: «Rabbi, kiedy tu przybyłeś?»
W odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec». Oni zaś rzekli do Niego: «Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?» Jezus odpowiadając rzekł do nich: «Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał».
Wstęp.
W pierwszą niedzielę Adwentu rozpoczął się nowy trzyletni program duszpasterski Kościoła w Polsce na lata 2019-2022, który przeżywany jest pod hasłem „Eucharystia daje życie”. W pierwszym roku obowiązuje temat: „Wielka tajemnica wiary” z mottem biblijnym: „abyście uwierzyli w Tego, którego Bóg posłał” (J 6,29). Ten program duszpasterski ma na celu odnowienie i pogłębienie wiary w obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie i w Jego uzdrawiające, pełne mocy działanie. Kościół chce w ten sposób ożywić życie Eucharystyczne wiernych.
W niniejszej katechezie spróbujemy zastanowić się nad niektórymi duchowymi aspektami uczestnictwa wiernych w Eucharystii. Przede wszystkim chcemy zwrócić uwagę na powiazanie tego sakramentu z codziennym życiem chrześcijan oraz ich przynależnością do wspólnoty Kościoła. Rozważanie poświęcone duchowości eucharystycznej należy do fundamentalnych tematów w formacji duchowej, ponieważ Eucharystia stanowi samo źródło uświęcenia. Z tego też powodu tego typu tematy powinny powracać w formacji zarówno we wspólnotach katolickich jak i w osobistej refleksji wiernych.

1. Związek sakramentu Eucharystii z codziennym życiem.
Niektóre błędy w życiu duchowym, podążanie błędną drogą duchową, która nie prowadzi do rozwoju, wynikają z ulegania skrajnościom, biorą się z przybierania skrajnych poglądów i postaw. Szatan jest bardzo inteligentny dlatego, gdy chce zniszczyć życie duchowe człowieka, najczęściej nie proponuje od razu czegoś bardzo złego. Czyny ewidentnie złe moralnie, grzechy ciężkie, ukazuje wprost jedynie ludziom już zdeprawowanych duchowo. Natomiast wobec ludzi bogobojnych, pragnących podobać się Bogu, postępuje on z wyjątkową przebiegłością. Prowadzi ich do braku umiaru w tym co dobre. Jezus powiedział w Ewangelii: Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy. Co w takiej sytuacji może uczynić demon? Próbuje on doprowadzić niektórych wierzących w Chrystusa do całkowitego zaniechania troski o życie doczesne, o doczesny chleb. Niestety część chrześcijan angażując się w życie duchowe, całkowicie alienuje się z życia doczesnego. Przestają oni troszczyć się o własny dom, o swój wygląd, alienują się z życia społecznego i politycznego.
Trzeba pamiętać, że jednym z podstawowych znaków autentyczności i prawidłowości naszego życia duchowego jest realizacja w codziennym życiu przykazania miłości bliźniego. W tym przykazaniu zawiera się wypełnienie obowiązków stanu, troska o dom, zaangażowanie w życie zawodowe, czynny udział w życiu społecznopolitycznym, miłosierdzie świadczone biednym itp. Można powiedzieć: „Pokaż mi jak, żyjesz, a powiem ci, czy dobrze się modlisz”. Eucharystia, która jest sakramentem miłości i miłosierdzia powinna ożywiać wiernych, rozpalać w nich miłość bliźniego. Jeśli nie byłoby tak, to znaczy że pobożność eucharystyczna danej osoby wierzącej jest źle przeżywana.
Eucharystia jest Chlebem Ofiary Chrystusa. Pan Jezus odchodząc z tego świata, wydając siebie samego za nasze zbawienie, za zbawienie wszystkich ludzi, zostawił do nam spożywania swoje Najświętsze Ciało i Krew. Z miłości oddał siebie samego do końca – „do końca nas umiłował” (J 13, 1). Chleb Eucharystyczny został „upieczony” w ogniu Ofiary krzyża. Dlatego będzie on wzywał wierzących w Chrystusa, tych, którzy przyjmują Jego Najświętsze Ciało i Krew, do złożenia swego życia w ofierze razem z Chrystusem. Słowa konsekracji: „To czyńcie na Moją pamiątkę” skierowane są nie tylko do kapłanów, aby odprawiali Mszę święta. Każdy wierzący w Chrystusa na mocy przyjętego sakramentu chrztu świętego wypełnia w swoim życiu misję kapłańską – składa w Chrystusie ofiarę z własnego życia. Ofiara ta przybiera różne, konkretne formy ludzkiego cierpienia i trudów życia. Wyraża się ona zarówno w cierpieniu ludzkiego ciała jak i duszy. Przy czym warto sobie uświadomić, że cierpienia duchowe są trudniejsze do zniesienia niż cielesne. W związku z tym mają one większą wartość w całokształcie ofiary ludzkiej, która jak powie św. Paweł „dopełnia udręk Chrystusa”. Wszystkie nasze ofiary miłości przyczyniają się w Chrystusie do zbawienia świata. Udział w Eucharystii nadaje wartość zbawczą wszystkim ludzkim cierpieniom. Jednocześnie Eucharystia zawiera w sobie duchową moc do składania tej ofiary.
2. Eucharystia jako udział w tajemnicy paschalnej Chrystusa.
Całe życie chrześcijańskie stanowi przejście ze śmierci do życia. W chrzcie świętym zostajemy zanurzeni w śmierci Jezusa Chrystusa, aby mieć udział także w Jego zmartwychwstaniu. Życie duchowe jest przejściem, Paschą. Umieramy razem z Chrystusem, umieramy dla grzechu, aby żyć z Nim jako przybrane dzieci Boże. To duchowe przejście ze śmierci do życia nazywamy też nawróceniem. Tak naprawdę to całe nasze życie stanowi jeden długi proces nawrócenia, który zakończy się dopiero po przejściu progu wieczności. Ostatecznie nasze nawrócenie ugruntuje się na sądzie Bożym, gdy zostaniemy zaliczeni do wybranych w niebie.
Klasyczne rozumienie nawrócenia zawiera w sobie dwa elementy: odwrócenie się od grzechów i skierowanie ku Bogu. Te dwa człony nawrócenia są ze sobą ściśle związane. Proces nawrócenia rozpoczyna się od szczerego wyznania grzechów, które prowadzi do Komunii świętej, czyli skierowania się ku Bogu. Jedno bez drugiego nie istnieje. Samo wyznanie grzechów nie będzie nawróceniem, jeśli po nim nie nastąpi zjednoczenie z Bogiem, co dokonuje się na ziemi najpełniej przez Komunię świętą. W życiu duchowym, w procesie nawrócenia, powinno wytworzyć się pragnienie przyjmowania Ciała Pańskiego. Pragnienie to motywuje do walki z własnymi grzechami. Ono nakazuje trwać w stanie łaski uświecającej, aby nie stracić Komunii z Chrystusem. Właściwie ukształtowane życie duchowe, jako ciągły proces paschalnego nawrócenia, dokonuje się dzięki Eucharystii. Chrześcijanin w swojej życiowej pielgrzymce powinien podejmować takie decyzje, aby nigdy nie stracić możliwości przyjmowania Komunii świętej. Dla tej Komunii powinien poświęcić wszystko – ponieważ ona stanowi istotę i siłę jego paschalnego przejścia przez życie.
Eucharystia stanowi przestrzeń i siłę całego życia duchowego chrześcijan. Bez udziału w Eucharystii, bez udziału w tajemnicy paschalnej, nie jest możliwy proces uświęcenia. Zatem nie tylko nawrócenie nie jest możliwe bez udziału w Eucharystii, ale potrzebuje jej również cały proces życia duchowego. Eucharystia, która stanowi paschalne przejście Chrystusa, odbija się w duchowości wierzących. Dzięki swemu paschalnemu przejściu Chrystus duchowo żyje w nas, a doświadczenia duchowe Chrystusa stają się przeżyciami wierzących w Niego. Z Chrystusem jesteśmy wydawani na śmierć. Z Nim niesiemy nasz codzienny krzyż. Na wyższych etapach życia duchowego z Nim, w Nim przeżywamy ciemność nocy duchowej. Kiedy wydaje się nam, że Bóg nas opuścił, Chrystus z krzyża woła w naszej duszy: „Boże Mój, Boże, czemuś Mnie opuścił”. W takich chwilach, On, Chrystus przeżywa w nas i przez nas największe duchowe cierpienia. Przyjmując Komunię świętą w takich chwilach jesteśmy niesieni, trzymani na rękach przez Chrystusa. Wydaje się nam, że wszystko stracone, że nie ma Boga, że stracone jest nasze wieczne zbawienie. Ale właśnie wtedy Chrystus żyje w nas i prowadzi do życia wiecznego.
3. Życie eucharystyczne jako budowanie komunii z Kościołem.
Eucharystia jest sakramentem Kościoła. Sakrament ten buduje Kościół, buduje jego mistyczne ciało. Przede wszystkim uczestniczący we Mszy świętej czerpią z niej duchowe życie – życie Chrystusa. Czerpiąc owo życie jednoczą się z Bogiem i z sobą nawzajem. Eucharystia buduje wspólnotę Kościoła. Ponadto w sakramencie Eucharystii, przez uobecnienie ofiary zbawczej Chrystusa, Kościół jako wspólnota wierzących składa publiczny kult uwielbienia Boga w imieniu całego stworzenia Bożego. Wykonując ów doskonały kult powszechny i jako wspólnota zmierza ku wiecznemu zbawieniu. Dzięki Eucharystii kontynuowane jest w Kościele i przez Kościół dzieło zbawcze Chrystusa na ziemi.
Spośród wyżej wymienionych aspektów teologicznych związku Eucharystii z Kościołem zwróćmy uwagę na jej funkcją wspólnoto twórczą. To udział w Eucharystii czyni nas Kościołem. Wierni gromadzą się przy Najświętszej Ofierze, a spożywając Ciało Chrystusa umacniają swoją wieź z Bogiem i bliźnimi. Więź ta polega na otrzymaniu Ducha Świętego, Ducha Jezusa, który jako Duch Miłości, jednoczy wiernych przez miłość i zapala do czynnej miłości bliźnich w codziennym życiu. Stąd też bardzo ważny jest pełny udział w Eucharystii przez przyjęcie Komunii świętej.
Eucharystia umacnia wieź wiernych z hierarchią Kościoła, Papieżem, Biskupem diecezji, innymi biskupami, kapłanem, który ją sprawuje i wszystkimi kapłanami. W każdej Mszy świętej wymieniane jest imię Papieża i Biskupa danej diecezji – kapłan sprawuje ją w łączności z Papieżem i Biskupem własnej diecezji. Przed Komunią świętą kapłan łamie Hostię i jej cząstkę wrzuca do kielicha z Krwią Pańską. Zwyczaj ten posiada ponad tysiącletnia tradycję (pochodzi z VII wieku). Ten gest liturgiczny czynili najpierw tylko Papieże i to – uwaga! – używając cząstki Ciała Pańskiego ze Mszy świętej odprawianej poprzedniego dnia. W ten sposób podkreślano, że jest tylko jedna Najświętsza Ofiara Jezusa Chrystusa, a wszystkie Msze święte na całym świecie, kiedykolwiek będą sprawowane, stanowią uobecnienie tylko jednej Ofiary Zbawczej. Później w diecezji rzymskiej Papieże zaczęli rozsyłać przez diakonów do okolicznych parafii cząstki Hostii ze sprawowanej przez siebie Mszy świętej, aby kapłani wrzucali je do kielicha podczas sprawowanej przez siebie Eucharystii. W ten sposób gest wrzucenia cząstki Ciała Pańskiego do kielicha z Krwią Pańską stał się znakiem jedności kapłana sprawującego Eucharystię z Papieżem i własnym Biskupem. Zatem wierni uczestniczą w sprawowaniu Mszy świętej w jedności z Papieżem i Biskupem. W ten sposób Eucharystia buduje więź wiernych świeckich z hierarchią kościelną.
Warto przypomnieć o budowaniu przez Eucharystię więzi z własną, lokalną wspólnotą parafialną. Parafia, obok diecezji, stanowi podstawową wspólnotę terytorialną Kościoła. Dlatego też wierni powinni uczestniczyć w sakramentach świętych przede wszystkim we własnym kościele. W ten sposób wyrażają oni i budują swoją wieź z całym Kościołem Powszechnym. Wierni świeccy uczestnicząc we Mszy świętej w własnej parafii okazują posłuszeństwo Kościołowi, których ich przydzielił do takiej, a nie do innej wspólnoty Kościoła pielgrzymującego na ziemi. Posłuszeństwo, jak mówi przysłowie, ma większą wartość niż nabożeństwo, gdyż wyraża się w nim pokora serca, która zjednuje błogosławieństwo Boże. Przez uczestnictwo w kulcie religijnym we własnej parafii wierni mają w pełni otwarte źródło łaski, które Chrystus zostawił Kościołowi. Owa pełnia łaski wyraża się np. przez możliwość uzyskania odpustu parafialnego, czy błogosławieństwa własnego domu i wspólnoty rodzinnej podczas kolędy.
Udział wiernych w Eucharystii buduje ich wspólnotę nie tylko z Kościołem na ziemi, ale również z aniołami i świętymi w niebie oraz z Kościołem w czyśćcu. Teksty liturgiczne, modlitwy mszalne mówią o połączeniu liturgii ziemskiej z niebieską. Odprawiając Mszę świętą łączymy się z chórami Cherubinów, Serafinów, Archaniołów, Aniołów i Świętych w niebie. Przy czym niektórych świętych Pańskich szczególnie prosimy o pomoc, wstawiennictwo u Boga, wymieniając ich imiona. W każdej Mszy świętej Kościół wspomina też wiernych zmarłych, prosząc dla nich o darowanie kar czyśćcowych i życie wieczne. W ten sposób w wspólnocie Kościoła następuje zjednoczenie wszystkich w Chrystusie w celu w osiągniecia wiecznego zbawienia, przybliżenia ostatecznego kresu rzeczywistości ziemskiej i przekształcenia świata w „niebo nowe i ziemię nową” (Ap 21, 1).

Ks. Ludwik Nowakowski

Tradycja Kościoła

marzec 2020

Z Ewangelii według Świętego Jana                                  (J 21, 20-25)

 
Piotr obróciwszy się zobaczył idącego za sobą ucznia, którego miłował Jezus, a który to w czasie uczty spoczywał na Jego piersi i powiedział: «Panie, kto jest ten, który Cię zdradzi?» Gdy więc go Piotr ujrzał, rzekł do Jezusa: «Panie, a co z tym będzie?» Odpowiedział mu Jezus: «Jeżeli chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za Mną!» Rozeszła się wśród braci wieść, że uczeń ów nie umrze. Ale Jezus nie powiedział mu, że nie umrze, lecz: «Jeśli Ja chcę, aby pozostał aż przyjdę, co tobie do tego?»
Ten właśnie uczeń daje świadectwo o tych sprawach i on je opisał. A wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe. Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać.

Wstęp.
 
            Dosyć rzadko w we współczesnym publicznym nauczaniu w Kościele, w katechezie szkolnej, w formacji intelektualnej członków zrzeszeń katolickich i w kazaniach, pojawiają się tematy dotyczące Tradycji Kościoła: czym ona jest, kto ją przekazuje, jakie ma ona znaczenie itp. Zapomnienie o tym temacie, czy też unikanie go może mieć swoje przyczyny duchowe. Być może nie chodzi tu o zwykłe zapomnienie o jednym z tematów teologicznych. Tradycja Kościoła zabezpiecza i buduje jedność wyznania wiary i w ogóle jedność wspólnoty Kościoła. Zatem przeciwstawia się ona niektórym negatywnym nurtom współczesnej cywilizacji, a szczególnie indywidualizmowi. Tradycja Kościoła opierając się na wspólnocie i umacniając ją leczy z indywidualizmu i pychy. Sprawia ona, że katolicy, jako wspólnota wierzących, wbrew źle pojmowanej dziś wolności – w której każdy sam sobie wyznacza normy postępowania, zachowują te same zasady wiary, moralności i jedną ziemską strukturę instytucji Kościoła.
            Zachowanie Tradycji Kościoła ma szczególne znaczenie dla zrzeszeń kościelnych. Uczy je szacunku i posłuszeństwa do hierarchii kościelnej. Zabezpiecza czystość prowadzonej w nich formacji duchowej – przekazu prawd wiary, kierownictwa duchowego. Otwiera przed zrzeszeniami kościelnymi skarbiec praktyk religijnych, metod rekolekcji, sposobów medytacji ukształtowanych przez wieki. Ponadto podkreślanie w zrzeszeniach kościelnych jedności z wielowiekowym nurtem Tradycji chroni je przed dryfowaniem w kierunku protestantyzmu. Niestety zdarzało się, że wspólnoty kościelne, źle prowadzone w formacji duchowej lub jej pozbawione, odchodziły od wspólnoty Kościoła Rzymskokatolickiego do wspólnot protestanckich – które jak wiadomo odrzucają tradycję Kościoła, przyjmując jedynie Pismo Święte (znane protestanckie hasło: Sola scriptura).  
              
1. Określenie Tradycji w dokumentach Kościoła.
 
            Święty Jan kończąc swój zapis Ewangelii mówi: Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać. Nie wszystko to, co dotyczy Objawienia Bożego, zostało spisane na kartach Ewangelii i w innych księgach Pisma świętego. Wspólnota Apostołów i zgromadzonych wokół Chrystusa innych uczniów usłyszała znacznie więcej z ust Jezusa niż zapisano w Ewangelii. Ponadto oni żyli we wspólnocie z Jezusem. Doświadczali Jego zachowania, byli świadkami Jego czynów. Nawet gdyby chcieli nie byliby w stanie wyrazić na piśmie całego swojego doświadczenia Jezusa Chrystusa. Ponadto po odejściu Chrystusa do Ojca Apostołowie byli pouczani przez Ducha Świętego. Z Jego nauczania również nie wszystko byli w stanie zapisać.[1]
            Kościół, aby przekazać pełnię Objawienia Bożego mówi, że zawarte jest ono nie tylko w Piśmie świętym, ale również w żywym przekazie dokonującym się we wspólnocie Kościoła, który to przekaz nazywa Tradycją. Przez Tradycję Kościół w swym nauczaniu, w życiu i kulcie przekazuje pokoleniom to wszystko, czym sam jest i w co wierzy – prawdy wiary i zasady życia moralnego wynikające z Objawienia Bożego. Tradycja jest zatem żywym przekazem prawdy objawionej, który dokonuje się we wspólnocie wierzących.  Przekazywane jest ono z pokolenia na pokolenie.[2] Ten żywy przekaz stanowi nierozerwalną jedność z tym wszystkim, co zapisane jest na kartach Pisma Świętego. Tradycja i Pismo święte łączą się ze sobą i komunikują. Razem przekazują one pełnię prawdy, pełnię Objawienia Bożego, które przyniósł na świat Jezus Chrystus, jedyny Syn Boży. Ponieważ Tradycja jest czymś żywym, żywym przekazem, który dokonuje się w Duchu Świętym we wspólnocie wierzących, dlatego sprawia ona, że Chrystus żyje i działa w Kościele. To ostatecznie On, Chrystus naucza, prowadzi i zbawia.[3]
             Należy sobie uświadomić, że jeśli Kościół czerpałby prawdę objawioną tylko z Pisma świętego, tak jak czynią wspólnoty protestanckie, bardzo by ją zubożył. Jak już wyżej powiedziano, nie wszystko z nauczania Pana Jezusa zostało spisane. Spisanie wszystkiego jest rzeczą niemożliwą. Nie da się przekazać na piśmie nie tylko wszystkich słów nauczania Jezusa, ale przede wszystkim jego czynów, postawy, zachowania w różnych sytuacjach. Żywe doświadczenie życia i działalności Jezusa przewyższa swym bogactwem to, co spisano. Ciekawym przykładem w tym względzie może być św. Paweł Apostoł, który osobiście nie widział i nie słyszał Jezusa za Jego ziemskiego życia. Chrystus objawił się mu, ukazał duchowo po swoim zmartwychwstaniu, gdy Paweł był w drodze do Damaszku. Święty Paweł wyznaje: Oświadczam więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus (Ga 1, 11-12). Pan Jezus swoją boską mocą ukazał się Pawłowi i w jednej chwili pozwolił mu poznać, doświadczyć całego swego życia i zbawczej misji. W jednym osobistym doświadczeniu duchowym przekazał Pawłowi wszystko czego nauczał i dokonał na ziemi. Dzięki temu doświadczeniu św. Paweł podjął misję apostolską, głosił Ewangelię i pisał Listy do gmin chrześcijańskich. W Listach tych zawarta jest prawda objawiona o Chrystusie. I tak, jak w zapisie Ewangelii, również w Listach św. Pawła nie wszystko, nie całe doświadczenie tajemnicy Chrystusa zostało spisane. Żywe doświadczenie życia Jezusa na ziemi i doświadczenie mistyczne tego życia znacznie przekracza to, co usiłowali spisać świadkowie.
            Odnośnie ram czasowych prawdy objawionej w Nowym Testamencie można przyjąć, co jednak nie zostało wprost sformułowane w Konstytucji Dogmatycznej o Objawieniu Bożym na Soborze Watykańskim II, że publiczne Objawienie się Chrystusa skończyło się wraz ze śmiercią ostatniego z Apostołów, czyli św. Jana Apostoła – ostatniego naocznego świadka życia i nauczania Jezusa. Zatem treść Objawienia przekazana w Piśmie świętym i w żywej Tradycji nie dotyczy tylko czasu ziemskiego życia Jezusa, ale również czasów apostolskich. Apostołowie po wniebowstąpieniu Chrystusa otrzymali Ducha Świętego, który ich wewnętrznie pouczał i przypominał naukę Chrystusa (por. J 14, 26). To wszystko, co się działo w czasach apostolskich budowało i utrwalało Tradycję, która później została przekazana następnym pokoleniom wierzących w Chrystusa.[4]  
 
2. Odpowiedzialność za przekaz depozytu wiary
 
            Cały Lud Boży, cała wspólnota Kościoła posiada nadprzyrodzony zmysł wiary. Wszyscy wierni uczestniczą w rozumieniu i przekazywaniu prawdy objawionej przez Boga. Ogół wiernych, cały Kościół Chrystusowy nie może zbłądzić w rozumieniu wiary i zasad moralnych nauczanych przez Chrystusa. Otrzymał on bowiem namaszczenie od Ducha Świętego, który ich poucza i prowadzi do całej prawdy. W tym przekazie wiary cały Lud Boży działa pod przewodnictwem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. W żywej wspólnocie Kościoła, w całym Ludzie Bożym od czasów apostolskich przekazywane jest Objawienie Boże. Zatem cała wspólnota Kościoła uczestniczy w Tradycji, w przekazywaniu Prawdy Bożej.[5]     
Kościół Rzymskokatolicki uznaje, że autentyczna, prawidłowa interpretacja słowa Bożego, zarówno słowa spisanego w Biblii, jak i przekazanego w Tradycji, powierzona została Urzędowi nauczycielskiemu Kościoła – czyli wspólnocie biskupów pozostającym w jedności z Biskupem Rzymu, Papieżem. Wspólnota ta prawidłowo interpretuje objawienie Boże dzięki asystencji, czyli szczególnemu darowi Ducha Świętego. Dlatego też wierni świeccy powinni z uległością przyjmować oficjalne nauczanie Kościoła jako prawdziwe – kierując się słowami Chrystusa wypowiedzianymi do Apostołów: „Kto was słuch, Mnie słucha” (Łk 10, 16).[6]
Ważne miejsce w przekazie prawdy objawionej, wiary i moralności, tradycji modlitwy, czyli w owym nurcie żywej Tradycji, zajmują rodziny chrześcijańskie. Rodzina nazywana jest „Kościołem domowy”. Czyli w niej, jakby w pigułce, mieszczą się wszystkie zadania Kościoła powszechnego, w niej dokonuje się życie Kościoła – oczywiście na sposób właściwy rodzinie.[7] W niej i przez nią rozkrzewia się Ewangelia. Rodzina przekazuje wiarę i zasady moralne, których nauczał Chrystus. W niej uczy się i przekazuje życie duchowe, praktykę modlitwy. Przez sakrament małżeństwa rodzina świadczy o przymierzu Paschalnym Chrystusa, o zmartwychwstaniu Pańskim – czyli o najważniejszej prawdzie, którą głosi Kościół.[8]
W związku z powyższym jest rzeczą oczywistą, że współczesny kryzys rodziny, rozpad sakramentalnych małżeństw bardzo osłabia proces przekazywania wiary i całej Tradycji Kościoła nowym pokoleniom. Zatem walka o trwałość i poziom duchowy rodzin jest jednocześnie zmaganiem o zachowanie wiary. Dlatego tak bardzo ważna jest formacja duchowa rodzin w zrzeszeniach katolickich. Trzeba prosić rodziców o pomoc w organizowaniu wyjazdów, spotkań, przedstawień teatralnych itp. Niech ci rodzice, którzy mogą, wyjeżdżają razem z dziećmi na rekolekcje, dni skupienia. Można powiedzieć, że wtedy przez dziecko ewangelizujemy rodzinę.
Wskazane jest, aby zachęcać rodziny do wypracowania własnej obrzędowości duchowej. Na przykład jest bardzo ważne, aby rodzina praktykowała jakąś formę wspólnej modlitwy. Może być to modlitwa przy wieczornym posiłku, gdy wszyscy są już w domu, np. wspólnie odmówiony dziesiątek Różańca. Dbajmy o wypracowanie gestów obrzędowych – np. zapalenie świecy przy posiłku ze słowami: „Światło Chrystusa – Bogu niech będą dzięki”; świąteczne lub sobotnie przeczytanie dzieciom fragmentu Pisma Świętego i rozmowa na jego temat itp. Obecnie można kupić rytuały rodzinne, które zawierają różne modlitwy i zwyczaje na różne okazje rodzinne. Wypracowanie w rodzinie własnych zwyczajów religijnych wzmacnia ją duchowo i sprawia, że przekaz Tradycji kościelnej staje się czymś naturalnym, żywym na poziomie rodziny.  
 
3. Niektóre zasady życia Kościoła ukształtowane i przekazane przez Tradycję.
 
            Z żywą Tradycją, z przekazem objawienia w Tradycji Kościoła i z interpretacją całego objawienia Bożego, które zawarte jest w Piśmie Świętym i w Tradycji, związane jest zagadnienie sukcesji apostolskiej. Apostołowie przekazali swój urząd przez „włożenie rąk” na głowę i wezwanie Ducha Świętego swoim następcom – biskupom. Dziś mówimy o pełni sakramentu kapłaństwa, czyli święceniach biskupich, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie aż do czasów ostatecznych, do drugiego przyjścia Chrystusa na ziemię. Owa sukcesja apostolska jest ściśle związana z Tradycją, jest jej nierozłączną częścią. Dzięki sukcesji apostolskiej zachowana jest nie tylko prawidłowa interpretacja objawienia Bożego, ale również ważność wszystkich sakramentów, a w szczególności najważniejszego daru dla całego Kościoła, Najświętszego Sakramentu, czyli Eucharystii. Dzięki zachowaniu sukcesji apostolskiej Chrystus jest prawdziwie obecny z duszą, ciałem i Bóstwem w Chlebie Eucharystycznym. W ten sposób pozostaje z nami aż do skończenia świata (por. Mt 28, 20).[9]
            Niekiedy w popularnych artykułach i wypowiedziach, w homiliach w zasadzie przeciwstawia się instytucję Kościoła wspólnocie wierzących zjednoczonych przez Ducha Świętego. Mówi się, że instytucja Kościoła jest wytworem czysto ludzkim, natomiast od Boga pochodzi zrodzone na krzyżu Mistyczne Ciało Chrystusa, czyli prawdziwy Kościół. Takie uproszczenia myślowe niestety wprowadzają sporo zamieszania, wytwarzają w świadomości wiernych świeckich niewłaściwy, nie prawdziwy obraz Kościoła. Trzeba pamiętać, że Mistyczne Ciało Chrystusa, Kościół posiada na ziemi swoją instytucję, zewnętrzne struktury władzy i nauczania. Kościół w całości jest święty razem ze swoją instytucją. Warto w tym miejscu zacytować wypowiedź Papieża Pawła VI: „Kościół jest święty jako instytucja, jako nauczyciel prawd bożych, jako narzędzie bożej władzy, jako społeczność utworzona z członków zjednoczonych mocą bożych zasad.”[10]
            Instytucje Kościoła mają swój początek w pismach Nowego Testamentu, a rozwinęły się one i w pełni ukształtowały dzięki natchnionej przez Ducha Świętego Tradycji. Przykładem może być instytucja papiestwa. To najpierw sam Jezus Chrystus powiedział do św. Piotra: „Ty jesteś Piotr czyli Opoka i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16, 18-19). Apostołowie traktowali Piotra jako pierwszego we wspólnocie. Z kart Nowego Testamentu można odczytać, że on wyraźnie przewodzi wspólnocie apostolskiej: gdy wymieniane jest całe grono apostolskie, zawsze na pierwszym miejscu jest Piotr (Mt 10, 2-4; Mk 3, 16-19; Łk 6, 13-16; Dz 1, 13), Piotr usiłuje pouczać Chrystusa (por. Mt 16, 22), do niego jako pierwszego podchodzi Jezus na Ostatniej Wieczerzy, aby mu obmyć nogi (por. J 13, 6), Piotr przewodzi wspólnocie po zmartwychwstaniu (J 21, 1-7). Korzenie instytucji papiestwa, przewodnictwa Piotra nad całym gronem apostolskim są w Piśmie Świętym, w Nowym Testamencie. Natomiast umiejscowienie Piotra jako Biskupa Rzymu stanowi przede wszystkim domenę Tradycji. Ponieważ Piotr, według Tradycji, poniósł śmierć męczeńską w Rzymie, jego następca, ten, któremu przekazał on urząd, posiada najwyższą władzę w Kościele. Warto wspomnieć, że wykopaliska archeologiczne potwierdzają śmierć św. Piotra w Wiecznym Mieście.
            Tak samo urząd biskupa związany z konkretnym miejscem, miastem, bierze swój początek w pismach Nowego Testamentu. Na przykład w Listach św. Pawła do Tymoteusza widać kształtującą się organizację hierarchiczną Kościoła. Tymoteusz został ustanowiony przez Pawła biskupem Efezu – kluczowego na ówczesne czasy miasta Azji Mniejszej. W ten sposób w Tradycji Kościoła ukształtowały się kierowane przez biskupów i prezbiterów diecezje i parafie. Podstawowe struktury Kościoła, które są terytorialne, mają swoje źródło w Piśmie Świętym Nowego Testamentu i w Tradycji. Należy przy tym podkreślić kolegialny charakter posługi biskupów i kapłanów – działają oni we wspólnocie tworząc hierarchię Kościoła na ziemi. Skoro ta struktura ma swoje źródło w Piśmie Świętym i w Tradycji to znaczy, że pochodzi ona od samego Chrystusa, jest z Jego woli.[11]   
            Ostatnim zagadnieniem, o którym warto wspomnieć, ściśle związanym z Tradycją Kościoła, jest definiowanie dogmatów wiary. Dzięki istnieniu Tradycji Kościoła, dzięki przekazywaniu przez nią objawienia Bożego, Urząd Nauczycielski Kościoła może definiować dogmaty. Dogmaty są to prawdy zawarte w objawieniu Bożym, konieczne do przyjęcia przez wiernych. Na przykład dogmat o Niepokalanym Poczęciu NMP został ogłoszony 8 grudnia 1854 r. Czyli przez kilkanaście wieków był on przekazywany w Tradycji Kościoła. Kościół zawsze wierzył, że Maryja jest Niepokalenie Poczęta – czyli została poczęta się bez zmazy grzechu pierworodnego, ale prawdę tę ogłosił dopiero w XIX wieku. Można powiedzieć, że w pewnym sensie dogmaty dojrzewają w Tradycji Kościoła. Ich ogłoszenie jest związane ze znakami czasu. Dogmaty, nieomylne prawdy wiary, pełnią bardzo ważna rolę w życiu duchowym. Oświecają one wiarę i nadają jej pewność.[12]
 
Ks. Ludwik Nowakowski


[1] Por. KKK 76.
[2] Por. KKK 78
[3] Por. KO 10; KKK 81-82.
[4] Por. KO 9.
[5] Por. KKK 91-93.
[6] Por. KKK 85-87.
[7] Por. FC 21.
[8] Por. FC 52
[9] Por. KO 8; KKK 77-78.
[10] Paweł VI, Przemówienie podczas Audiencji generalnej, 20 października 1965 r.
[11] Por. KK 18; KKK 874, 877.
[12] Por. KKK 88-89.

Życie duchowe jako podstawa życia doczesnego i wiecznego.

styczeń 2020

Z Ewangelii według Świętego Łukasza                                  (Łk 17, 20-25)

 
Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie w sposób dostrzegalny; i nie powiedzą: „Oto tu jest” albo: „Tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest».
Do uczniów zaś rzekł: «Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: „Oto tam” lub: „Oto tu”. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, jaśnieje od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego.
Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie».

Wstęp.
 
            Karl Rahner, jezuita i teolog, powiedział pięćdziesiąt lat temu, że chrześcijanin przyszłości będzie mistykiem, albo w ogóle go nie będzie. Chodziło mu o to, że chrześcijanie coraz częściej będą musieli żyć wśród ludzi obojętnych lub wrogich wobec Kościoła. W takiej sytuacji trzeba mieć w sobie żywe doświadczenie Boga, które daje siłę duchową, by w pewnych sytuacjach iść pod prąd mód i trendów, zgodnie z wiarą. Podobne zdanie, choć w innym zakresie jego znaczenia – bo dotyczące nie chrześcijan, ale całej cywilizacji, wypowiedział nieco później, w latach dziewięćdziesiątych XX wieku francuski intelektualista André Malraux: „Wiek XXI albo będzie wiekiem religii, albo nie będzie go wcale”. Zdanie to może być odczytane jako ostrzeżenie przed samozagładą ludzkości, jeśli ludzie nie skłonią się ku wartościom duchowym, zawartym w religii.
            My żyjemy już w XXI wieku. Na naszych oczach dokonują się procesy i wybory, które zaważą o losie chrześcijan we współczesnym świecie, o losie naszej Ojczyzny – Polski i całej cywilizacji zachodniej. Człowiek jest istotą duchowo-cielesną, bo takim został stworzony przez Boga. Przy czym podstawą jego życia, która nadaje sens całej ludzkiej egzystencji, jest duchowość. Odrzucenie duchowości jako podstawy życia, lub próba zastąpienia jej czym innym z pewnością skończy się dla człowieka i całej ludzkości katastrofą. Jako chrześcijanie mamy tylko jeden wybór. Jest nim życie duchowe, rozwój życia Chrystusa w nas.    
 
1. Współczesne trendy cywilizacji zachodniej.
 
            We współczesnej cywilizacji zachodniej pojawiają się trendy, nurty, które połączone ze sobą, utrudniają lub wprost uniemożliwiają w człowieku rozwój życia duchowego. Trudno jest dowodzić, które z nich są celowo, sztucznie kreowane – bo zapewne niektóre z tych zjawisk są wywołane świadomie przez ludzi, a które wynikają raczej z procesów cywilizacyjnych. Niewątpliwie w ich tle, jakby na drugim planie rzeczywistości, działa szatan, który albo posługuje się ludźmi, którzy się jemu zaprzedali, albo wykorzystuje niektóre zjawiska cywilizacyjne przeciw rozwojowi świętości, przeciw rozwojowi życia duchowego i wiecznemu zbawieniu ludzi. Oczywiście po stornie ludzi wiernych Bogu stoją Aniołowie Boży, którzy zmagają się z szatanem i jego armią upadłych aniołów. Serce człowieka i cała wspólnota ziemska ludzi stanowi teatr walki duchowej. Spróbujmy uchwycić przynajmniej niektóre nurty cywilizacyjne w owej duchowej walce, które sprzeciwiają się rozwojowi duchowemu.
 
1.1. Ubóstwienie człowieka.        
 
Słyszałem kiedyś zdanie, że człowiek ma w zasadzie nieograniczone możliwości rozwoju – przede wszystkim jeśli chodzi o sferę intelektualną. Możliwości człowieka zwiększają się tym bardziej, gdy działa on we wspólnocie, w społeczności ludzkiej – ludzie jako cywilizacja według powyższego poglądu mieliby nieograniczone możliwości rozwoju. Jeśli w tym stwierdzeniu jest coś z prawdy, a zapewne jest, bo przecież człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, to fakt ten łatwo może stać się okazją do wywyższenia człowieka ponad Boga, do zastąpienia Boga człowiekiem. Według Pisma Świętego grzechem, od którego zaczęło się całe zło obecne w świecie było nieposłuszeństwo pierwszych ludzi, czyli grzech pychy. Człowiek chcąc sam decydować o tym co jest dobre, a co złe, zajął miejsce samego Boga. Od tej pory ciągle pojawia się pokusa bycia jak Bóg – odrzucenia Boga i postawienia w Jego miejscu samego człowieka. Współcześnie, gdy ludzkość stworzyła można powiedzieć tak „cudowne” środki techniczne, komunikacyjne, urządzenia badawcze, człowiek coraz łatwiej jest przypisuje sobie samemu wszechmoc pomijając istnienie i działanie Boga w świecie. W takim wypadku życie duchowe w ogóle nie może się rozwijać, bo do jego rozwoju potrzebne jest świadome odwołanie się do Boga i pokorne przyjęcie Jego łaski i działania w duszy ludzkiej. 
 
1.2. Powstanie świata wirtualnego.
 
Rozwój internetu, systemów gromadzenia, przetwarzania i przekazu informacji doprowadził do powstania świata wirtualnego. Człowiek w pewnym sensie naśladując Boga stał się stwórcą nowego świata, ale świata nierzeczywistego. Świat wirtualny, jak wskazuje sama jego nazwa, nie istnieje w taki sposób, jak rzeczy materialne, ludzie, drzewa, rośliny itd. Jednak istnieje on w świadomości ludzi i potrafi zająć część lub być może nawet całą ową świadomość. Świat wirtualny wypełnia, pochłania całe myślenie, wolę i uczucia  człowieka. Od strony duchowej człowiek zaczyna w nim rzeczywiście żyć. Skutki życia w wirtualnym świecie moim zdaniem są porażające, znacznie poważniejsze, niż ludziom się wydaje. Ludzie, których przyjęli ów świat jako swoje wewnętrze życie, w dużym stopniu alienują się z rzeczywistości. Na przykład ograniczają oni swoje bezpośrednie kontakty z innymi ludźmi, czyli nie budują rzeczywistych relacji i wspólnot, a jeśli budują to bardzo słabe wspólnoty. W konsekwencji np. oddziaływanie wychowawcze na takich ludzi jest bardzo ograniczone. Nie są oni zainteresowani trwałymi związkami np. budowaniem relacji małżeńskich i rodzinnych. Ponadto zastępowanie wewnętrznej świadomości człowieka światem wirtualnym prowadzi do zaniku życia duchowego, rozumianej jako rozwój świadomej relacji, duchowej więzi człowieka z Bogiem. Można powiedzieć, że w takim wypadku świat wirtualny zastępuje życie duchowe człowieka, staje się jego namiastką. 
 
 
1.3. Zawrotne tempo i powierzchowność życia ludzkiego.
 
Jeśli nawet ludzki umysł mógłby rozwijać się bez ograniczeń, to z całą pewnością człowiek nie jest w stanie rozwijać z nieskończoną szybkością. Jak pokazuje doświadczenie psychika człowieka, umysł i wrażliwość emocjonalna są ograniczone co do szybkości i ilości przyjmowania i przetwarzania informacji. Człowiek blokuje się przy zbyt dużej ilości informacji i bodźców. Ignorancja tego faktu prowadzi do zaburzeń psychicznych, alienacji człowieka ze społeczeństwa, a nawet samobójstw. Dzisiaj wielu ludzi choruje psychicznie, popada w depresję, ponieważ nie wytrzymuje tempa życia.
Zbyt duże tempo życia, ciągły pospiech, nadmiar spraw, które wielu ludzi codziennie załatwia utrudniają lub wręcz uniemożliwiają rozwój życia duchowego. Ludzie żyjący w pośpiechu wpadają w pułapkę powierzchowności. Dotyczy to nie tylko ludzi świeckich, ale również duchownych – kapłanów i osób żyjących w zakonach. Zbyt duża ilość załatwianych spraw sprawia ciągły pospiech, zmęczenie. Ludzie żyjący w ciągłym pośpiechu, żyją jednocześnie w ciągłym hałasie. Ciągle doświadczają jakiś bodźców. Trudno mówić w takim wypadku o skupieniu na modlitwie – jeśli nawet mieliby na nią czas. Ci z nich, którzy jeszcze świadomie chcą rozwijać swoje życie duchowe, gdy znajdą czas na modlitwę, po prostu zasypiają na niej lub są rozproszeni. Do rozwoju życia duchowego niezbędna jest pewna przestrzeń ciszy i spokoju.   
 
1.4. Alienacja  z naturalnego środowiska życia.
 
Bardzo poważną konsekwencją zmian cywilizacyjnych i rozwoju cyfryzacji jest odejście człowieka od naturalnego środowiska rozwoju. Wielkie aglomeracje miejskie wytwarzają sztuczne dla człowieka warunki życia. Ludzie tylko do pewnego stopnia są w stanie dostosować się do sztucznego środowiska, który sami stworzyli. Warto zwrócić uwagę, że najwięcej problemów moralnych, najwięcej rozpadów małżeństw, rozwoju w społeczeństwie przeciwnych naturze ideologii – np. LGBT, dotyczy ludzi żyjących w wielkich metropoliach. Człowiek żyjący bliżej natury łatwiej zachowuje przykazania Boże i porządek świata ustanowiony przez Stwórcę.
Młodzież wychowana w cybercywilizacji, której świadomość w dużej mierze stanowi świat wirtualny, buduje swoje życia osobiste, wychowanie, świat wartości etycznych i kulturowych nie w rodzinie ale w relacjach nieformalnych. Może się okazać, że już obecne pokolenie młodych ludzi z tego właśnie powodu nie będzie miało poczucia więzi narodowej z własną Ojczyzną, nie wejdzie w łańcuch ciągłości kulturowej, która jest nośnikiem wiary, moralności, wrażliwości, całego ducha naszego Narodu. Ponadto należy się obawiać, że ludzie ci będą mieli bardzo słabe więzi rodzinne, jeśli w ogóle będą je posiadać. Istnieje poważnie niebezpieczeństwo, że obecne pokolenie ludzi młodych zanurzone w dużej mierze w cyberprzestrzeni pójdzie w kierunku tzw. „obywateli świata” bez poczucia jakiejkolwiek przynależności narodowej, kulturowej i rodzinnej. Sytuacja taka będzie bardzo niekorzystna dla rozwoju życia duchowego, ponieważ naturalne wspólnoty i naturalny świat stworzony przez Boga stanowią najlepsze środowisko rozwoju tego życia, a być może nawet jego podstawę – zważywszy twierdzenie teologiczne, że łaska buduje na naturze.   
           
2. Rozwój życia wiary w królestwie Bożym.
            W Ewangelii cytowanej na początku niniejszych rozważań Chrystus mówi, że królestwo Boże jest pośród nas. Ono już przyszło wraz z przyjściem Chrystusa na ziemię. Żyjemy w tym królestwie dzięki Duchowi Świętemu, dzięki Jego darom, darom, które otrzymaliśmy na chrzcie świętym, czyli w pierwszym rzędzie dzięki wierze, nadziei i miłości. Jedyną odpowiedzią chrześcijan na złe nurty współczesnej cywilizacji jest zwrot ku życiu duchowemu.
            Chodzi tu najpierw o trwaniu przy samym źródle życia duchowego, czyli o życie sakramentalne. Podstawowym źródłem rozwoju świętości jest świadome i pełne miłości uczestnictwo w Eucharystii, częste, godne przystępowanie do Komunii świętej. Środkami rozwoju życia duchowego jest także modlitwa, a szczególnie adoracja Najświętszego Sakramentu, praktyki ascetyczne i czyny miłości chrześcijańskiej, a szczególnie świadczenie miłosierdzia wobec biednych na duszy i ciele. 
Na tyle na ile się da i do kiedy się da należy walczyć o zachowanie tradycji narodowej, kultury, moralności i patriotyzmu. Trzeba przy tym duchowo przygotować się na prześladowania i odrzucenie przez dużą część społeczeństwa – tych wszystkich, którzy zostali wchłonięci przez współczesnego lewiatana cywilizacji. W cytowanej wyżej Ewangelii Chrystus mówi, że będzie musiał wiele wycierpieć i zostanie odrzucony. Jak wiemy z innych fragmentów Ewangelii uczeń nie przewyższa swego nauczyciela. Jeśli o Chrystusie mówili, że ma złego ducha, że jest szalony, jeśli Jego prześladowali, to i Jego uczniowie muszą być gotowi na przyjęcie krzyża. W dalszej części niniejszego punktu rozważań spróbujmy zastanowić się nad niektórymi pomocami w rozwoju życia duchowego i świętości.
 
2.1. Wspólnoty ludzi wierzących.
 
            Podstawowym naturalnym oparciem dla ludzi wiary we wszystkich przeciwnościach, które ich spotykają we współczesnym świecie powinny być wspólnoty oparte na wierze i miłości chrześcijańskiej. Pierwszą z tych wspólnot ma być rodzina. Dzisiaj toczy się zacięta walka o rodzinę, o normalną rodziną. Jest to walka na wielu płaszczyznach: biologicznej, duchowej, moralnej, ekonomicznej. Od wielu lat obserwujemy zanik dzietności rodzin. Wiele osób nie chce mieć dzieci. Żyją oni najczęściej w luźnych związkach tzw. partnerskich. Najważniejszą dla nich wartością jest przyjemność i  brak kłopotów. Życie w prawdziwie chrześcijańskiej rodzinie wiąże się z trudem miłości, poświeceniem, wieloma wyrzeczeniami. Ale jednocześnie rodzina stanowi podstawowe, naturalne duchowe oparcie, miejsce do którego się wraca, jak to się mówi wraca „do siebie”.
            Moim zdaniem należy dziś uświadamiać wartość rodzin wielopokoleniowych. Bardzo ważne jest wsparcie młodych małżeństw przez rodziców. W USA jest odwrót od mentalności ludzi młodych, którzy dawniej koniecznie chcieli być na swoim. Dzisiaj w modzie jest powrót do rodzinnych gniazd. Tam zostało to wywołane przez warunki ekonomiczne, ale szybko okazało się, że takie trendy mają bardzo dobre skutki duchowe – umacniają życie rodzinne.
            Rodziny oparte na sakramencie małżeństwa są najlepszymi wspólnotami do przekazywania wiary i rozwoju modlitwy i życia duchowego. Obserwuję w tym względzie wiele rodzin należących do Misji św. Teresy. W rodzinach, w których jest praktyka wspólnej modlitwy, których członkowie systematycznie przystępują do sakramentu pojednania i pokuty i uczestniczą we Mszy świętej, dzieci bardzo szybko i wprost zadziwiająco rozwijają się duchowo. Widać w tych rodzinach dynamiczne działanie łaski Bożej.
            Wspólnotą podstawową, która stanowi oparcie i samo źródło rozwoju życia duchowego, jest oczywiście sam Kościół – jako wspólnota ludzi wierzących wraz z pasterzami. W dzisiejszym świecie dla rozwoju życia duchowego i w ogóle dla własnego zbawienia należy mocno podkreślać zasadę zachowania jedności duchowej z Kościołem. Pan Jezus powiedział, że bramy piekielne Kościoła nie przemogą. Podejmując jakąkolwiek ważną decyzję życiową należy brać pod uwagę zachowanie własnej pełnej jedności z Kościołem, która wyraża się w możliwości przystępowania do Komunii świętej.
            Wielką pomocą w rozwoju życia modlitwy, życia duchowego są różnego rodzaju zrzeszenia kościelne. Zrzeszenia te powinny wspierać życie rodzinne, powinny być prorodzinne. Ich celem jest nie tylko wspólna modlitwa, czy wypełnienie jakiegoś charyzmatycznego zadania. Zrzeszenia budując wspólnoty między ludźmi mogą stać się dla ludzi wierzących naturalnym środowiskiem odpoczynku wakacyjnego, wspólnego spędzania czasu, rekreacji. Mogą one stanowić bezpieczne środowisko życia chrześcijańskich rodzin – środowisko ludzi o tych samych poglądach, wartościach moralnych i duchowych.     
 
2.2. Konieczność ascezy i odpoczynku. 
 
Biorąc pod uwagę negatywne trendy dla rozwoju życia duchowego obecne we współczesnej cywilizacji zachodniej, należy zdać sobie sprawę z konieczności życia ascetycznego. Oczywiście chodzi o praktyki ascetyczne, które stają pod prąd owym negatywnym zjawiskom cywilizacji cyfrowej. Jeśli np. ogromnym zagrożeniem dla życia duchowego i w ogóle dla normalnego życia, zagrożeniem dla rozwoju relacji międzyludzkich jest świat wirtualny, to należy bardzo ściśle kontrolować czas spędzany w internecie, najlepiej ograniczając go do niezbędnego minimum.
Współczesna asceza polega również na właściwym korzystaniu z dóbr materialnych, szanowania pokarmu, nie szukania wyrafinowanych i drogich potraw. Oczywiście do pewnego stopnia ważna jest dbałość o zdrowe jedzenie, ale bez przesady, aby nie wpaść w powszechną dziś pułapkę narcystycznego zapatrzenie w siebie. Dzisiaj zdarza się, że ludzie w dbałości o właściwą dietę i tzw. „linię” spożywają posiłki sami nie zachowując wspólnoty rodzinnej. Czyli tracą oni o wiele więcej niż zyskują – osłabiają relację miłości z bliskimi.
Asceza w dziedzinie materialnej polega dziś również na posiadaniu jak najmniejszej ilości rzeczy. Ludzie kupują i posiadają zbyt dużo rzeczy, których często nie używają. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest cały system reklamy, który nakręca koniunkturę. Produkuje się w ludziach sztuczne potrzeby, aby je zaspakajali. Zbyt duża ilość posiadanych rzeczy dodatkowo absorbuje człowieka. Ogólnie rzecz biorąc, jak poucza tradycja duchowości chrześcijańskiej, ubóstwo sprzyja rozwojowi życia duchowego. Człowiek, który jest bardziej wolny od posiadania rzeczy, łatwiej zwraca się ku Bogu, ku Dobru najwyższemu.    
Dla rozwoju życia duchowego i zachowania równowagi psychicznej konieczny jest odpoczynek. Dziś ludzie powinni świadomie planować systematyczne wyjazdy rodzinne za miasto, wspólną jazdę na rowerze czy spacer po lesie. Wielu ludzi pracuje przy biurku, przy komputerze, dlatego bardzo ważny dla nich jest aktywny fizycznie odpoczynek. Zachowanie pewnej higieny duchowej i fizycznej stanowi podłoże dla rozwoju życia duchowego, ułatwia skupienie na modlitwie. 
 
Ks. Ludwik Nowakowski

Adwent przed beatyfikacją Sługi Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego.

grudzień 2019

 Z Ewangelii według świętego Łukasza                                   (J 12, 35-40)
                                  
Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy bądźcie podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie»..

1. Adwent jako początek nowego roku kościelnego.
 
Nowy Rok Kościelny rozpoczyna się liturgicznym okresem Adwentu. Stanowi on czas duchowego przygotowania na przyjście Chrystusa w historycznej pamiątce Bożego Narodzenia, która uobecnia się dzięki liturgii Kościoła, i na drugie przyjście Chrystusa na ziemię, w związku z sądem Bożym nad światem. Powinno być to radosne i jednocześnie pełne skupienia i modlitwy oczekiwanie. Adwent pełni bardzo ważną rolę w duchowości chrześcijańskiej. Wyrabia on duchową czujność na przyjście Zbawiciela świata – Jezusa Chrystusa.
Niestety jako chrześcijanie żyjemy w świecie, w którym warunki nie sprzyjają rozwojowi życia duchowego. Od wielu lat można zaobserwować zanik właściwego przeżywania Adwentu. Ten okres liturgiczny niejako znika ze świadomości ludzi wierzących. Najbardziej przyczynia się do tego współczesna ideologia konsumpcyjna. Już w listopadzie pojawiają się w wielkich centrach handlowych a także i w mniejszych sklepach dekoracje świąteczne, oczywiście nie mające nic wspólnego z religią. Wszystko po to, aby nakręcać przedświąteczną koniunkturę. Bardzo wielu chrześcijan daje się wciągnąć w szaleństwo zakupów, całkowicie zapominając o duchowym przygotowaniu do świąt Bożego Narodzenia. Dla wielu osób najważniejsze są prezenty pod choinkę. Trzeba pamiętać, że prawdziwe i wartościowe przeżywanie świąt, zależy od odpowiedniego przygotowania się do nich. Jeśli ktoś tylko przygotowuje się materialnie do świąt, robi zakupy, sprząta, stroi choinkę, to niech się nie dziwi, że przeżywa je bardzo płytko. 
W przeżywaniu Adwentu pomaga udział w Roratach – we Mszy świętej o Matce Bożej. Maryja jest tą, która najbardziej i najpełniej duchowo czekała na Narodzenie Chrystusa – jak każda kochająca matka czeka na narodzenie dziecka. Ponadto w parafiach organizowane są rekolekcje adwentowe lub przynajmniej dzień spowiedzi. Przystąpienie do sakramentu pojednania i pokuty w Adwencie jest bardzo ważne. Owszem w Wigilię dzielimy się opłatkiem – poświęconym chlebem, ale Opłatek jest jedynie obrazem Komunii świętej. Pełne i wartościowe przeżycie Bożego Narodzenia nie jest możliwe bez przyjęcia Komunii świętej – czyli bez pełnego udziału w Eucharystii. Dzięki Eucharystii bowiem historyczne wspomnienie narodzenia Pana Jezusa uobecnia się w liturgii. We Mszy świętej duchowo stajemy przy żłóbku Zbawiciela.  
Tegoroczny Adwent rozpoczyna Rok Kościelny, w którym będziemy przeżywali uroczystość beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego. Będzie to zatem szczególny Adwent – oczekiwania na beatyfikację. Papież Jan Paweł II napisał w liście do kardynała Wyszyńskiego: „Zawsze byłem przekonany o tym, że Duch Święty powołał  Waszą Eminencję w wyjątkowym momencie dziejów Ojczyzny i Kościoła – i to nie tylko Kościoła w Polsce, ale także i w całym świecie.”[1] Był to istotnie wyjątkowy moment dziejów. Mówiąc językiem biblijnym, Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński przeprowadził nasz naród przez Morze Czerwone – przez morze komunizmu. On przygotował naród na przeżycie Milenium Chrztu Polski, ubezpieczył wiarę Narodu na dalsze wieki historii, ponawiając Śluby Jasnogórskie króla Jana Kazimierza. On ofiarował siebie samego i nasz Naród w macierzyńską niewolę Maryi za wolność Kościoła w Polsce i na świecie. On wreszcie duchowo utorował drogę Karolowi Wojtyle na tron papieski – tak powiedział publicznie sam Papież Jan Paweł II do kard. Stefana Wyszyńskiego na początku swego pontyfikatu: „Czcigodny i Umiłowany Księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem.”[2]
Idąc za myślą św. Jana Pawła II, że kardynał Stefan Wyszyński dany był Narodowi w wyjątkowym momencie dziejów Ojczyzny i Kościoła, można powiedzieć, że również jego beatyfikacja jest łaską Bożą dla naszej Ojczyzny daną w wyjątkowym czasie. Jeszcze nie tak dawno mówiono wśród księży, że są problemy z beatyfikacją Sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego. Nawet pojawiły się plotki, że w Kościele są kręgi, które chciałyby ją zablokować. A może właśnie w planach Opatrzności Bożej ta beatyfikacja, podobnie jak życie i posługa Prymasa Tysiąclecia, była zachowana na odpowiednią chwilę. Obecnie Kościół w Polsce jest szczególnie atakowany. Atakowani są kapłani Kościoła. Próbuje się im zamknąć usta. Przez nagłośnienie przypadków życia kapłanów, postępujących niegodnie – oczywiście takie sytuacje w ogóle nie powinny mieć miejsca – usiłuje się zniszczyć autorytet wszystkich księży w Polsce. Również sytuacja społeczna w Polsce jest trudna. Polskie społeczeństwo jest bardzo podzielone. Wrogowie naszego Narodu i Kościoła, m.in. wpływowe środowiska masońskie, wykorzystują ów podział, aby osłabić nasze państwo. Rękami samych Polaków starają się oni niszczyć naszą tradycję i kulturę, propagując ideologie sprzeczne z zasadami moralnymi opartymi na wierze w Chrystusa – np. ideologia LGBT. Do ataku na Polskę wykorzystywane są instytucje europejskie. Obecnie toczy się walka o duszę naszego Narodu. Jest to analogiczna sytuacja do tej, jaka była w czasach stalinowskich, w których żył kard. Stefan Wyszyński. Zatem jego beatyfikacja bardzo potrzebna jest naszej Ojczyźnie. Nie ma na ziemi autorytetu, który by scalił Naród, więc Bóg daje autorytet z nieba. 
 
2. Rola świętych Pańskich w dziele zbawienia świata.
 
Bóg mógłby sam wszystkiego dokonać, ale nie chce tak czynić. Dlatego w swej opatrzności, mądrości i miłości wyznacza stworzeniom różne zadania. Oczywiście to On sam działa w swych stworzeniach i sam przez nie dokonuje swych dzieł, bo bez pomocy i łaski Boga żadne stworzenie nie mogłoby istnieć i działać. W dziele zbawienia świata, którego dokonał wcielony Syn Boży, Jezus Chrystus, Bóg zostawia miejsce do działania Aniołom i ludziom – zarówno ludziom żyjącym obecnie na ziemi, jak i świętym w niebie. W pierwszej prefacji o świętych modlimy się: „W zgromadzeniu świętych jaśnieje Twoja chwała, bo dzięki Twojej łasce zdobyli zasługi, które nagradzasz”[3]. Święci nie działają własną mocą, ale dzięki łasce Bożej, dzięki pomocy Bożej zdobywają zasługi, które potem Bóg nagradza. Trochę to jest tak, że Bóg w świętych nagradza swoje własne łaski. A zasługą człowieka jest otwarcie się na łaskę i współpraca z nią. Mówi o tym św. Paweł Apostoł: Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną (1Kor 15,10).
Świeci, którzy osiągnęli już szczęśliwą wieczność, pomagają Kościołowi pielgrzymującemu na ziemi w różny sposób. W cytowanej już prefacji o świętych modlimy się słowami: „W ich życiu ukazujesz nam wzór postępowania, przez ich wstawiennictwo udzielasz nam pomocy, a we wspólnocie z nimi dajesz nam obiecane dziedzictwo. Umocnieni przez tak licznych świadków, toczymy zwycięski bój z wrogami zbawienia (...)”. Ponadto niektórzy święci Pańscy, np. św. Teresa od Dzieciatka Jezus, mówili, że nie spoczną w niebie, ale będą działać na ziemi. Są świadectwa cudownego, bezpośredniego działania wspomnianej Świętej na ziemi.  
Świeci zostawili nam wzór postępowania. Oczywiście w teologii duchowości mówimy przede wszystkim o naśladowania Pana Jezusa – Jego ziemskich cnót. Jednakże w świętych niejako łatwiej jest Go naśladować – szczególnie jeśli chodzi o tych, którzy żyli w bliższym nam czasie. W świętych ukazują się cnoty samego Chrystusa. Poszczególne cnoty Chrystusa są niejako w nich rozdzielone, dlatego łatwiej je zauważyć i naśladować. Ponadto Bóg w swojej opatrzności niektórych świętych czyni nam bliskimi, daje nam łaskę osobistej więzi z wybranymi świętymi. Czasem ktoś mówi, że ma swojego ulubionego świętego, do którego się często zwraca o pomoc, o wstawiennictwo w różnych sprawach. Niektórzy święci są również dani różnym wspólnotom, rodzinnym, kościelnym, czy narodowym. Kardynał Stefan Wyszyński, którego beatyfikacji oczekujemy, należy do świętych, którzy są dani w szczególny sposób całej społeczności narodowej. W następnym punkcie niniejszych rozważań spróbujemy się zastanowić, jakie jego cnoty Bóg daje nam do naśladowania.
W cytowanej wyżej prefacji jest mowa, że Bóg udziela nam pomocy dzięki wstawiennictwu świętych. Chodzi tu przede wszystkim o pomoc w drodze do nieba, na której musimy stoczyć walkę duchową z wrogami zbawienia – z szatanem i innymi upadłymi aniołami oraz z ludźmi, którzy są na jego usługach. Święci wyjednują nam u Boga łaskę nawrócenia z grzechów i trwania w świętości, w komunii z Bogiem. Pomagają nam odczytać i wypełnić powołanie życiowe, które stanowi naszą ziemską drogą do nieba. Niekiedy wprost kierują naszym życiem. Wypraszają nam u Boga pełnienie dzieł miłosierdzia. 
Przykład, modlitwa i działanie świętych dziś w Kościele możliwe jest dzięki wspólnocie duchowej, wspólnocie wszystkich dzieci Bożych w Duchu Świętym. Kościół chwalebny w niebie, oczyszczający się po śmierci i pielgrzymujący do nieba stanowi jedną wspólnotę dzieci Bożych. Postęp duchowy jednego ze świętych przyczynia się do dobra wszystkich innych członków tej społeczności duchowej. Święci, którzy już osiągnęli niebo, budzą nadzieję w sercach tych, którzy pielgrzymują do domu Ojca. Bóg przez nich obdarza Kościół mocą duchową.  
 
3. Duchowa rola kard. Stefana Wyszyńskiego we współczesnym Kościele i w Ojczyźnie.
 
            Wezwaniem pasterskim kardynała Wyszyńskiego było Soli Deo – Jedynemu Bogu. Patrząc na jego życie, można stwierdzić, że nie było to jedynie hasło na biskupim herbie. Istotnie było ono całkowicie oddane Bogu. I od razu sprecyzujmy owo oddanie – było to oddanie Bogu w Kościele. On w pełni ofiarował swoje życie Kościołowi. Niezwykła więź Prymasa Tysiąclecia z Kościołem wyrażała się i ukazywała w różny sposób. Przede wszystkim w jego życiu widać komunię z Papieżem, namiestnikiem Chrystusa na ziemi. Patrząc na życie i posługę kardynała Wyszyńskiego uświadamiamy sobie wspólnotę działania ówczesnego Kościoła w Polsce ze Stolicą Apostolską, a przez Nią z Kościołem Powszechnym. Widzimy jak Papieże wspierali Prymasa w jego posłudze Kościołowi w Polsce. Podczas jego uwięzienia Stolica Apostolska interweniowała na polu międzynarodowym. Papież Paweł VI chciał przyjechać do Polski na Milenium Chrztu, ale władze komunistyczne się nie zgodziły. Więź Prymasa Tysiąclecia ze Stolicą Apostolską i całym Kościołem powszechnym wyraziła się szczególnie w akcie ofiarowania Narodu w macierzyńską niewolę Maryi za wolność Kościoła w Polsce i na świecie. Znamienne jest, że Papież kazał umieścić tekst tego aktu ofiarowania pod konfesją św. Piotra w Rzymie. W ten sposób dał znak, że przyjmuje owo ofiarowanie naszego Narodu.
            Kardynał Stefan Wyszyński kierował Kościołem w bardzo trudnym okresie stalinowskiego terroru. Przewidując prześladowania, podpisał w 1950 roku z ówczesnym rządem w Polsce tzw. Porozumienie, które stało się później narzędziem w obronie Kościoła. Prymas, dokąd mógł, stawał w obronie biskupów, kapłanów i wspólnot zakonnych, a także dóbr materialnych Kościoła. Jednak w lutym 1953 r. ogłoszony został dekret Rady Państwa o „tworzeniu, obsadzaniu i znoszeniu duchownych stanowisk kościelnych”. Dawał on przedstawicielom władzy komunistycznej w Polsce prawo kontrolowania oraz unieważnienia każdej nominacji i aktu jurysdykcyjnego Kościoła. Przyjęcie tego dekretu oznaczałoby całkowite podporządkowanie się Kościoła komunistycznemu państwu. Wobec zaistniałej sytuacji 21 maja 1953 r. Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński przesłał Bolesławowi Bierutowi memoriał, będący odpowiedzią Episkopatu na ataki wymierzone w Kościół katolicki. W jego ostatnich słowach biskupi stwierdzali: „Rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza składać nam nie wolno. Non possumus! (Nie możemy)”. Wierni zapoznali się z treścią memoriału podczas procesji Bożego Ciała w Warszawie – uczestniczyło w niej ok. 200 tysięcy ludzi. Oczywiście władze w ówczesnej Polsce były jedynie marionetkowym rządem na usługach Sowieckiej Rosji. Prymas kardynał Wyszyński za sprzeciw wobec komunistycznej władzy został aresztowany w nocy z 25 na 26 września 1953 roku.   
            Szczególną tajemnicą życia duchowego Prymasa Tysiąclecia była jego wieź z Matką Bożą. Do swojego zawołania biskupiego dołączał on słowa, które sprawiały trudność teologom: „Per Mariam – Soli Deo!”. Kwestię tę wyjaśniał Ojcom Paulinom na Jasnej Górze: „Niechaj się głowią teologowie nad tym, jak to jest. Ja sam się waham, czy mam mówić: Per Mariam – Soli Deo, ale teraz tak mówię, bo tak wierzę. Mam na to mnóstwo dowodów, że właśnie Matka Chrystusowa jest Zwiastunką mocy Ojca, który miłuje swoje dzieci, wierzące Jego Synowi w Polsce”.[4] Obecnie w teologii katolickiej zwykło się mówić, że Maryja jest pośredniczką łask, a nawet wszechpośredniczką łask w Chrystusie –  jedynym pośredniku pomiędzy Bogiem a ludźmi. Oczywiście tak naprawdę, trzeba by przyznać rację św. Maksymilianowi Kolbe, który mówił, że z Maryją związana jest tajemnica, której my, ludzie, do końca nie pojmujemy. Ona jest Matką Bożą, a Bóg jest tajemnicą. O owej tajemnicy mówił Prymas tysiąclecia w dwudziestą piątą rocznicę swojej sakry biskupiej: „Wydaje mi się, że najbardziej bezpośrednią Mocą w moim życiu jest Maryja. Przez szczególną tajemnicę, której w pełni nie rozumiem, została Ona postawiona na mej nowej drodze... Stało się to pamiętnego dnia, 25 marca 1946 roku, gdy mój Poprzednik, wielkiej pamięci kardynał Prymas August Hlond, sprawował wobec mnie zwiastowanie woli Ojca świętego Piusa XII. Myślałem wtedy podobnie jak Maryja: Jakoż się to stanie?”[5]
            Chociaż Stefan Wyszyński od najmłodszych lat wychowywany był w najgłębszej czci i pobożności do Matki Bożej, idea zawierzenia Maryi wszystkiego, co Polskę stanowi, nie była jego osobistym odkryciem. Jedynie prawidłowo odczytał on duchową tajemnicę naszego narodu – plan opatrzności Bożej, w którym Maryja zajmuje szczególne miejsce w całej historii Polski. Kardynał Wyszyński wyznał, że przejął tę ideę po umierającym kardynale Prymasie Auguście Hlondzie, który powiedział w szpitalu Sióstr Elżbietanek: „Nie lękajcie się niczego, walczcie, módlcie się i wierzcie. Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny. Pod Jej opieką pracujcie”. Kardynał Wyszyński przyjął te słowa jako program duchowy dla Polski.[6]
            Bardzo ważną cechą duchową kardynała Stefana Wyszyńskiego, obok miłości do Chrystusowego Kościoła i do Maryi, był gorący patriotyzm. Watro zacytować w tym względzie słowa Prymasa wypowiedziane w przeddzień aresztowania: „Gdy będę w więzieniu, a powiedzą wam, że Prymas zdradził sprawy Boże – nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas ma nieczyste ręce – nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas stchórzył – nie wierzcie. Gdy będą mówili, że Prymas działa przeciwko narodowi i własnej Ojczyźnie – nie wierzcie. Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej”.[7] Słowa te wyrażają nie tylko gorący patriotyzm Prymasa Tysiąclecia, ale także jego rozumienie Ojczyzny. Dla niego Polska miała chrześcijańską duszę. Jak mówił w innym ze swoich kazań, nie można tworzyć dziejów bez dziejów, nie można przedstawiać, tworzyć historii Ojczyzny bez odwołania się do jej tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej.[8]         
 
Ks. Ludwik Nowakowski


[1] Jan Paweł II, List 30 października 1979 r. w: St. Kard. Wyszyński, wszystko postawiłem na Maryję, Paryż 1980, s. 11-12.
[2] Jan Paweł II, Watykan, 23 października 1978 r.
[3] Mszał Rzymski, Prefacja nr 70.
[4] S. Wyszyński, Wszystko postawiłem na Maryję, Paryż 1980, s. 22.
[5] Tamże, s. 15.
[6] Por. tamże, s. 24.
[7] S. Wyszyński, Jedna jest Polska, Warszawa 1998, s. 11. 
[8] Por. tamże, s. 48.

Znaczenie niektórych znaków i słów we Mszy Świętej

listopad 2019

 
Wprowadzenie:
 
            W niniejszej katechezie będziemy starali się omówić kolejno niektóre znaki i słowa Mszy Świętej, aby poprzez lepsze rozumienie obrzędów głębiej uczestniczyć w Eucharystii. „Cała Eucharystia sprawowana jest w dynamicznym kontekście znaków, które niosą w sobie bogate, jasne przesłanie. To właśnie przez znaki tajemnica niejako odsłania się przed oczami wierzącego” (Jan Paweł II, Mane Nobiscum Domine, 14). W nowym Wprowadzeniu do Mszału czytamy: „Sprawowanie Eucharystii, podobnie jak cała liturgia, dokonuje się przez dostrzegalne znaki, które podtrzymują, umacniają i wyrażają wiarę” (Wprowadzenie do Mszału, 20). Katecheza ta, złożona z krótkich punktów. Miejmy jednak nadzieję, że taka forma ułatwi rozważanie znaków obecnych we Mszy świętej. Ponieważ temat jest bardzo obszerny, katecheza została podzielona na dwie części.
 
1. Obrzędy wstępne Mszy św.
 
            Do obrzędów wstępnych Mszy św. zaliczamy: wejście, pozdrowienie, akt pokutny, Kyrie, Chwała na wysokości i kolektę. Celem ich jest wspólne przygotowanie się do uważnego słuchania słowa Bożego i godnego sprawowania Eucharystii (Por., Wprowadzenie do Mszału, 46).
 
2. Znaki obecności Jezusa Chrystusa w Eucharystii.
 
            Czytamy we Wprowadzeniu do Mszału: „Chrystus jest rzeczywiście obecny w samym zgromadzeniu zebranym w Jego imię, w osobie szafarza, w swoim słowie, a w sposób substancjalny i trwały pod postaciami eucharystycznymi” (dz. cyt., 27) i „Natura urzędowego kapłaństwa właściwego prezbiterowi, który w imieniu Chrystusa składa Ofiarę i przewodniczy zgromadzeniu świętego ludu, uwydatnia się w formie obrzędu, przez podwyższenie miejsca i przez czynności kapłana” (dz. cyt., 4). Chrystus jest obecny we Mszy św. w kilku znakach. Już sam Lud Boży zgromadzony w wierze na sprawowanie Eucharystii, jako mistyczne Ciało Chrystusa, jest znakiem Jego obecności. Ale ten znak sam byłby nie pełny. Lud Boży nie może sam sprawować Mszy św. Kościół jest mistycznym Ciałem Chrystusa, a Chrystus jest Głową tego Ciała. Dlatego ze znakiem zgromadzonego Ludu łączy się znak szczególnej obecności Jezusa Chrystusa w osobie kapłana, który przewodniczy Mszy św. Kapłan jest „sakramentalnym uobecnieniem Jezusa Chrystusa” (Dyrektorium o posłudze i życiu kapłanów, 2.). Jak mówi, wyżej cytowane, Wprowadzenie do Mszału szczególna funkcja kapłana, który przewodniczy podkreślona jest przez czynności i słowa, które tylko on może wypowiadać (np. słowa konsekracji), a także powinna być podkreślona przez podwyższenie miejsca (kilka schodków w górę), na którym stoi ołtarz. Obecność Chrystusa jest także w słowie Bożym i substancjalnie w postaciach Eucharystii – na to zwrócimy jeszcze uwagę.
 
3. Ołtarz.
 
            Szczególny szacunek należy okazać ołtarzowi, miejscu, na którym dokonają się święty obrzędy Eucharystii. Zaraz po wejściu do prezbiterimu kapłan kłania się ołtarzowi, lub klęka, jeśli za ołtarzem jest tabernakulum z Najświętszym Sakramentem. Ponadto, po dojściu do ołtarza całuje go na znak czci, a także, w bardziej uroczystych Mszach, okadza ołtarz i krzyż ołtarzowy (tamże, 49). Ołtarz w kościele powinien być stały, nieprzenośny i poświęcony (tamże, 298). Zaleca się, aby pod ołtarzem były umieszczone relikwie świętych (tamże, 302). Ołtarz na znak czci powinien być nakryty obrysem. Powinny stać na nim zapalone świece dwie, cztery lub sześć. Może być siedem świec we Mszy sprawowanej przez biskupa, na znak pełni jego kapłańskich święceń (tamże, 117).
 
4. Wspólnotowy charakter Mszy św.
 
            Chociaż kapłan przewodniczy Mszy św., bez niego Lud Boży nie mógłby jej sprawować, to jednak należy pamiętać, że to całe zgromadzenie Kościoła sprawuje Eucharystię. Dlatego też wierni nie powinni stać biernie na Mszy św. Podkreślają swój udział w sprawowaniu tej tajemnicy przez wspólne odpowiedzi, śpiew i modlitwę (por. m.in.: Wprowadzenie do Mszału, 34-37). Wspólnota wyraża się także przez jednolite gesty ciała wiernych świeckich uczestniczących we Mszy św. (tamże, 42). Zatem, nie jest dobrze, gdy np. większość przystępuje do Komunii Świętej podchodząc w procesji do ołtarza, a część ustawia się klęcząc przy barierkach. Oczywiście przepisów liturgicznych nie należy stosować niewolniczo, np., po Komunii jest oczywiste, że jedna osoba będzie adorować Pana Jezusa klęcząc, inna siedząc, a jeszcze inna stojąc, część osób będzie śpiewać, a część adorować w milczeniu.
            Stwierdzenie, że Msza św. ma wspólnotowy charakter ma jeszcze inny aspekt. Jest ona czynnością, całego Kościoła. Każdą Mszę św. sprawuje cały Kościół powszechny na całym świecie, a także obecny jest tu Kościół niewidzialny, święci z Najświętszą Maryją Panną na czele. Są tu również Aniołowie Boży. Msza św. sprawowana jest w jedności z hierarchią niebieską i ziemską – w modlitwie eucharystycznej wymienia się imię papieża i miejscowego biskupa (Por.: Mane nobiscum Domine, 21).
 
5. Znak krzyża.
 
        Pełen, pojedynczy znak krzyża wierni czynią tylko dwukrotnie, na samym początku Mszy św. i na końcu przy błogosławieństwie. Ten znak jakby otwiera i zamyka tajemnicę Eucharystii. Eucharystia jest sprawowana „wewnątrz” znaku krzyża. W ten sposób mamy uświadomić sobie, że Eucharystia dokonuje się wewnątrz Trójcy Świętej, wprowadza nas w wewnętrzne życie Boga w Trójcy Jedynego. Mówi Jan Paweł II w Liście na Rok Eucharystii: „Czy nie za sprawą znamiennej intuicji słynna ikona Świętej Trójcy Rublowa stawia w znaczący sposób Eucharystię w centrum życia trynitarnego!” (dz. cyt., 11).  
 
6. Ręce na modlitwie.
 
            Na ogół podczas modlitwy, nie tylko w czasie Mszy św., ręce są złożone dłoń przy dłoni. Cóż ten znak wyraża? Najpierw trzeba zauważyć, że ręka, zaraz po twarzy, jest najbardziej uduchowioną częścią naszego ciała. Za pośrednictwem rąk ujawniają się stany duchowe: radość, wzruszenie, oczekiwanie... Ręka, przez dotyk możemy komunikować różne informacje. Niektórzy bardziej inni mniej gestykulują rękami. Ponadto ręka służy do pracy, a jeśli trzeba to i do obrony. Złożenie dłoni razem oznacza wewnętrzne skupienie człowieka, który staje przed Bogiem (por.: R. Guardini, Znaki święte, 26n). Złączone dłonie kierują się jakby osią do góry, wyrażają skierowanie człowieka ku Bogu, ku wieczności.
            Kapłan wielokrotnie podczas recytacji modlitw mszalnych wznosi otwarte dłonie ku górze. Jest to znak oczekiwania na dary Boże. Kapłan, jako pośrednik pomiędzy ludźmi a Bogiem, prosi o te dary, o łaski dla całego Ludu Bożego. Kapłan jest jak otwarte ku górze naczynie na łaską Bożą (por.: E. Kapellari, 75).
 
7. Śpiew.
 
            Czytamy we Wprowadzeniu do Mszału: „Apostoł zachęca chrześcijan, którzy schodzą się razem w oczekiwaniu na przyjście Pana, aby śpiewali wspólnie psalmy, hymny i pieśni pełne ducha (por. Kol 3, 16). Śpiew jest bowiem znakiem radości serca (por. Dz 2, 46). Dlatego św. Augustyn słusznie mówi: "Kto kocha, ten śpiewa" , a już w czasach starochrześcijańskich znane było przysłowie: Kto dobrze śpiewa, podwójnie się modli” (dz. cyt., 39). Msza św. to nie jest smutna stypa po pogrzebie Pana Jezusa. Ale jest to radosne Paschalne zgromadzenie Kościoła. Tu czcimy zwycięstwo Jezusa Chrystusa nad grzechem, szatanem i śmiercią. Jest to Ofiara Zwycięstwa naszego Pana i jednocześnie uczta, na którą On nas zaprasza. Ta radość wyrażona jest m.in. w śpiewie, a także w hymnie Chwała na wysokości Bogu, który najlepiej, gdy jest śpiewany.
 
8.  Milczenie.
 
            Czytamy we Wprowadzeniu do Mszału: „Należy również zachować w odpowiednim czasie pełne czci milczenie.  Jego natura zależy od czasu, w jakim jest przewidziane w poszczególnych obrzędach. W akcie pokuty i po wezwaniu do modlitwy wierni skupiają się w sobie; po czytaniu lub homilii krótko rozważają to, co usłyszeli; po Komunii świętej zaś wychwalają Boga w sercu i modlą się do Niego” (dz. cyt., 45). Jak widać z powyższego cytatu, podczas Eucharystii są również chwile liturgicznego milczenia. W akcie pokuty chodzi o wewnętrzne uświadomienie sobie własnej grzeszności i wzbudzenie żalu za grzechy. Oczywiście należy pamiętać, że w spowiedzi powszechnej gładzone są tylko grzech powszednie, lekkie. Dlatego nie zastępuje ona spowiedzi sakramentalnej. Chwila milczenia jest także po słowie „Módlmy się” w recytowanej lub śpiewanej na początku Mszy modlitwie zwanej „Kolekta”. W tym momencie dobrze jest uświadomić sobie, że podczas Mszy św. szczególnie staję przed Bogiem. Także, w tym momencie, można skierować do Boga jakąś szczególną intencję, z którą przychodzę na modlitwę.
 
9. Kadzidło.
 
            W Piśmie Świętym kadzidło jest znakiem modlitwy. Modlimy się w Księdze Psalmów: „Niech moja modlitwa będzie stale przed Tobą jak kadzidło” (Ps 141, 2). W Księdze Apokalipsy znajdujemy opis modlitw, które Anioł zanosi przed tron Boga: „I przyszedł inny anioł, i stanął przy ołtarzu, mając złote naczynie na żar, i dano mu wiele kadzideł, aby dał je w ofierze jako modlitwy wszystkich świętych, na złoty ołtarz, który jest przed tronem. I wzniósł się dym kadzideł, jako modlitwy świętych, z ręki anioła przed Bogiem” (Ap 8, 3n). Kadzidło jest pięknym symbolem modlitw dzieci Bożych, które płyną z ziemi przed tron Boga. Jednocześnie, symbol spalania drogocennych ziarenek kadzidła wyraża naszą sześć, szacunek i miłość do Boga. Jesteśmy jak Maria z Ewangelii, która podczas uczty w Betanii, na niedługo przed śmiercią Pana Jezusa, namaściła drogocennym olejkiem Jego stopy i włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią tego olejku (Por.: J 12, 1nn).
 
10. Pokropienie wodą święconą.
 
            Zamiast aktu pokuty na początku Mszy św., szczególnie w niedzielę, może być obrzęd błogosławieństwa wody i pokropienia Ludu Bożego. Jest to znak przypominający chrzest święty (Tamże, 51). Oczywiście ten znak, podobnie jak spowiedź powszechna, gładzi jedynie grzechy powszednie, lekkie. Nawiązaniem do chrztu świętego jest również, zwyczaj żegnania się wodą świeconą przy wchodzeniu do kościoła.
 
11. Hymn Chwała na wysokości Bogu.
 
            Cała Eucharystia jest uwielbieniem Boga i dziękczynieniem za dzieło zbawienia, za Jego nieskończoną miłość, miłosierdzie. Podkreślone jest to już na samym początku w hymnie Chwała. Czytamy we Wprowadzeniu do Mszału: „Chwała na wysokości to starochrześcijański i czcigodny hymn, w którym Kościół zgromadzony w Duchu Świętym  uwielbia oraz błaga Boga Ojca i Baranka. Hymnu tego nie można zastępować innym tekstem. (...) Śpiewa się lub recytuje hymn w niedziele poza okresem Adwentu i Wielkiego Postu, a także w uroczystości i święta oraz podczas szczególnie uroczystych celebracji” (53).
 
12. Dwa stoły – stół słowa Bożego i stół Eucharystii.
 
            Czytamy we Wprowadzeniu do Mszału: „Msza św. składa się jakby z dwóch części, mianowicie z liturgii słowa i z liturgii eucharystycznej, które tak ściśle łączą się ze sobą, że stanowią jeden akt kultu. Albowiem we Mszy świętej zostaje zastawiony zarówno stół słowa, jak i Chrystusowego Ciała, z którego wierni czerpią naukę i pokarm” (28). Papież Jan Paweł II w Liście na Rok Eucharystii mówi: „Eucharystia jest światłem przede wszystkim dlatego, że w każdej Mszy św. Liturgia Słowa Bożego poprzedza sprawowanie Liturgii Eucharystii – w jedności dwóch „stołów” – stołu Słowa i stołu Chleba” (dz. cyt., 12). Stół słowa Bożego, czytania i homilia, powinny przygotowywać do świadomego, pełnego czci i miłości udziału w Liturgii Eucharystycznej. Chociaż termin Liturgia Eucharystyczna stosujemy do drugiej części Mszy św., jednak, należy pamiętać, że sakrament Eucharystii, Eucharystia, to jest cała Msza św. – która składa się z Liturgii Słowa i Liturgii Eucharystii.
 
13. Ewangelia.
 
            Cały stół słowa Bożego zastawiony jest obficie bogactwem, mądrością tekstów zarówno Starego jak i Nowego Testamentu. Jednak ze szczególną czcią podchodzi się do czytania Ewangelii (por., Wprowadzenie do Mszału, 60).  Przed nią jest aklamacja, za wyjątkiem Wielkiego Postu, rozpoczynająca się od śpiewu Alleluja. Przez to wierni wyznają wiarę i oczekują na Boga, który do nich przemówi (por., tamże, 62). Kapłan przed czytaniem Ewangelii modli się półgłosem prosząc o błogosławieństwo Boże. Pozdrawia wiernych: „Pana z wami”. Znaczy Ewangelię krzyżem. Wszyscy, na znak szczególnej czci, znaczą się na początku czytania Ewangelii trzema krzyżykami. Przepisy nie określają tego szczegółowo. Osobiście czyniąc te trzy krzyże, na czole, na ustach i na sercu, modlę się w myśli trzema słowami: czczę (umysłem), wierzę (ustami, wyznaję wiarę ustami) i miłuję (sercem, całym życiem). Ponadto, podczas bardziej uroczystych celebracji, na znak czci Ewangeliarz można okadzić. 
 
14.  Wyznanie wiary.
 
            Msza św. jako całość jest wyznaniem wiary. Nie można uczestniczyć we Mszy św. nie mając wiary. Jest jednak szczególny moment, w którym Lud Boży wyznaje wiarę. W niedziele i uroczystości czyni to jako odpowiedź na usłyszane słowo Boże. Jednocześnie w ten sposób bezpośrednio przygotowuje się do Liturgii Eucharystii. Przed sprawowaniem tajemnicy Eucharystii, przypomina sobie główne prawdy chrześcijańskiej wiary (por., Wprowadzenie do Mszału, 67).
 
15. Modlitwa powszechna
 
            Liturgia słowa kończy się „Modlitwą Powszechną”. Jak nazwa wskazuje, jest to modlitwa ogarniająca cały Kościół i cały świat. Ujawnia się w niej powszechna misja Kościoła, który stara się o zbawienie wszystkich ludzi. Modlitwa powszechna obejmuje zazwyczaj następujące intencje: (1) w potrzebach Kościoła, (2) za rządzących państwami i o zbawienie całego świata, (3) za ludzi doświadczonych różnymi trudnościami, (4) za miejscową wspólnotę (Por.: Wprowadzenie do Mszału, 69-70).
 
16. Chleb i wino.
 
            Po Liturgii Słowa następuje przyniesienie darów na ołtarz i odpowiednie przygotowanie ich. Dobrze jest, gdy to wierni świeccy przynoszą dary eucharystyczne. To jest przecież symbol ich pracy. W tych darach wszyscy duchowo składają na ołtarzu całe swoje życie. Składam całe swoje życia, aby Chrystus włączył je w swoje Ciało i Krew, w Eucharystię. A potem, na powrót, będą „spożywał” moje życie razem z Komunią Świętą. Dary złożone na ołtarzu to przede wszystkim chleb i wino. To one staną się Ciałem i Krwią Pana Jezusa. Kapłan czyni tak samo jak Jezus Chrystus na Ostatniej Wieczerzy (Por. tamże: 72-73). Ileż jest tajemnicy w tych prostych symbolach chleba i wina. Jakże dużo ziaren musiało być zmielonych na mąkę, aby z nich można było wypiec chleb. Tak jak ten jeden chleb łączy wiele ziaren, tak wszyscy chrześcijanie łączą się w Chrystusie jednym Chlebie Życia całej ludzkości. Pan Jezus przyszedł na świat w Betlejem - to słowo oznacza „Dom Chleba”. Przyszedł, aby być Chlebem.
            Także wino ma swoją głęboką symbolikę. Najpierw trzeba wycisnąć sok, moszcz z winogron. Winogrona muszą dać się wycisnąć, zgnieść, podobnie, jak ziarna, muszą dać się zmielić. Tu jest symbol „zmielenia”, ukrzyżowania życia Pana Jezusa i każdego chrześcijanina w Nim, aby dać innym życie, aby być pokarmem i napojem. Pierwszy cud, jaki Pan Jezus uczynił, była to przemiana wody w wino na weselu (por.: J 2,1nn). Wino jest symbolem uczty, radości weselnej. Do kielicha oprócz wina dolewa się odrobinę wody. Kapłan przy tym wypowiada cicho słowa: „Przez to misterium wody i wina daj nam Boże udział w Bóstwie Chrystusa, który przyjął nasze człowieczeństwo”. Znak ten wyraża najpierw dwie natury Chrystusa - wino naturą Boską, a woda Ludzką. Ponadto, zapowiada nasze zjednoczenie z Bogiem, które nastąpi w Komunii Świętej.
 
17. Modlitwa eucharystyczna.
 
            Po złożeniu darów, chleba i wina na ołtarzu, i po modlitwie nad darami rozpoczyna się modlitwa eucharystyczna, która stanowi centrum całej Mszy św. Jest to modlitwa dziękczynienia i uświęcenia całego Ludu Bożego „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”. Modlitwa ta rozpoczyna się słowami” Pan z wami... W górę serca... Dzięki składajmy panu Bogu naszemu. Cały lud ma się zjednoczyć w tej Ofierze, wznosząc swoje serca ku Bogu, dziękując mu i uwielbiając Go. A przez to wzniesienie do Boga, przez komunię z Nim, nastąpi uświęcenie uczestniczących w Eucharystii (Por.: Wprowadzenie do Mszału, 78).
 
18. Nałożenie rąk, dłoni na chleb i wino - epikleza.
 
            Czytamy we Wprowadzeniu do Mszału: „Epikleza: to szczególne wezwanie, w którym Kościół błaga o zesłanie mocy Ducha świętego, aby dary złożone przez ludzi zostały konsekrowane, czyli stały się Ciałem i Krwią Chrystusa, i by niepokalana Hostia, przyjmowana w Komunii świętej, przyczyniła się do zbawienia tych, którzy ją będą spożywać” (dz. cyt., 79). W Drugiej Modlitwie Eucharystycznej słowa epiklezy brzmią następująco: „Uświęć te dary mocą Twojego Ducha, aby stały się dla nas Ciałem ( + znak krzyża nad darami) i Krwią naszego Pana  Jezusa Chrystusa”. Podczas wypowiadania tych słów kapłan trzyma dłonie wyciągnięte nad chlebem i winem. Czyli kapłan przed wypowiedzeniem słów konsekracji najpierw wzywa Ducha Świętego. Gest nałożenia rąk jest stosowany także przy sprawowaniu innych sakramentów, bierzmowania, pokuty (kapłan podnosi rękę do góry), świeceń kapłańskich (biskup w milczeniu nakłada dłonie na głowę kandydata) i podczas błogosławieństwa. Zatem, gest nałożenia dłoni jest modlitwą o dary Ducha Świętego.
 
19. Konsekracja – Eucharystia Ucztą.
 
            We wszystkich modlitwach eucharystycznych słowa konsekracji są te same. Kapłan trzymając w ręku chleb, hostię mówi: „BIERZCIE I JEDZCIE Z TEGO WSZYSCY, TO JEST BOWIEM CIAŁO MOJE, KTÓRE ZA WAS BĘDZIE WYDANE”. I następnie, trzymając w ręku kielich z winem: „BIERZCIE I PIJCIE Z NIEGO WSZYSCY TO JEST BOWIEM KIELICH KRWI MOJEJ, NOWEGO I WIECZNEGO PRZYMIERZA, KTÓRA ZA WAS I ZA WIELU BĘDZIE WYLANA NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW, TO CZYŃCIE NA MOJĄ PAMIĄTKĘ”. Czytamy we Wprowadzeniu do Mszału: „poprzez słowa i czynności Chrystusa dokonuje się Ofiara, jaką sam Chrystus ustanowił podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy swoje Ciało i Krew złożył w darze pod postaciami chleba i wina, dał Apostołom do spożywania i picia oraz polecił im uwieczniać to samo misterium” (dz. cyt., 79). Jest tylko jedna Ofiara Zbawcza dokonana przez Pan Jezus. We Mszy św. uobecniamy ją.
            Jednocześnie gest konsekracji, w którym kapłan bierze chleb i wino, i wypowiada słowa Chrystusa z Ostatniej Wieczerzy, mówią nam, że Eucharystia jest ucztą, na którą zaprasza nas sam Bóg. Papież mówi w liście na Rok Eucharystii: „Nie ulega wątpliwości, że najbardziej oczywistym wymiarem Eucharystii jest uczta. Eucharystia narodziła się w wieczór Wielkiego Czwartku w kontekście wieczerzy paschalnej. Dlatego w jej strukturę wpisany jest sens uczty: „«Bierzcie i jedzcie...». Następnie wziął kielich i... dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy...»” (Mt 26, 26-27)” (dz. cyt., 15). Jest to uczta, która dziś, nam pielgrzymujący po ziemi, umożliwia komunię z Bogiem. Jednocześnie jest to zaproszenie i zapowiedź, a nawet antycypacja – już dziś przedsmak wiecznej uczty w niebie.
 
20. Ofiarowanie – Eucharystia Ofiarą Nowego Przymierza.
 
            Po konsekracji, po przemianie chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, następuje ofiarowanie. Kościół ofiarowuje Chrystusa, Jego jedyną zbawczą Ofiarę, Ojcu Niebieskiemu. Zatem, z wymiarem uczty złączony jest w Eucharystii wymiar ofiary. Eucharystia jest zarazem ofiarą i ucztą. Mówi Jan Paweł II w Liście na Rok Eucharystii: „Nie można jednak zapominać, że uczta eucharystyczna ma też – i przede wszystkim – wymiar ofiarniczy. W niej Chrystus przedkłada nam na nowo ofiarę spełnioną raz na zawsze na Golgocie. Choć jest w niej obecny jako zmartwychwstały, nosi znaki swej męki, której pamiątką jest każda Msza św., jak nam przypomina liturgia aklamacją po konsekracji: „Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie...” (dz. cyt., 15). O wymiarze ofiary mówi również Wprowadzenie do Mszału: „Sprawując tę pamiątkę, Kościół, zwłaszcza tu i teraz zgromadzony, w Duchu Świętym składa Ojcu nieskalaną Ofiarę. Kościół dąży do tego, aby wierni ofiarowali nie tylko niepokalaną Hostię, lecz by się także uczyli samych siebie składać w ofierze, i aby z dnia na dzień przez pośrednictwo Chrystusa coraz ściślej się jednoczyli z Ojcem i między sobą, by w końcu Bóg był wszystkim we wszystkich” (dz. cyt., 79).
 
21. Obecność Chrystusa w Eucharystii pod postacią Chleba i Wina.
 
        Mówi Jan Paweł II w Liście na Rok Eucharystii: „Wszystkie te wymiary Eucharystii łączą się w aspekcie, który bardziej niż jakikolwiek inny wystawia na próbę naszą wiarę: jest to tajemnica „realnej” obecności. Zgodnie z całą tradycją Kościoła wierzymy, że pod postaciami eucharystycznymi jest rzeczywiście obecny Jezus. (...) Właśnie Jego obecność nadaje innym wymiarom – uczty, pamiątki Paschy, antycypacji eschatologicznej – znaczenie, które daleko wykracza poza samą tylko symbolikę. Eucharystia jest tajemnicą obecności, przez którą spełnia się w najwznioślejszy sposób obietnica Jezusa, że pozostanie z nami aż do skończenia świata” (dz. cyt., 16). Cały Chrystus, Bóg i Człowiek jest obecny, żywy, w postaciach eucharystycznych. Stąd płynie obowiązek wielkiego szacunku, adoracji dla Eucharystii. Stad wziął się zwyczaj cichej modlitwy przy tabernakulum, gdzie przechowuje się Ciało Chrystusa, Najświętszy Sakrament, a także zwyczaj adoracji Chrystusa obecnego w Najświętszej Hostii w monstrancji podczas wystawienia i procesji. Mówi dalej Papież w cytowanym dokumencie: „Jednym słowem, konieczne jest, aby całej postawie względem Eucharystii, zarówno szafarzy, jak i wiernych, towarzyszył najwyższy szacunek. Obecność Jezusa w tabernakulum winna stanowić jakby biegun przyciągania dla coraz większej liczby dusz w Nim zakochanych, zdolnych przez długi czas słuchać Jego głosu i niemal odczuwać bicie Jego serca. „Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan!” (Ps 34 [33], 9)” (tamże, 18).
 
22. Obrzędy Komunii św.
 
            Obrzędy Komunii św. rozpoczynają się od odmówienia Modlitwy Pańskiej, „Ojcze nasz”. W wielu słowach i znakach podkreślona jest tu jedność, zarówno zgromadzonego Kościoła, jak i jedność z Bogiem. Już na samym początku w Modlitwie Pańskiej mówimy „Ojcze nasz”. Nie mówimy „Ojcze mój”, ale „nasz”. Czyli jako wspólnota zwracamy się do Boga. Musimy mieć odpowiedni stan ducha, aby przystąpić do Komunii św. Dlatego deklarujemy odpuszczenie innym ich przewinień względem nas i sami prosimy, aby Bóg nam odpuścił nasze grzechy. To pojednanie i wspólnota miłości wyrażona jest w znaku pokoju. Według przepisów liturgicznych w Polsce, przekazanie znaku pokoju powinno odbyć się w milczeniu, przez podanie ręki najbliżej stojącym osobom.
 
23. Gest łamania Chleba Eucharystycznego.
 
            Po znaku pokoju kapłan łamie Najświętszą Hostię i kawałek wrzuca do kielicha. Jest to znak jedności Ciała i Krwi Chrystusa żyjącego i chwalebnego. Łamanie Chleba było w początkach Kościoła nazwą całej celebracji Eucharystycznej, całej Mszy św. To łamanie Najświętszej Hostii jest znakiem Ofiary zbawczej Chrystusa, Jego śmierci i zmartwychwstania. Jest to również znak jedności wszystkich wierzących w Chrystusa, którzy karmią się z jednego Chleba Ciała Pańskiego (Por.: Wprowadzenie do Mszału, 83).
 
24. Komunia Święta.
 
        Przed samą Komunią św. słowa, „Panie nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie...”,  są aktem pokory przed Bogiem. Są to słowa setnika z Ewangelii, który nie czuł się godzien, aby Chrystus przyszedł do jego domy i uzdrowił jego chorego sługę. Pan Jezus widząc jego ogromną wiarę, bez wchodzenia do domu, uzdrawia chorego (Por., Mt 8, 5-13). Przyjmując Komunię św., przyjmując Chrystusa w Eucharystii, trzeba mieć wiarę. Tę wiarę wierni zewnętrznie wyrażają słowem „Amen”, odpowiadając na słowa „Ciało Chrystusa”, które mówi kapłan. Zalecane jest, aby po przyjęciu Komunii św. kapłan i wierni chwilę modlili się w ciszy, adorując Chrystusa (Por., Wprowadzenie do Mszału, 88). Papież Jan Paweł II mówi: „Przyjęcie Eucharystii jest wejściem w głęboką komunię z Jezusem. „Trwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was” (J 15, 4). Ta relacja wewnętrznego „trwania” w sobie nawzajem, pozwala nam antycypować w jakiś sposób niebo na ziemi. Czyż nie jest to największym pragnieniem człowieka? Czyż nie to było zamierzeniem Boga, realizującego w dziejach swój plan zbawienia? Bóg sprawił, że serce człowieka odczuwa „głód” Jego Słowa (por. Am 8, 11), głód, który zaspokoi tylko pełne zjednoczenie z Nim. Komunia eucharystyczna jest nam dana, byśmy „sycili się” Bogiem na tej ziemi w oczekiwaniu na pełne zaspokojenie w niebie” (Mane nobiscum Domine, 19).
 
25. Błogosławieństwo.
 
            Obrzędy Komunii św. kończą się modlitwą, która jest prośbą o owoce Mszy św. w całym naszym życiu, duchowym i w naszej działalności zewnętrznej. (Por., Wprowadzenie do Mszału, 89). Taki też wymiar ma błogosławieństwo nas końcu Mszy św. W błogosławieństwie kapłan nie dysponuje magicznie mocą Bożą, a jedynie modli się do Boga, o owocność życia chrześcijańskiego, o pomoc Bożą, o Dary Ducha Świętego, o to, aby Bóg towarzyszył nam w naszym codziennym pielgrzymowaniu. We Mszy św. kapłan modli się do Boga w imieniu Kościoła o błogosławieństwo dla zgromadzonych. Na marginesie, wypada przypomnieć, że są sytuacje, w których wierni świeccy mogą się wzajemnie błogosławić, np., rodzice dzieci – przez uczynienie znaku krzyża na czole (Por., E. Kapellari, Święte znaki, 87).    
 
 Ks. Ludwik Nowakowski

Naśladowanie Jezusa

październik 2019

Z Ewangelii według świętego Jana                                (J 1, 35-42)

 
Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» - to znaczy: Piotr.   
 
Wstęp
 
            Teologia duchowości rozpoczyna się od wewnętrznego przeżycia, doświadczenia duchowego obecności i działania Boga w życiu człowieka. Teologiczny opis tego doświadczenia stanowi rzecz wtórną. Opis przeżyć, doświadczeń duchowych jest na ogół bardzo trudnym zadaniem i często wymyka się ludzkim pojęciom, ponieważ dotykamy w nim tajemnicy samego Boga i Jego uświęcającego i zbawczego działania. Bóg chociaż jest realnie obecny w doświadczeniu duchowym zawsze pozostaje dla człowieka nieuchwytny. Doświadczając Jego obecności i działania jesteśmy podobni do uczniów idących do Emaus. Zmartwychwstały Chrystus przybliżył się do nich, szedł razem z nimi i wyjaśniał im Pisma, lecz oczy ich pozostawały jakby na uwięzi tak, że Go nie poznali. Rozpoznają Go dopiero przy Łamaniu Chleba, przy sprawowaniu Eucharystii. Dzięki łasce Eucharystii uczniowie uświadamiają sobie obecność i działanie Chrystusa, kiedy towarzyszył im w drodze. Następnie wracają do Jerozolimy, aby opowiedzieć o tym doświadczeniu Apostołom (por. Łk 24, 13-35). 
            Naśladowanie Jezusa, o którym chcemy mówić w niniejszej katechezie, oznacza najpierw pójście za Jezusem. Nasze życie duchowe stanowi marsz razem z Jezusem – On sam jest naszą Drogę. Podczas tej drogi, którą stanowi życie duchowe, czyli wspólne życie z Chrystusem, a może jeszcze ściślej, życie Chrystusa w nas, On przemienia nas, upodabnia do siebie. W trakcie tej wewnętrznej przemiany doświadczamy Chrystusa przez wiarę. Z jednej strony wiara jest światłem poznania obecności i działania Boga w naszym życiu, ale z drugiej strony stanowi ona zasłonę, zaciemnienie Jego tajemnicy.
 
1.  Naśladowanie człowieczeństwa Chrystusa.
 
            Jan Chrzciciel widząc przechodzącego obok siebie Chrystusa mówi: Oto Baranek Boży – Baranek czyli ofiara, Ten, który ma być złożony na ofiarę Bogu za zbawienie świata. Dwaj uczniowie Jana Chrzciciela, Jan Ewangelista i Andrzej usłyszeli te słowa. Z kontekstu całego zdarzenia można się domyślać, że byli tam także inni uczniowie Jana Chrzciciela, ale tylko ci dwaj usłyszeli nie tylko cielesnym uchem, ale także sercem. Jan Apostoł i Andrzej usłyszeli w słowach Jana Chrzciciela głos samego Boga, Ducha Świętego, który nakazał im pójść za Chrystusem. Jezus odwrócił się i spytał ich: Czego szukacie? Jest to bardzo ważne pytanie, skierowane tak naprawdę do wszystkich uczniów Chrystusa, do wszystkich idących za Nim: Czego szukasz idąc za Chrystusem? Czego ty naprawdę szukasz w życiu? Czego chcesz, czego pragniesz?
Uczniowie, którzy poszli za Jezusem na początku nie wiedzieli czego szukają, czego pragną. Przeczuwają obecność Boga. Jego tajemnica pociąga ich duchowo, więc idą za Nim. Jednak nie wiedzą, co tak naprawdę oznacza to wezwanie. Nie wiedzą, że pójście za Jezusem przemieni całe ich życie, przemieni ich na Jego obraz. Ponieważ jedynie przeczuwają tajemnicę Boga, odpowiedź uczniów na zadane przez Jezusa pytanie jest bardzo prosta, można rzec bardzo przyziemna: Nauczycielu, gdzie mieszkasz? Chrystus odpowiada: Chodźcie, a zobaczycie. Jezus na początku dostosowuje swoje działanie i odpowiedź do poziomu uczniów – zaprasza ich do swojego domu w Nazarecie. Ale On tak naprawdę nie ma miejsca na ziemi, gdzie by mógł głowę wesprzeć (por. Mt 8, 20).
Ewangelia mówi o wielu ludziach, którzy szukali Jezusa i szli za Nim. Jedni idą za Nim, bo szukają cudów, własnego uzdrowienia, uzdrowienia swych bliskich, inni bo jedli chleb do sytości, który rozmnożył Jezus. A nawet są tacy, którzy przychodzą tylko dla materialnego interesu: Powiedz mojemu bratu, żeby podzielił się ze mną spadkiem (Łk 12, 13). Jest to bardzo płytka motywacja pójścia za Jezusem. Można powiedzieć, że Chrystus stosuje przynętę cudów, aby zgromadzić ludzi wokół siebie i nauczać ich, aby głosić im prawdę o królestwie Bożym, które już przyszło wraz z Jego przyjściem na świat. Tak naprawdę Jezusowi nie chodzi, aby uczniowie idąc za nim szukali „czegoś”, ale „Kogoś” – samego Chrystusa. Ale od „czegoś” trzeba zacząć, zgodnie z powiedzeniem: Gdy rybak idzie na ryby, to nie zakłada na haczyk tego, co lubi rybak, ale to, co lubi ryba. Chrystus powołując uczniów zaczyna od rzeczy przyziemnych.
W przypadku Apostołów Chrystus nie powołuje ich najpierw do zrobienia czegoś, do wykonania jakiejś pracy dla królestwa Bożego. On nie potrzebuje najpierw robotników, ale przyjaciół. Jezus nie traktuje swych uczniów przedmiotowo, jako narzędzi do pracy. Pierwszym celem jest samo pójście za Jezusem. Chrystus chce obdarzyć uczniów swoją przyjaźnią, miłością, chce ich ze sobą zjednoczyć, aby mogli Go naśladować, a w ten sposób duchowo przemienić ich przez miłość na swoje podobieństwo. Dopiero, gdy człowiek upodobni się do Chrystusa, zjednoczy się z Nim, wtedy może wykonywać dzieła Boże na ziemi. Bowiem skuteczność działania apostolskiego, świadectwa nie opiera się na mądrości, wykształceniu, technice przemawiania itp., ale na spotkaniu Chrystusa obecnego w osobie tych, którzy wykonują dzieła Boże. 
  Pod koniec publicznej działalności Jezusa w dramatycznych okolicznościach, w Ogrodzie Oliwnym pada również pytanie: Kogo szukacie? Skierowane jest ono do tych, którzy przychodzą pojmać Jezusa. Wysłana straż i Żydzi odpowiadają: Jezusa z Nazaretu (por. J 18, 1-8). Prześladowcy dają precyzyjną odpowiedź, która jest dla nas bardzo ważna w życiu duchowym. Idąc za Jezusem szukamy człowieka. My nie możemy naśladować Bóstwa Chrystusa, bo jesteśmy tylko ludźmi. Naśladujemy człowieczeństwo Syna Bożego i w ten sposób zmierzamy do życia wiecznego, do duchowego zanurzenia w odwiecznym Bóstwie. Te same wnioski można wyciągnąć analizując scenę spotkania zmartwychwstałego Jezusa z Marią Magdaleną, która przychodzi do grobu. Maria szuka człowieka, ciała Jezusa z Nazaretu. Jednak o własnych siłach, światłem ludzkiego umysłu nie jest w stanie Go odnaleźć, bo Chrystus choć pozostał po zmartwychwstaniu człowiekiem, należy już teraz do rzeczywistości wiecznej, chwalebnej, a tę rzeczywistość można doświadczyć tylko dzięki łasce. Maria Magdalena do tego stopnia jest duchowo ślepa, że nawet Anioła Bożego myli z ogrodnikiem. Dopiero, gdy Chrystus mówi do niej: Niewiasto czemu płaczesz? Kogo szukasz?, gdy udziela jej łaski poznania siebie, może Go rozpoznać. Maria odnajduje zmartwychwstałego Chrystusa, prawdziwego człowieka. On daje się jej poznać jako człowiek, zmartwychwstały i chwalebny, ale prawdziwy człowiek. Nie mogłaby poznać, spotkać przy grobie bezpośrednio Syna Bożego, Boga (por. J 20, 11-18). 
 
2. Naśladowanie Chrystusa ukrzyżowanego.
 
            W naszej ziemskiej pielgrzymce szczególne znaczenie w życiu duchowym ma naśladowanie, przeżywanie w sobie ofiary Chrystusa. Pewna kobieta rozmawiała ze mną o trudnych doświadczeniach rodzinnych. Odznaczała się ona bardzo rozsądnym, trzeźwym podejściem do życia. Mówi mi: „Proszę księdza, gdy umiera ktoś stary, który już swoje przeżył, to jest normalne. Wtedy tak bardzo tego nie przeżywam, choć oczywiście jesteśmy związani ze swoimi bliskimi i przeżywamy to uczuciowo, gdy odchodzą. Ale, gdy umiera osoba młoda, trudno jest się z tym pogodzić. Bardzo mocno przeżyłam stratę bliskiej mi osoby, bardzo młodej. Pamiętam, gdy po jej śmierci siedziałam w kościele i odmawialiśmy we wspólnocie Różaniec, nie mogłam wypowiadać słów modlitwy – tak bardzo było mi ciężko.” Myślę, że wiele osób, które słuchają niniejszej katechezy, miały podobne doświadczenia w swym życiu. Również mnie – Autora katechezy spotkały trudne doświadczenia, których nie rozumiałem. Doświadczenie niewysłuchanych modlitw. Czasem zdarzyło się, że nie byłem w stanie powiedzieć na modlitwie: Jezu ufam Tobie, bo po prostu nie było we mnie tego zaufania. Wtedy prosiłem o zaufanie do Boga, abym mógł je odzyskać.
            Wielu świętych Kościoła, mistyków otrzymało od Boga łaskę naśladowania Chrystusa w Jego Krzyżu. Przykładem mogą być nasi święci i mistycy przełomu XIX i XX wieku: św. Rafał Kalinowski, św. Brat Albert, bł. Aniela Salawa, św. Faustyna, Eliza Cejzik, Roberta Babiak i wiele innych. Na przykład Eliza Cejzik, założycielka jednego ze zgromadzeń honorackich – bezhabitowych zgromadzeń zakonnych, fizycznie, w swym ciele przeżywała mękę Chrystusa. Doświadczyła zaślubin duchowych z Chrystusem podczas Jego cierpienia na krzyżu. Większość chrześcijan nie przeżywa zjednoczenia z Chrystusem na wzór wielkich mistyków. Jednak każdy wierzący w Chrystusa upodabnia się do Niego przez udział w krzyżu Pańskim w codziennym życiu. Każdy chrześcijanin odbija w sobie obraz, nosi w swej duszy obraz ukrzyżowanego Chrystusa Pana.
Również św. Teresa z Lisieux doświadczyła krzyża w swym życiu. Św. Teresa jest nie tylko „od Dzieciatka Jezus”, ale i „od Najświętszego Oblicza” Chrystusa cierpiącego. Jej duchowość jest można powiedzieć modelem duchowości chrześcijańskiej. Teresa przeżywała zarówno dziecięctwo Pana Jezusa, tajemnicę wcielenia Syna Bożego, jak i Jego zbawczą mękę. Z opisu ewangelicznego wiemy, że od samego początku przyjścia Chrystusa na świat w Jego życie wpisane było proroctwo o krzyżu. Mędrcy ze Wschodu wśród darów, ofiarowali ludzkiemu ciału Jezusa, które umrze na krzyżu, mirrę. Starzec Symeon zapowiedział Maryi cierpienie Jezusa i Jej współcierpienie z Synem. Dziecięctwo Jezusa skierowane jest ku krzyżowi. Syn Boży przyjął ludzkie ciało, aby złożyć je jako ofiarę zbawczą. Dlatego nie ma duchowości chrześcijańskiej bez przeżycia męki Pańskiej.
W nasze rozważania dobrze wpisuje się cud eucharystyczny z Sokółki. Kiedy zbadano materię po zewnętrznej przemianie Najświętszej Hostii wynik był wstrząsający. Okazało się, że jest to fragment mięśnia sercowego mężczyzny w stanie agonii. Eucharystia stanowi centrum życia duchowego chrześcijan. Z niej czerpiemy życie duchowe. Dzięki udziałowi w sakramencie Eucharystii przyoblekamy się w Chrystusa, odbijamy Go w sobie. A zatem odbijamy w sobie także, a nawet można powiedzieć przede wszystkim mękę, konanie Jezusa. Nosimy w swoim sercu konanie Pana Jezusa. Męka Chrystusa przekształca, przemienia nas wewnętrznie, wykorzenia z nas grzechy, wady, skutki grzechów. Dzięki odbiciu w sobie męki Pańskiej umiera w nas stary człowiek, a rodzi się nowy – zmartwychwstały. Duchowy proces wewnętrznej przemiany rzeczywiście jest dla nas czymś bardzo trudnym. Przechodzimy w nim przez liczne duchowe cierpienia, ciemności, które mogą być znacznie boleśniejsze niż cierpienia cielesne. Na ogół cierpienia duchowe są trudniejsze do zniesienia niż cielesne. Ale w tej duchowej przemianie nas przez krzyż nigdy nie jesteśmy sami. Jesteśmy wtedy ściśle złączeni z Jezusem Chrystusem, choćby nawet wydawało się nam, że jesteśmy od Niego całkowicie oddzieleni, odrzuceni przez Boga. Jezus również przeżywał opuszczenie, gdy modlił się na krzyżu: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27, 46). To nie była gra aktorska, to było rzeczywiste, duchowe przeżycie osamotnienia, opuszczenia przez Boga.                
 
3. Przemiana przez miłość.
 
            Pismo święte objawia Boga jako niestworzoną Miłość: Bóg jest Miłością (1J 4, 8). Miłość stanowi istotę wewnętrznego życia Boga. Miłością bowiem jest Trzecia Osoba Trójcy Świętej – Duch Święty. Dlatego też miłość w nauczaniu Chrystusa stanowi najwyższe prawo, z którego ostatecznie będzie sądzony każdy człowiek. Człowiek upodabnia się do Chrystusa żyjąc miłością Bożą, a nawet więcej, ona wynosi nas do poziomu przybranych dzieci Bożych. Dzięki miłości stajemy się prawdziwie braćmi Chrystusa, jedynego Syna Bożego. Nigdy nie będziemy równi Chrystusowi z natury, ponieważ On jest zarówno Bogiem jak i Człowiekiem, a my jedynie ludźmi. Natomiast możemy być Mu równi w miłości, przez życie miłością, tą samą miłością, którą On posiada. Bóg w Chrystusie udziela człowiekowi swojej miłości i gdy człowiek zaczyna żyć tą miłością, wciela ją w swoje życie, staje się w miłości równy Chrystusowi i podobny do Niego.
            Miłość zawiera w sobie, zamyka wszelką doskonałość i wszystkiemu nadaje najwyższą wartość. Powiedzieliśmy wyżej, że każdy chrześcijanin nosi w swym sercu mękę Chrystusa, naśladuje Chrystusa ukrzyżowanego uczestnicząc w Jego zbawczej ofierze. To właśnie miłość do Boga i ludzi nadaje wartość krzyżowi, który przyjmujemy w życiu. Bez miłości cierpienie nie miałoby najmniejszego sensu. Papież Jan Paweł II zwracał się do chorych, aby ofiarowywali swój krzyż za Kościół, za kapłanów. Ofiarowanie takie ma wartość jedynie w miłości. Miłość do Kościoła nadaje wartość każdej ofierze, wyrzeczeniu i modlitwie. Dotyczy to oczywiście także Misji św. Teresy, naszej modlitwy i wszelkich ofiar duchowych składanych za kapłanów. Nie ilość, czy forma ofiar i modlitw stanowi duchową siłę Misji św. Teresy, ale miłość w sercu Aniołów Modlitwy.
            Miłość w życiu chrześcijańskim przyobleka się w życie. Wyraża się ona najpierw w posłuszeństwie przykazaniom Bożym: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie... Nie można kochać Boga i ludzi jeśli jednocześnie popełnia się ciężkie grzechy. Miłość wyraża się w posłuszeństwie woli Bożej w codziennym życiu, w wypełnieniu naszych obowiązków stanu, wypełnieniu zadań w życiu rodzinnym, pracy zawodowej. Szczególnym wyrazem miłości jest troska o najuboższych duchowo i materialnie, świadczenie miłosierdzia.
Chrześcijanin żyjąc miłością Bożą zapomina o sobie. Miłość kieruje go ku drugiej osobie, ku Bogu i ludziom. Można powiedzieć, że żyjąc miłością stajemy się całopalną ofiarą, a w ten sposób upodabniamy się do Chrystusa, który do końca nas umiłował i samego siebie wydał za nas. Miłość stanowi bowiem codzienne rozdawanie siebie, uczynienie z siebie jakby chleba, z którego każdy może ukroić – jak powiedział św. Brat Albert. Żyjąc miłością upodabniamy się do Chrystusa w Eucharystii, który stanowi Ciało za nas wydane i Krew za nas wylaną. W ten sposób już tu na ziemi duchowo wchodzimy do życia Boga w niebie, które stanowi wieczne życie w miłości. 
 
Ks. Ludwik Nowakowski

Jezus Jako Nauczyciel

wrzesień 2019

 Z Ewangelii według świętego Mateusza                          (Mt 13, 1-9)
 
Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami:
„Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny.
Kto ma uszy, niechaj słucha”.
 
Wstęp.
            Chociaż rok kalendarzowy rozpoczyna się pierwszego stycznia, dla wielu osób i rodzin bardzo istotne znacznie ma początek roku szkolnego – czyli pierwszy września. Cykl roku szkolnego w dużym stopniu organizuje życie rodzinne, tam gdzie w rodzinie są dzieci, które chodzą do szkoły. Pod tym kontem planuje się odpoczynek rodzinny w wakacje lub ferie zimowe. Szkoła na wpływ na plan budżetu rodzinnego – zawsze trzeba liczyć się z większymi wydatkami, gdy zbliża się wrzesień. Przygotowanie dzieci i młodzieży do I Komunii świętej i bierzmowania zakłada współpracę rodziny, parafii i szkoły. Jest bardzo wiele czynników, przez które rok szkolny, nauczanie w szkole, wpływa na życie rodzinne. W dziele wychowania dzieci i młodzieży, z mandatu rodziców, uczestniczą nauczyciele i wychowawcy szkolni.
            Ponieważ rola nauczycieli i wychowawców jest bardzo istotna w procesie kształcenia i wychowania młodego pokolenia, dlatego warto zastanowić się nad ewangelicznym wzorem nauczyciela. Tym wzorem jest sam Jezus Chrystus. Jezus w Ewangelii bardzo często nazywany jest Nauczycielem. Większość Jego publicznej działalności zeszło Mu na nauczaniu. Pochylając się nad zapisem przekazanym przez ewangelistów, spróbujmy zastanowić się przynajmniej nad niektórymi cechami Jezusa jako Nauczyciela. Chodzi tu o cechy ludzkie. My możemy naśladować Chrystusa tylko w Jego ludzkiej naturze. Nie możemy naśladować Go w Jego Bóstwie. Nie możemy naśladować Jego nauczania z mocą, czyniąc nadprzyrodzone znaki – „chyba, że otrzymamy taki charyzmat od Ducha Świętego”. Chociaż nauczanie Pana Jezusa dotyczyło prawdy o królestwie Bożym, a nie przedmiotu nauk szczegółowych, jednak jego postawa duchowa, jako nauczyciela i pedagoga stanowi najważniejszy przykład do naśladowania. Niniejsza katecheza niech stanie się okazją do osobistej refleksji nad powołaniem nauczyciela w czasach nam współczesnych – bo niewątpliwie jest to powołanie.  
 
1. Świadectwo własnego życia jako podstawa skuteczności nauczania.
 
            Często zwracamy uwagę tylko na treść nauczania Chrystusa, prawdy, pouczenia które On głosił, a które przekazali nam ewangeliści. Tą podstawową treścią, orędziem jest prawda o królestwie Bożym, prawda o jego przyjściu i wypełnianiu się, rozwoju, aż do spełnienia się w niebie, w życiu wiecznym. Celem głoszenia słowa Bożego jest wieczne zbawienie ludzi. Oczywiście owe treści w nauczaniu Chrystusa są bardzo ważne, bardzo istotne dla naszego wiecznego zbawienia. Jednak należy pamiętać, że Jezus nauczał nie tylko przez swoje słowa. Nauczał także przez swoje czyny, znaki, cuda, których dokonywał, a przede wszystkim przez samą swoją obecność wśród ludzi. Podstawowym, nauczaniem i źródłem zbawienia ludzi jest tajemnica wcielenia Syna Bożego, przyjęcie przez Niego ludzkiej natury i życie wśród nas. Królestwo Boże przyszło na ziemię w Nim samym. Słowa Jezusa mają moc właśnie przez to, kim On jest.
            Z powyższych refleksji wynika pierwsza podstawowa prawda dotycząca wszystkich nauczycieli. Oczywiście ważna jest ich kompetencja, posiadana wiedza i zdolności w jej przekazywaniu. Ale jeszcze ważniejszy jest autorytet osoby, która tę wiedzę przekazuje. Autorytet ten ostatecznie opiera się na Bogu i wyraża się on w życiu duchowym nauczyciela, wartościach duchowych, którymi on żyje, jego moralności, świadectwie życia osobistego i rodzinnego, a także w głoszonych poglądach. Często pojawia się dyskusja, czy szkoła ma wychowywać, na ile uczestniczy ona w procesie wychowania dzieci i młodzieży. Niezależnie jednak od tworzonych teorii na ten temat, a także niezależnie od nauczanego przedmiotu, nauczyciel, czy chce, czy nie chce, uczestniczy pozytywnie bądź negatywnie w procesie kształtowania umysłu i serca dzieci i młodzieży. Trzeba sobie uświadomić, że proces wzrostu młodych ludzi nie zależy w pierwszym rzędzie od zdobytej wiedzy. Wiedza może być czymś w rodzaju plecaka, który się niesie. Może nie być ona zintegrowana z całym życiem człowieka. Na integrację nauczanych treści z życiem uczniów ma wpływ przede wszystkim osobowość nauczyciela. Na przykład młody człowiek może sam chcieć studiować fizykę, ponieważ spotkał na swojej drodze edukacyjnej nauczyciela tego przedmiotu, który jednocześnie był dla niego ważnym autorytetem moralnym.
            Wydaje się, że siła oddziaływania Pana Jezusa jako Nauczyciela wynika przede wszystkim z Jego miłości. On na pierwszym miejscu oddziałuje przez miłość do ludzi. Chrystus kocha swych uczniów, kocha swoich słuchaczy, tych wszystkich, do których został posłany. Pewnego razu odpływa z apostołami na pustkowie, aby nieco odpoczęli. Jednak, gdy pojawiają się tam ludzie, zdjęty litością, zaczyna ich nauczać. Jest tak zmęczony nauczaniem, że zasypia w łodzi, a niekiedy nie ma nawet czasu na posiłek. Troszczy się, aby jego słuchacze nie odeszli głodni do domu i nie zasłabli w drodze. Płacze nad Jerozolimą, ponieważ nie przyjęła Jego nauczania. W Ewangelii możemy znaleźć bardzo wiele dowodów wielkiej miłości Pana Jezusa do tych wszystkich, których nauczał. Oczywiście największym dowodem miłości, miłości do końca, jest Jego śmierć na krzyżu za zbawienie świata – ofiara ratująca ginących grzeszników.
            Każdy nauczyciel jest wezwany do złożenia ofiary miłości wypełniając swą służbę społeczną. To właśnie z tego powodu praca nauczyciela nie jest jedynie zawodem, jak wiele innych, ale powołaniem, które angażuje całe życie osobowe. Nauczyciel ma nie tylko nauczać, ale i kochać uczniów, dać im siebie. Dzięki miłości potrafi on traktować każdego ze swych uczniów indywidulanie. Zna swoich uczniów i dzięki temu, jeśli zachodzi taka potrzeba, może przyjść im z pomocą także w ich problemach życiowych.        
           
2. Mądrość Pana Jezusa jako pedagoga.
            Warto przyjrzeć się postawie pedagogicznej Pana Jezusa, Jego podejściu do grona najbliższych uczniów i do tych wszystkich, których nauczał. Sukces nauczania zależy nie tylko od posiadanej przez nauczyciela wiedzy, ale również od umiejętności jej przekazania. W przypadku nauczania przez Pana Jezusa sprawa jest jeszcze bardziej złożona – dochodzi tu przecież o działanie Ducha Świętego, który działa w sercach słuchaczy. Chrystus głosi słowo Boże, a nie czysto ludzką naukę – jak np. nauczanie języka polskiego lub matematyki. Jednak element ludzkiej pedagogii w nauczaniu Pana Jezusa, ma swoje znaczenie.
            Pierwszą zasadniczą cechą Chrystusa jako wychowawcy jest po prostu Jego obecność wśród uczniów. Nie można wychowywać, skutecznie przekazywać wskazań mądrości, gdy się nie jest obecnym wśród uczniów. Uczeń musi czuć obecność nauczyciela. Widzimy to na przykładzie grona dwunastu Apostołów i szerszego grona uczniów, którzy Mu towarzyszyli (por. Dz 1, 15-26). Pan Jezus podróżował wraz z nimi, jadł, spał. Oni Go dobrze znali, mieli do Niego łatwy dostęp na co dzień.
Chrystus stara się być otwarty na wszystkich, który spotykał. Był cichy i łagodnego serca. „Nie łamał trzciny nadłamanej i nie zgasił knotka o nikłym płomyku” (por. Iz 42, 3) – starał się uratować najsłabszych duchowo i moralnie. Uratował i nawróci jawnogrzesznicę (por. J 8, 1-11). Jezus nadał sens życia znienawidzonemu społecznie celnikowi (por. Łk 19, 1-10). Jadł przy jednym stole z grzesznikami i celnikami. Z tego powodu nazywany był przyjacielem celników i grzeszników. Jedyną grupą ludzi, których ostro piętnował byli faryzeusze i uczeni w Piśmie. Występuje przeciw nim jednak nie z powodu zajmowanej przez nich funkcji społeczno-religijnej, ale z powodu ich wewnętrznego zakłamania. Nie może być żadnego postępu duchowego, żadnego wychowania, gdy człowiek żyje w zakłamaniu, a nauczyciel temu pobłaża. 
            Pan Jezus jako Nauczyciel jest cierpliwy. Zdawał On sobie sprawę z tego, że nauka którą przekazuje jest bardzo trudna do przyjęcia. Wiemy, że w pewnym momencie uczniowie zaczynają odchodzić (por. J 6, 66-69). Nawet najbliżsi uczniowie z trudem rozumieją Jego słowa. Wymownym przykładem może być tu sytuacja po cudzie rozmnożenia chleba. Apostołowie wraz z Jezusem odpłynęli łodzią i zapomnieli wziąć ze sobą chleba – mieli tylko jeden. Zaczęli martwić się, że nie mają chleba. Są w łodzi razem z Tym, który rozmnożył chleb, a martwią się, że grozi im głód – paradoks i zupełne niezrozumienie kim jest Jezus. Tak jakby piekarz martwił się, że jemu zabraknie chleba. Dlatego Jezus mówi do nich wprost: Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł? I aby pojęli, zaczyna im zadawać proste pytania: Nie pamiętacie ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy? Odpowiedzieli Mu: Dwanaście. A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy? Odpowiedzieli: Siedem (por. Mk 8, 14-21). Podobnie, gdy Apostołowie kłócą się o to, kto z nich jest największy, najważniejszy, Jezus cierpliwie tłumaczy im, jak należy myśleć ewangelicznie. Daje im wtedy za przykład dziecko (por. Mt 18, 1-5). Czasami jednak zachowuje się jakby tracił cierpliwość, ale i to ostatecznie jest zabiegiem pedagogicznym. Gdy Apostołowie nie mogą wyrzucić złego ducha, mówi: Plemię przewrotne, dopóki mama was znosić. W tym przypadku okazało się, że było brak wiary u ojca opętanego młodzieńca (por. Mk 9, 14-29). 
            Kolejną cechą Pana Jezusa jako nauczyciela i pedagoga jest umiejętność prowadzenia dialogu. Chrystus ukazując prawdę o sobie i o królestwie Bożym, zadaje słuchaczom pytania, wchodzi w dialog z nimi. Potrafi małymi krokami, umiejętnie  naprowadzać słuchaczy w kierunku prawdy. Pod Cezarea Filipową najpierw pyta uczniów, za kogo ludzie Go uważają. Dopiero później kieruje to pytanie do swoich rozmówców: A wy za kogo mnie uważacie? (Mt 16, 13-20). Chyba najlepszym przykładem dialogu Chrystusa z uczniami jest rozmowa po zmartwychwstaniu w drodze do Emaus. Uczniowie uciekają z Jerozolimy, z miejsca ukrzyżowania. Są zawiedzeni, rozgoryczeni i zalęknieni. Jezus przyłącza się do nich w drodze. Idzie z nimi i rozmawia. Najpierw daje im wypowiedzieć się na temat zaistniałej sytuacji. Czyni to w tym celu, aby uczniowie otworzyli się wewnętrznie, aby sami sobie uświadomili, co jest w ich sercu, co w tym momencie przeżywają. Uzdrowienie duchowe możliwe jest tylko wtedy, gdy człowiek wewnętrznie otworzy się. Kiedy uczniowie otworzyli się, niejako rozgrzali duchowo, zaczyna tłumaczyć im zapowiedzi Starego Testamentu, odnoszące się do Niego. Dopiero wtedy poucza ich kierując ku prawdzie. Na koniec udziela im łaski wewnętrznego poznania, doświadczenia Go w tajemnicy Eucharystii. I dopiero w tym momencie znika im z oczu (por. Łk 24, 13-35). Można powiedzieć, że ten tekst jest wzorcem dla kierownictwa duchowego, dla duchowego prowadzenia ucznia.     
             
Ks. Ludwik Nowakowski

Znaczenie kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa w duchowości chrześcijańskiej.

czerwiec 2019

Z Ewangelii według świętego Jana                                 (J 7, 37-39)

 
            W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta, Jezus stojąc zawołał donośnym głosem: «Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza». A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był dany, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony.
                                                                                        (J 19, 31-37)
 
            Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat – ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem – Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie łamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili. 
 
 
1. Wartość i aktualność nabożeństwa do Serca Bożego.
 
            Przytoczone na wstępie niniejszej katechezy teksty z Ewangelii według świętego Jana są ze sobą ściśle powiązane. Można powiedzieć, że pierwszy z nich jest komentarzem samego Pana Jezusa do tego, co wydarzyło się po Jego śmierci. Przebicie przez żołnierza boku, serca Pana Jezusa i wypłynięcie krwi i wody stanowi widzialny znak niewidzialnej rzeczywistości łaski, działania Ducha Świętego, udzielonego wierzącym dzięki tajemnicy paschalnej Chrystusa. Ewangelista święty Jan podaje, że Jezus nauczając w świątyni w najbardziej uroczystym dniu święta żydowskiego zawołał donośnym głosem. Zdaje się, że jeszcze tylko raz, na krzyżu, Jezus zawołał donośnym głosem – ale wtedy już oddał ducha. Wołanie donośnym głosem, i to w najbardziej uroczystym dniu, mówi o doniosłości chwili i orędzia, o jego najwyższym znaczeniu dla zbawienia ludzi.
            Wyżej przytoczone fragmenty z Ewangelii można traktować jako biblijne źródło nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Oczywiście są jeszcze inne fragmenty Pisma świętego, które odnoszą się do tego nabożeństwa, np.: Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym (Za 12, 10); Wy zaś z weselem wodę czerpać będziecie ze zdrojów zbawienia (Iz 12, 3). Ale wszystkie pozostałe teksty wiążą się z podanymi na początku katechezy, a nawet wprost je zapowiadają.[1] Cały Stary Testament miał przygotowywać ludzkość na przyjęcie Chrystusa, Zbawiciela świata. Z woli Bożej Chrystus, wcielony Syn Boży jest jedynym Zbawicielem – Ojciec wszystko oddał Mu w ręce (por. J 13, 3). Całe objawienie jest chrystocentryczne, a centrum tajemnicy Chrystusa stanowi Jego paschalne przejście – śmierć i zmartwychwstanie. Zatem nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa dotyczy samego centrum objawienia Bożego i naszego zbawienia. 
            Nabożeństwo do Serca Bożego zdaje się wybijać swoją wartością ponad inne nabożeństwa w Kościele. Papież Pius XII widzi w nim najcenniejszy dar Boga, który potężnie rozwinął się w świecie.[2] Po 50 latach od wydania przez papieża Piusa XII Encykliki O kulcie Najświętszego Serca Pana Jezusa (Haurietis aquas) papież Benedykt XVI w Liście do przełożonego generalnego Towarzystwa Jezusowego potwierdził wielką wartość tego kultu w życiu wiernych. Wartość nabożeństwa do Serca Bożego polega przede wszystkim na rozbudzeniu miłości do Chrystusa, odpowiedzi na Jego niepojętą miłość do ludzi wyrażoną w Ofierze zbawczej. W tym miejscu dotykamy sedna sprawy, podstawowego celu rozwoju kultu Serca Bożego. W czasie, w którym miłość do Boga w sercach wielu ludzi stygnie, kult ten na powrót pobudza do miłości. Miłość jest najważniejszą cnotą, stanowiącą istotę świętości chrześcijańskiej. Miłość nadaje sens i wartość każdej modlitwie i wszelkiej aktywności wiernych w Kościele i w świecie. Dlatego nabożeństwo do Serca Pana Jezusa, które pomaga ją budzić, posiada tak wielką wartość w życiu duchowym.[3]
Podstawowym aktem religijnym w kulcie Serca Bożego jest dobrowolne poświecenie się temu Sercu. Nabożeństwo nie może być czymś tylko zewnętrznym. Nie można tylko zewnętrznie podziwiać nieskończonej miłości Boga do ludzi, czy bezowocnie wzruszać się nad nią. Trzeba poprzez łaskę związaną z tym nabożeństwem przyjąć miłość Bożą i jej się oddać, stając się własnością Serca Bożego – tak jak mówimy w Akcie ofiarowania, który odmawiamy np. w pierwsze piątki miesiąca: Twoją jesteśmy własnością i do Ciebie należeć chcemy. Oto dzisiaj każdy z nas oddaje się dobrowolnie Najświętszemu Sercu Twemu.
Ofiarowanie się Sercu Bożemu, oprócz zjednoczenia w miłości z Jezusem, stanowi akt zadośćuczynienia za grzechy. Wynagrodzenie za grzechy własne i innych ludzi należy do samej istoty kultu Serca Jezusowego. Papież Pius XI ukazując konieczność zadośćuczynienia, cytuje treść prywatnych objawień, które miała św. Małgorzata Maria Alacoque: „Patrz – oto serce, powiedział, które tak wielce umiłowało ludzi i tak hojnie obsypało ich darami wszelkimi, a które w zamian za swą bezgraniczną miłość doczekało się nie tyle wdzięczności, ile zapomnienia i obelg i to niejednokrotnie ze strony tych, którzy mocą swego urzędu byliby obowiązani do szczególniejszej miłości”.[4] Wynagrodzenie to dokonuje się przez miłość i może się wyrażać w różny sposób: modlitwą, dobrowolnie podjętą pokutą, cierpliwym znoszeniem dolegliwości, uczynkami miłosierdzia, czy w końcu całym życiem przejętym pragnieniem tej ekspiacji.[5] Popularnym aktem wynagrodzenia jest Komunia święta ofiarowana Bogu w pierwszy piątek miesiąca lub adoracja Najświętszego Sakramentu, zwana „Godziną świętą”.[6] 
 
              
2. Rozwój kultu Serca Bożego w historii duchowości.
 
            Jak zauważyliśmy w pierwszym punkcie rozważań kult Serca Bożego, podobnie jak i cały kult chrześcijański, ma swoje podstawy biblijne. Warto teraz, choć po krótce, prześledzić rozwój tego kultu, aby lepiej pojąć jego sens i wartość, oraz zauważyć pewną pedagogię Bożego prowadzenia w życiu duchowym. Także warto dostrzec polskie aspekty pobożności w kulcie Serca Pana Jezusa.
W epoce patrystycznej nie ma wyraźnie mowy o Sercu Pana Jezusa jako symbolu w życiu duchowym. Nie ma w tym nic dziwnego przecież w pierwszych wiekach dopiero co kształtuje się kult chrześcijański i samo ujęcie doktryny wiary. Pierwszy zauważalnym na większą skalę nurtem w pobożności chrześcijańskiej jest kult męczenników. Jednak można powiedzieć, że nauka Ojców Kościoła przygotowała podłoże dla kultu Serca Bożego. Zarówno św. Augustyn (354-430) jak i św. Jan Chryzostom (ok. 354-407) mówią o przebitym boku Pana Jezusa na krzyżu, z którego wypłynęła krew i woda dla oczyszczenia i zbawienia wierzących. Według św. Jana Chryzostoma z przebitego boku Chrystusa duchowo narodził się Kościół.[7] Według św. Ambrożego (ok. 340-397) śmierć Chrystusa jest źródłem życia wierzących. Duchowe picie wody i krwi z Jego boku prowadzi do usprawiedliwienia, odkupienia.[8] Zatem nauka wyżej wymienionych Ojców Kościoła, przez rozpatrywanie duchowej symboliki wody i krwi, które wypłynęły z boku Chrystusa, przygotowała podłoże dla czci Serca Bożego, jako źródła łaski. Ponadto, zarówno Ojcowie Wschodu, jak i Zachodu upatrują w miłości podstawę wcielenia Syna Bożego i odkupienia przez Niego rodzaju ludzkiego. Zatem mówią o podstawowym atrybucie Boga, który będzie później wyrażony w symbolu Serca Jezusowego.[9]
            Kult Najświętszego Serca Pana Jezusa narodził się w średniowieczu z rozważania cierpienia Chrystusa idącego na mękę, z Jego śmierci i ran. Wierni najpierw oddawali cześć pięciu ranom Chrystusa, a zwłaszcza ranie przebitego boku. Rozważania te prowadziły do powstania kultu Serca Bożego. Kult ten w formie prywatnej rozwijał się w średniowieczu w łonie niektórych zakonów. Szczególne nabożeństwo do Serca Bożego mieli np. kartuzi, których teksty rozważań o Sercu Pana Jezusa znajdują się Modlitewniku Misji św. Teresy. Również dominikanie bardzo wcześnie przyswoili sobie nabożeństwo do zranionego boku i Serca Bożego. Wielu świętych średniowiecza miało nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa: św. Bernard (+ 1153), św. Bonawentura (+ 1274), i mistycy, jak św. Lutgarda (+ 1246), św. Matylda z Magdeburga (+ 1282), święte siostry Matylda (+ 1299) i Gertruda (+ 1302) z klasztoru Helfta, Ludolf z Saksonii (+ 1378), św. Katarzyna ze Sieny (+ 1380). Modlitwa ich polegała na duchowym wejściu i przebywaniu w Sercu Bożym. Na przykład wspomniany Ludolf z Saksonii mówi: „Rozważajmy dusze chrześcijańskie wielką miłość, jaką okazał nam Jezus, ukazując Bok szeroko otwarty, abyśmy mieli łatwy dostęp do Jego Serca. Spieszmy się, aby wejść do Serca Jezusa, niosąc całą naszą miłość i łącząc ją z miłością Bożą. Nasz najukochańszy Jezus wydobywa ze swego Serca sakramenty, które otwierają nam bramy życia wiecznego”.[10] Wspomniani wyżej święci widzieli tam „dom ucieczki", gdzie można się schronić, stolicę miłosierdzia, miejsce komunii z Bogiem, źródło nieskończonej miłości, z którego wytryska woda Ducha Świętego, prawdziwą ziemię obiecaną i prawdziwy raj.[11]   
            Za twórcę publicznego kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kościele uważa się św. Jana Eudesa (+ 1680), który ułożył pierwsze oficjum liturgiczne Mszy świętej dla tego nabożeństwa.[12] Natomiast najbardziej znaną świętą, która zaważyła na powszechności i rozwoju kultu Serca Bożego była, za przyczyną otrzymanych od Boga prywatnych objawień, skromna zakonnica z klasztoru w Paray-le-Monial św. Małgorzata Maria Alacoque (+ 1690). Przy tym warto zauważyć, że pierwsze święto ku czci Najświętszego Serca Jezusa na prośbę biskupów francuskich było zatwierdzone 20 października 1672 roku.[13] Czyli stało się to wcześniej niż objawienia prywatne św. Małgorzaty, które miały miejsce w 1673 roku.[14] Zatem słuszne jest twierdzenie papieża Piusa XII, że kult Serca Bożego nie wziął swego początku z prywatnych objawień, które miała św. Małgorzata, ale wzrastał powoli z wiary i gorliwej pobożności wiernych do Chrystusa ukrzyżowanego. Papież ten przyznaje jednocześnie, że za przyczyną św. Małgorzaty i przy udziale jej duchowego przewodnika, bł. Klaudiusza de la Colombiere, kult Serca Bożego przybrał określone formy i bujnie się rozwinął.[15]
            Niebagatelny jest udział biskupów polskich w rozwoju nabożeństwa do Serca Bożego. Rzeczypospolita w osobie monarchy Augusta II i biskupów polskich już w latach 1726-1728 prosiła o ustanowienie święta Najświętszego Serca Pana Jezusa nie tylko dla Polski, ale dla całego Kościoła. Odpowiedź Stolicy Apostolskiej w tym czasie była jednak negatywna. Druga fala starań Rzeczypospolitej o zatwierdzenie wspomnianego święta przypada na lata 1762-1765, którą kierował następny król Polski August III i biskupi polscy. Kongregacja Święta ds. Obrzędów w dniu 06.02.1765 roku udzieliła pozwolenia  na obchody święta Najświętszego Serca Jezusowego dla całej Rzeczypospolitej i dla Rzymskiego Arcybractwa Serca Jezusowego.[16] 
 
3. Formy nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa.
 
Formy nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa są bardzo liczne. Na pierwszym miejscu wymienia się osobiste poświęcenie siebie Sercu Bożemu. Takie poświecenie prowadzi do umocnienia więzi miłości z Chrystusem, co ma fundamentalne znaczenie na drodze uświęcenia. Można dokonać również aktu ofiarowania wspólnoty, np. rodzinnej.[17] W Modlitewniku Misji św. Teresy znajduje się akt ofiarowania Sercu Jezusa całego naszego ruchu modlitwy za kapłanów.[18]
Jedną z najpopularniejszych modlitw należących do kultu Serca Bożego stanowi Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Odmawiana jest ona szczególnie w czerwcu. Również w czerwcu obchodzona jest najważniejsza uroczystość ku czci Serca Bożego. Obchody tej uroczystości w czerwcu, jak i praktyka pierwszych piątków miesiąca, biorą swe źródło z objawień prywatnych, które miała św. Małgorzata Maria Alacoque.[19]
Na praktykę pierwszych piątków miesiąca warto zwrócić szczególną uwagę, ze względu na jej duże znaczenie w duszpasterstwie. Praktyka ta stanowi nadal aktualne i bardzo cenne narzędzie w religijnym wychowaniu dzieci. Warto pielęgnować praktykę pierwszych piątków miesiąca szczególnie po I Komunii świętej. Niewątpliwie pomaga ona wdrożyć się dzieciom w życie sakramentalne, w spowiedź i Komunię święta. Nie należy rezygnować z książeczek, w których dzieci podpisują dziewięć pierwszych piątków. Dzieci lubią mieć jakiś materialny znak swoich praktyk religijnych, to im po prostu pomaga w dochowaniu wierności postanowieniom. Należy przy tym zwracać uwagę, żeby nie było wypaczeń związanych z praktykowaniem pierwszych piątków miesiąca. Trzeba uświadamiać dzieciom, że w pierwszy piątek najważniejsze jest przyjęcie Komunii świętej wynagradzającej Panu Jezusowi za grzechy. Ktoś może spowiadać się kilka dni wcześniej, a w pierwszy piątek przyjść na Mszę świętą i przyjąć Komunię wynagradzającą. Niezrozumiałą jest praktyka, w której dzieci idą wprawdzie w ten dzień do spowiedzi i otrzymują podpis w swoich książeczkach, ale nie przystępują do Komunii świętej – zaraz po spowiedzi w pierwszy piątek wychodzą z kościoła. Ponadto wierni w swojej świadomości religijnej nie mogą uważać, że udział we Mszy świętej w pierwszy piątek jest tak samo ważny jak w niedzielę. Udział w niedzielnej Eucharystii musi stanowić dla nich najważniejszą praktykę religijną.[20] 
 
Ks. Ludwik Nowakowski
 
[1] Por. Jan Paweł II, Homilia podczas beatyfikacji sióstr Bernardyny Marii Jabłońskiej i Marii Karłowskiej, Zakopane, 6.06.1997; Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii, 167.
[2] Por. Pius XII, Encyklika Haurietis aquas, 2.
[3] Por. M. Crawley-Borvey, Oblicze miłości, Kraków 1970, s. 9-10 ; por. Pius XII, dz. cyt., 6 ; Leon XII, Encyklika Annum sarcum, 9; Pius XI, Encyklika Miserentissimus redemptor, 2 ; Benedykt XVI, List do przełożonego generalnego Towarzystwa Jezusowego z okazji 50. rocznicy ogłoszenia Encykliki «Haurietis aquas».
[4] Pius XI, dz. cyt., 12. 
[5] Por. tamże, 18.
[6] Por. tamże, 3, 12.
[7] Por. M. Crawley-Borvey, dz. cyt., s. 13.
[8] Por. tamże, s. 14.
[9] Por. tamże, s. 15.
[10] Modlitewnik Misji św. Teresy, Michalineum 2013, s. 127.
[11] Por. Pius XII, dz. cyt., 94; Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, dz. cyt., 169.
[12] Por. M. Crawley-Borvey, dz. cyt., s. 19-20; por. Pius XII, dz. cyt., 94.
[13] Por. Pius XII, dz. cyt., 94.
[14] Por. M. Crawley-Borvey, dz. cyt., s. 21
[15] Por. Pius XII, dz. cyt., 95.
[16] Por. tamże, 98; Starania o wprowadzenie do Liturgii Kościoła Święta Serca Jezusowego, w: Bóg bliski. Historia i teologia kultu Najświętszego Serca Jezusa, praca zbiorowa, Wydawnictwo Apostolstwa modlitwy, Kraków 1983r., s. 77-90. 
[17] Por. Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, dz. cyt., 171.
[18] Por. Modlitewnik Misji św. Teresy, dz. cyt., s. 16.
[19] Por. Pius XI, dz. cyt., 12, 20; Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, dz. cyt., 171.
[20] Por. Pius XI, dz. cyt., 3; Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, dz. cyt., 171.

Rola Najświętszej Maryi Panny w dziele stworzenia i zbawienia świata.

maj 2019

Z Ewangelii według świętego Łukasza                         (Łk  1, 26-38)

               
W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: «Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, <błogosławiona jesteś między niewiastami>». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida.  Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca». Na to Maryja rzekła do anioła: «Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maryja: «Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!» Wtedy odszedł od Niej anioł.
 
Wstęp.
 
            W roku kościelnym powracają na nowo okresy liturgiczne, uroczystości, święta, wspomnienia świętych, a także miesiące poświęcone jakiejś duchowości. Jednak myliłby się ten, kto by sądził, że Kościół zamknięty jest w tym kręgu liturgii, że kręci się w kółko. Wprawdzie cyklicznie powracają te same tajemnice wiary i wspomnienia przeżywane w liturgii, jednak ta „spirala” liturgii nieustannie się wznosi, zmierza ku punktowi OMEGA. Ciągle przybliża się paruzja, drugie przyjście Chrystusa w związku z sądem nad światem i przekształceniem całej zbawionej rzeczywistości w „nowe niebo i nową ziemię” – jak mówi Księga Apokalipsy. Powracające nieustannie okresy liturgiczne, wspomnienia, miesiące poświęcone szczególnej duchowości, które praktykują wierni, pomagają oczekiwać na to przyjście, pomagają w zachowaniu duchowej gotowości na spotkanie z Chrystusem.
            Miesiąc maj, a także październik, są poświęcone pobożności maryjnej. Niekiedy stawia się Polakom zarzut zbytniej pobożności do Matki Zbawiciela – sugerując, że polska pobożność maryjna praktykowana jest z uszczerbkiem dla Chrystusa, że przysłania ona Chrystusa. Tego typu zarzuty wynikają z niezrozumienia pobożności maryjnej, która w swej istocie jest najlepszą i najłatwiejszą drogą do zjednoczenia ze Zbawicielem. A ponadto często nie docenia się roli Maryi w planach Bożych, ustawiając Ją w szeregu na równi z innymi świętymi Kościoła. W niniejszej katechezie pragniemy nieco przybliżyć tajemnicę wyjątkowej pozycji jaką zajmuje Najświętsza Maryja Panna wobec całej ludzkości, a nawet całego świata stworzonego. Jednocześnie przyjmując Ją za wzór i pomoc daną w drodze do zjednoczenia z Bogiem.    
           
1. Maryja jako Matka Boża.
 
            W tradycji teologicznej Kościoła zgodnie przyjmuje się, że najważniejszym tytułem Maryi z Nazaretu jest Matka Boża. Z tajemnicy Jej Bożego macierzyństwa wypływają, wiążą się z tą tajemnicą, wszystkie udzielone Jej przez Boga łaski, począwszy od przywileju Niepokalanego Poczęcia, który został Jej udzielony ze względu na przyszłe zasługi Chrystusa. W związku z Bożym Macierzyństwem Maryi można postawić szereg pytań, na które niestety raczej nigdy tu na ziemi nie otrzymamy odpowiedzi. Ale niektóre z tych pytań warto zadać, aby zdać sobie sprawę, jak wielkiej tajemnicy dotykamy mówiąc o Matce Zbawiciela, aby przynajmniej przeczuć Jej wielkości w planach Opatrzności Bożej.  
            Wydaje się to niemożliwe, aby wybranie Maryi przez Boga na ziemską Matkę Syna Bożego było czymś przypadkowym. Nie wydaję się prawdopodobne, aby Bóg wybrał dowolną, pierwszą lepszą dziewczynę, by po prostu mieć jakąkolwiek ziemską matkę, by wziąć z jakiejkolwiek kobiety ludzkie geny. Takie działanie Boga oznaczałoby przedmiotowe potraktowanie jakiejś kobiety, wykorzystanie jej, aby została ziemską Matką Syna Bożego. W tym kontekście wydaje się uprawniona spekulacja teologiczna zakładająca, że Maryja od początku istniała w zamyśle Bożym. Bóg odwiecznie pragnął Ją stworzyć jako ziemską Matkę dla swojego Syna. Ona wybrana była na ziemską Matkę Syna Bożego, jeszcze kiedy nie było grzechu pierworodnego. Według części teologów wcielenie Syna Bożego planowane było przez Boga jako dopełnienie dzieła stworzenia świata. Moim zdaniem Matką w tym wypadku byłaby właśnie Maryja, ta sama osoba, która stała się Jego Matka po grzechu ludzi. Maryja nazywała siebie w Lourdes „Niepokalanym Poczęciem” – czyli można powiedzieć „Niepokalanym Początkiem”. Ona jest „Niepokalanym Punktem” w całym stworzeniu widzialnym, w którym Bóg nierozerwalnie jednoczy się z całym swoim stworzeniem – przyjmuje to stworzenie w siebie, aby je przekształcić przez miłość na swój obraz.
            Maryja jest jedynie stworzeniem. I jak każdy człowiek posiadała w życiu ziemskim ograniczone siły, ograniczone możliwości poznawcze. Maryja ograniczona była życiu ziemskim czasem i przestrzenią, w których żyła. Dlatego nie rozumiała wielkości dzieła, do którego została przez Boga wybrana. Jak powie Ewangelista Łukasz zastanawiała się, co miałyby znaczyć słowa Anioła i jego ukazania się Jej. Jednak nie rozumiejąc, lub niewiele po ludzku rozumiejąc, okazuje Ona posłuszeństwo wiary. Maryja jest całkowicie posłuszna planom Bożym, jest posłuszna woli Bożej. Jej słowa: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według słowa twego” stają się początkiem nowej rzeczywistości, która rozpoczyna się wraz z przyjściem Boga na świat. Przez to Maryja staje się wzorem dla wszystkich wierzących w Chrystusa. Ona uczy całkowitego posłuszeństwa Bogu, nawet wtedy gdy zupełnie nie rozumiemy Jego planów w naszym życiu, gdy nie rozumiemy Jego działania względem nas i przez nas w świecie. Trzeba zawsze ufać, że wszystko co nas spotyka jest objęte planem Opatrzności Bożej, którego ostatecznym, głównym celem jest nasze wieczne zbawienie.                    
 
2. Maryja stojąca pod krzyżem Chrystusa.
 
            Maryja jednoczy się z Synem Bożym nie tylko w tajemnicy wcielenia. Ona jest obecna jako współcierpiąca pod krzyżem Chrystusa. Mógłby ktoś powiedzieć: Czy Bóg nie mógł oszczędzić ziemskiej Matce swojego Syna tego widoku, widoku Jego ukrzyżowania? Nawet może ktoś powiedzieć, że to było okrutne, iż Jej czułe serce musiało duchowo znosić cierpienie Syna. Ale właśnie taki był plan Opatrzności Bożej. Bóg dla naszego dobra, dla naszego zbawienia dopuścił Maryję do udziału w krzyżu Chrystusa. Gdyby nie miała Ona tego udziału, gdyby nie było Jej pod krzyżem, nie mogłaby pomagać nam w duchowej walce o zbawienie. Dzięki swej obecności pod krzyżem Maryja nie tylko pomaga nam w zbawieniu duszy, ale nawet przewodzi w Chrystusie w tej walce duchowej.
            Ostatnie dwa wieki, XIX i XX wiek, były świadkami wielu objawień Matki Bożej. Objawienia te są wymownym świadectwem udziału Maryi w dziele zbawienia świata. Gdyby nie było Jej pod krzyżem, nie mogłaby w ten sposób interweniować. Obecne czasy w Kościele i w świecie wydają się być okresem nasilonej walki duchowej, okresem wzmożonego ataku szatana na Kościół. Szatan atakuje samo serce Kościoła, strukturę hierarchiczną Kościoła, atakuje Chrystusowe Kapłaństwo. Jest to atak na samo serce wspólnoty wierzących w Chrystusa, bowiem kapłaństwo i Eucharystia są właśnie tym sercem. Dzięki tym sakramentom, które są ze sobą ściśle złączone, Chrystus udziela duchowego życia całemu Kościołowi na ziemi. Tak jak serce w organizmie ludzkim dotlenia i pompuje krew do wszystkich komórek ciała, tak w mistycznym ciele Chrystusa, którym jest Kościół, kapłaństwo i Eucharystia ożywiają – odnawiają i karmią, wszystkie członki, wszystkich poszczególnych wiernych i wszystkie wspólnoty i dzieła Kościoła. Szatan do ataku na Kościół zbudował całe struktury zła. Chodzi tu szczególnie o masonerię, jako organizację wrogą Bogu i Kościołowi. To właśnie masoni personalnie są najbardziej odpowiedzialni za obecny atak na Kościół. Oni promują prawa państwowe niezgodne z prawem Bożym. Rozprzestrzeniają, finansują rozwój ideologii gender w świecie itd.  Można poniekąd wnioskować, że współczesny globalny atak na Kościół stanowi znak bliskiej paruzji, bliskiego powtórnego przyjścia Chrystusa na ziemię, bowiem bezpośrednio przed tym przyjściem ma nastąpić ostateczny bój sił zła z Bogiem. Osobista interwencja Maryi została niejako zaplanowana na ten ostateczny czas zmagania. Przede wszystkim w tym celu dane jej było stać pod krzyżem Syna. Ponieważ była Ona obecna w najważniejszej, ostatecznej chwili walki Chrystusa, która dokonała się na krzyżu, tak również jest obecna, gdy dopełnia się historia zbawienia świata.
            Maryja stojąca pod krzyżem jest dla nas przykładem i orędowniczką wpraszającą łaskę, abyśmy i my wytrwali pod krzyżem Chrystusa. Każdy z nas na wzór Maryi stoi pod krzyżem Zbawiciela, niosąc w swym życiu cząstkę Jego krzyża. My też mamy swój udział w Chrystusie w dziele zbawienia świata. Trzeba nam wierzyć, że każde nasze cierpienie zjednoczone z Chrystusem ma sens. Nasz krzyż jest ratunkiem dla nas samych i dla naszych braci i sióstr. I właśnie Maryja jest dla nas przykładem i wspomożycielką w tym współcierpieniu dla zbawienia świata.  
            Maryja objawiając się w wielu miejscach świata ciągle wzywa do nawrócenia i pokuty – a pokutą za grzechy jest przede wszystkim świadome przyjęcie cierpienia, krzyża z miłości do Chrystusa, oraz do odmawiania Różańca. Różaniec wyjednuje nam łaskę trwania pod krzyżem Chrystusa. Modlitwa ta buduje duchowy mur obronny przeciw szatanowi. Odmawiając Różaniec jakby duchowo chowamy się za Najświętszą Maryję Pannę. Wchodzimy pod Jej płaszcz łaski. Stajemy przed Maryją, jednoczymy się z Nią, a Ona na nas patrzy. W ten sposób wchodzimy w komunię z Bogiem, z który Ona zawsze jest zjednoczona. Duchowe zjednoczenie z Maryją, przez odmawianie Różańca, staje się dla nas miejscem komunii z Bogiem w Chrystusie. Ona jest bowiem najwspanialszym naczyniem na łaskę, w którym Bóg zawsze przebywa, którego On nigdy nie opuszcza.                 
        
3. Maryja jako Matka Kościoła.
 
            Przez tajemnicę wcielenia Maryja ma odniesienie do całego świata stworzonego. Przez swój udział w krzyżu łączy się Ona z Chrystusem Zbawiającym świat. Zawiera Ona w ten sposób tajemniczą więź z Bogiem wchodząc duchowo w rany Chrystusa. Dlatego też, przez ową tajemniczą komunię z konającym Zbawicielem, może stać się Ona Matką Kościoła. Duchowy udział Maryi w cierpieniu i śmierci Chrystusa, stanowi podstawę Jej duchowego macierzyństwa wobec wszystkich wierzących, wobec całego Kościoła. To duchowe macierzyństwo realizuje Ona najpierw, na pierwszym miejscu wobec kapłanów. Czyli wobec tych, którzy uobecniają Chrystusa i Jego dzieło zbawcze w świecie.
            Chrystus przekazał Maryi łaskę duchowego macierzyństwa wobec Kościoła, wypowiadając słowa: „Niewiasto oto syn twój”, a do ucznia, „Oto Matka twoja”. Nie mógłby tego uczynić, gdyby Maryi realnie nie było pod krzyżem. Dlatego wyżej powiedziano, że podstawą duchowego macierzyństwa Maryi względem wszystkich wierzących w Chrystusa, jest Jej duchowe zjednoczenie z Jego ramami, z Jego cierpieniem i śmiercią.
            Duchowe macierzyństwo Maryi wobec całego Kościoła stanowi ostateczną rację, dla której Ona niejako z konieczności osobiście interweniuje w historię zbawienia świata, oczywiście czyniąc to Chrystusie. Maryja staje się w ten sposób szafarką łaski zbawienia i to łaski koniecznej dla wypełnienia się w Chrystusie historii zbawienia świata. Bóg w swojej Opatrzności uzależnia zbawienie świata i wypełnienie się historii zbawienia do udziału w tym dziele Maryi. Bóg tak to zaplanował, że Ona z konieczności musi mieć udział jako „naczynie łaski” w wypełnieniu się historii zbawienia. Dlatego też moim zdaniem mają rację ci teologowie, którzy mówią, że Maryja jest Wszechpośredniczką łaski w Chrystusie. Jej wszechpośrednictwo ujawnia się szczególnie w czasie ostatecznego zmagania duchowego, przed wypełnieniem historii zbawienia. Te ostateczne łaski nie byłby udzielone w Chrystusie, gdyby nie udział Maryi. Modlitwa Różańcowa, do której wielokrotnie już wzywała Maryja w objawieniach prywatnych, w Lourdes, Fatimie, Akita i innych miejscach, stanowi narzędzie przyjęcia łaski Chrystusa udzielonej Maryi dla Kościoła. 
            W kontekście przypomnienia o ostatecznym czasie walki duchowej Kościoła, bardzo wymowne są objawienia Matki Bożej w Akita w Japonii. W tych objawieniach Maryja zapowiedziała wewnętrzną walkę w Kościele, przez wystąpienie przeciw sobie hierarchów. Dzisiaj jesteśmy tego świadkami. Biskupi występują przeciw biskupom, a nawet przeciw Papieżowi. Maryja powiedziała, że kapłani, którzy będą Jej wierni, będą prześladowani. To dziś się spełnia w Kościele. Wobec tego wszystkiego, co się obecnie dzieje w Kościele, trzeba zaufać Jezusowi, Jego miłosierdziu, Matce Miłosierdzia. Trzeba organizować coraz więcej wspólnot modlitwy różańcowej, szczególnie modlitwy za kapłanów, modlitwy różańcowej rodziców za dzieci i tradycyjnych róż różańcowych modlących się w parafiach.          
 
Ks. Ludwik Nowakowski

Duchowość św. Jana Pawła II na tle duchowości Narodu Polskiego

kwiecień 2019

Słowa Ewangelii według świętego Jana.                                 (J 21, 15-17)

 
Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje». I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje». Oto słowo Pańskie.
 
1. Św. Jan Paweł II jako znak dla świata.
 
            Mówiąc o św. Janie Pawle II poruszamy się w przestrzeni czasu teraźniejszego. On zmarł czternaście lat temu, w 2005 roku. Dlaczego tak szybko ogłoszono go świętym? Dlaczego w jego przypadku Kościół tak „przyspieszył”? Czyżby Kościół upodabniał się do świata, w którym tempo życia przyśpiesza do szaleństwa, odrywając w ten sposób ludzi od życia duchowego? Oczywiście Kościół nie upodabnia się do świata. Jednak odczytuje znaki czasu – znaki działania Boga w świecie i przez świat, nawet w tym zwariowanym świecie. Bóg zawsze kieruje światem – świat nie ucieknie od Boga w swoim szaleństwie pogoni i pośpiechu. Człowiek nawet w swojej absurdalnej pogoni za wiatrem, w swych często absurdalnych wysiłkach i dziełach objawia Boga, Jego działanie oraz prawa życia duchowego. Podajmy jako przykładu rosnące do niebotycznych rozmiarów zadłużenie państw. Czyż zjawisko to nie ukazuje prawdy duchowej, że człowiek tu na świecie zawsze będzie miał dług, względem Boga, ludzi, rodziców – nigdy nie będzie samowystarczalny. Człowiek w tym świecie żyje „na długu”. Wyprzedzając nieco tok naszych rozważań przypomnijmy, że Bóg kazał sprzedać nielitościwego dłużnika wraz z żoną, dziećmi i wszystkim, co posiadał, aby dług odebrać. Uczynił tak wobec tego dłużnika, który nie przyjął logiki miłosierdzia (por. 18, 23-35). Ale wróćmy do pytania, dlaczego Jan Paweł II tak szybko został ogłoszony świętym Kościoła? Myślę, że Kościół odczytał jego życie jako szczególny znak dla współczesnego świata, dlatego tak szybko ogłosił go świętym. Stało się to według słów Ewangelii: Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie przykrywa go, ale stawia na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu (por. Mt 5, 14-15).
            Nazywając Jana Pawła II szczególnym znakiem dla współczesnego świata, świata przełomu XX i XXI wieku, trzeba właściwie rozumieć słowo „znak”. Znak w znaczeniu religijnym, jako znak Boga, stanowi najpierw rzeczywistość duchową, zanim stanie się czymś zewnętrznym – światłem dla innych. Karol Wojtyła nie stałby się znakiem dla świata, gdyby najpierw w jego życiu nie dokonało się przeobrażające go duchowo zjednoczenie z Bogiem. Myślę, że błogosławioną winę ma kard. Stanisław Dziwisz, że nie wypełnił do końca testamentu Papieża i nie spalił jego osobistych notatek. Dzięki temu możemy lepiej poznać duchowość Karola Wojtyły. Na pierwszej stronie wydanych drukiem osobistych notatek Papieża możemy przeczytać o jego duchowym doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem: Jestem bardzo w rękach Bożych.[1] W jego życiu przeobfite działanie łaski Bożej spotkało się z pełnym otwarciem i odpowiedziom człowieka. Notatki osobiste Papieża stanowią świadectwo jego osobistej pracy duchowej, modlitwy, postanowień, poddania się kierownictwu duchowemu. Istota bycia znakiem ukryta jest w sercu człowieka. Stanowi ją zjednoczenie człowieka z Bogiem w Jezusie Chrystusie. Podstawę łaski zjednoczenia z Bogiem stanowi tajemnica wcielenia Syna Bożego, którą Jan Paweł przeżywał w świetle duchowości maryjnej, a udzielona jest owa łaska dzięki tajemnicy paschalnej, którą Święty przeżywał jako tajemnicę miłosierdzia Bożego.
            Duchowa siła świadectwa Jana Pawła, mająca swe źródło w zjednoczeniu z Bogiem, wydała w świecie wiele owoców. Moim zdaniem jest ich tak dużo, ze nie sposób wszystkie wymienić. Mówi o tym każde świadectwo spisane z racji procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego. Człowiek ten przyczynił się do obalenia komunizmu, do utrwalenia pokoju na świecie, do rozwinięcia dialogu między religijnego. Ileż za jego przyczyna było nawróceń i powołań kapłańskich i zakonnych. Zwiększona ilość powołań kapłańskich w Polsce za pontyfikatu Jana Pawła II stanowi bezsporny fakt.
 
2. Duchowe środowisko rozwoju Karola Wojtyły.
 
            Duchowość Karola Wojtyły nie rozwijała się w próżni. Na kształt jego życia wewnętrznego i drogi zjednoczenia z Bogiem miała wpływ kształtowana przez wieki duchowość Narodu Polskiego, która oczywiście przekazywana jest przede wszystkim w rodzinach. Karol Wojtyła został wybrany na Stolicę Piotrową niosąc w sobie nie tylko różnego rodzaju talenty, którymi obdarzył go Bóg i które aktywnie rozwijał, ale także całe bogactwo chrześcijańskiego ducha polskiego. Duchowość naszego narodu wydała w jego osobie jeden z najwspanialszych swych owoców. Świadczą o tym słowa wypowiedziane przez Jana Pawła II do kardynała Stefana Wyszyńskiego niedługo po wyborze na papieża: Czcigodny i umiłowany Księża Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu to, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry – i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem.[2]
            Mówienie o duchowości narodu, o duchowym charakterze narodu nie jest odgrzewaniem jakiś przestarzałych koncepcji teologicznych. Moim zdaniem nie można zrozumieć tego, co się dzieje w Polsce bez teologicznej refleksji nad narodem. Słusznie zatytułował swoją historię Polski Norman Davies: „Igrzysko Boże” – istotnie jesteśmy igrzyskiem Bożym, Bóg jako pierwszy rozgrywa naszą historię. Bez teologicznej refleksji nad narodem nie da się zrozumieć życia i wyboru Karola Wojtyły na papieża, a także wielu innych zdarzeń z naszej historii, powstań narodowych, tragedii wojennych, Katynia, katastrofy smoleńskiej.
            Jednym z ważniejszych zagadnień w teologicznej refleksji nad narodem jest posłannictwo narodu. Naród posiada swoje posłannictwo, misję w świecie, od którego zależy jego istnienie, tożsamość narodowa i zachowanie wiary chrześcijańskiej w narodzie. Naród i wyznawana przez niego wiara w Chrystusa istnienie dotąd dopóki trwa jego misja. Duchowe posłannictwo Polski związane jest ze składaniem ofiary z cierpienia i z życia swoich synów i córek. Pogląd taki ma kilkuwiekową tradycję. Reprezentował go m.in. charyzmatyczny kaznodzieja ks. Piotr Skarga. Według niego Polska jest powołana, aby w imieniu całego świata przewodniczyć innym narodom w składaniu kapłańskiej ofiary Bogu. W ten sposób ma przyczyniać się do prowadzenia innych narodów do królestwa Bożego. Myśl tę w XIX wieku rozwinęli zmartwychwstańcy, m.in. Jański i Semenenko.[3] W nauczaniu Sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego ofiarowanie chrześcijańskiego Narodu Polskiego Bogu dokonuje się przez ręce Maryi. To ofiarowanie PER MARIAM SOLI DEO stanowi specyficznie polski rys ofiarowania Bogu, który nie jest łatwy do teologicznego ujęcia.[4] W świetle nauki o posłannictwie narodu można powiedzieć, że trudne wydarzenia, które wielokrotnie były i nadal są obecne w dziejach naszego narodu mają w płaszczyźnie duchowej życiodajne skutki. 
Życie Karola Wojtyły też było naznaczone życiodajnym krzyżem. Doświadczył wczesnej straty rodziców i śmierci brata, który był lekarzem. Wybuch drugiej wojny światowej przerwał jego studia na wydziale polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Należy przypuszczać, że obserwacja okrucieństw wojny przyczyniła się do zmiany drogi życiowej i podjęcia powołania kapłańskiego. W osobistych notatkach Karol Wojtyła mówi o duchowym związku swojego wyboru na papieża z chorobę i cierpieniem jego serdecznego przyjaciela biskupa Andrzeja Deskura – został sparaliżowany trzy dni przed wyborem Wojtyły na Papieża.[5] Także późniejsze trudne doświadczenia, a szczególnie zamach na papieża kształtowały go duchowo i uczyniły znakiem dla świata.  
 
3. Szczególne cechy duchowe Karola Wojtyły.
 
W profilu duchowym Karola Wojtyły można zauważyć dwie, zdaje się dominujące cechy duchowości polskiej. Należą do nich pobożność, duchowość maryjna i duch miłosierdzia Bożego. Te dwie cechy duchowe naszego narodu kształtowały się na przestrzeni wielu wieków. W życiu i posłudze Karola Wojtyły ukazały się one w całej pełni.   
 
A. Duchowość maryjna.
 
Naród Polski przez wieki kształtował w sobie duchowość maryjną, pobożność i miłość do Matki Bożej. Oczywiście miłość do Matki Zbawiciela, pobożność maryjna powinna być cechą każdego chrześcijanina. Odkąd Chrystus wisząc na krzyżu oddał św. Jana swojej Matce jako duchowego syna, a Maryję umiłowanemu uczniowi jako Matkę, każdy chrześcijanin jest duchowym dzieckiem Maryi. Maryja współcierpiąca z Synem stała się duchowo Matką wiary, życia duchowego wszystkich dzieci Bożych. Ona w Chrystusie duchowo rodzi nas dla nieba. Zatem nie ma prawdziwej, w prawidłowy sposób ukształtowanej duchowości chrześcijańskiej bez wymiaru maryjnego.  
Trzeba jednak zauważyć, że jedni ludzie bardziej związani są duchowo z Maryją, a drudzy mniej. Wynika to nie tylko z udzielanej przez Boga łaski zjednoczenia z Matką Bożą, ale również z duchowego upodobania, starania o to zjednoczenie ze strony człowieka. W porządku udzielania łaski istnieje pewna prawidłowość. Bóg zwiększa swoją łaskę w miarę pozytywnej odpowiedzi człowieka na nią, w miarę współpracy człowieka z łaską. Od samego początku kształtowania się polskiej duchowości pojawiają się liczne znaki przywiązania do Matki Bożej. Świadczą o tym liczne świątynie na polskiej ziemi Jej dedykowane. Pierwszym hymnem narodowym była pieśń Bogurodzica. Ewenementem na skalę światową są bardzo liczne piesze pielgrzymki do sanktuariów maryjnych w Polsce, a szczególnie do duchowego serca narodu, na Jasną Górę.
Niewątpliwie najważniejszym aktem duchowym, który utwierdził duchowość maryjną w narodzie było ofiarowanie Rzeczypospolitej Matce Bożej przez króla Polski Jana Kazimierza w 1656 roku. Król oddał Maryi jako Królowej w duchowe posiadanie cały naród i wszystko co Polskę stanowi. Śluby Jana Kazimierza były uroczyście ponowione w rocznicę tysiąclecia chrztu Polski przez sługę Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego. Oddał on Polskę Maryi w macierzyńską niewolę miłości.
Papież Jan Paweł II przyjął jako swoje zawołanie: Totus Tuus – Cały Twój Matko Boża. To zawołanie papieskie miało swe źródło w polskiej tradycji duchowości maryjnej. Dzięki zachowanym przez kardynała Stanisława Dziwisza osobistym notatkom Karola Wojtyły dowiadujemy się, że zawołanie to nie pojawiło się nagle po wyborze na Stolicę Piotrową. Można powiedzieć, że dojrzewało ono wiele lat w życiu duchowym przyszłego Papieża. Słowa Totus Tuus, jako wyraz duchowej relacji Karola Wojtyły do Matki Najświętszej, pojawiają się w jego zapiskach już w 1962 r. Według Karola Wojtyły Chrystus jako pierwszy oddał się Maryi jako Totus Tuus. W ten sposób Bóg powierzył się, zaufał człowiekowi. Karol Wojtyła uczynił swój akt ofiarowania Totus Tuus – cały Twój Matko Boża naśladując Chrystusa.[6]
Duchowe zjednoczenie Jana Pawła II z Maryją ukazało się jako zewnętrzny znak podczas zamachu 13 maja 1981 roku – we wspomnienie liturgiczne Matki Bożej Fatimskiej. Ojciec Święty sam zinterpretował swoje ocalenie życia jako szczególną interwencję Maryi. Dlatego kulę wyjętą z okolic swego serca umieścił w koronie figury Matki Bożej w Fatimie. 
Testament duchowy Jana Pawła II, a także innych wielkich synów naszego narodu zjednoczonych z Maryją mówi, że w Polsce wszystko to, co dobre i trwałe należy budować razem z Matką Bożą. Wszystko należy postawić na Maryję, Jej wszystko zawierzyć. To jest polska duchowa droga modlitwy i działania. W ten sposób w Polsce się zwycięża dla Chrystusa.
 
B. Duchowość Miłosierdzia Bożego.
 
Drugim szczególnym rysem duchowości polskiej, która ukazuje się w życiu Jana Pawła II, jest nabożeństwo do miłosierdzia Bożego. Moim zdaniem myliłby się ten, kto by twierdził, że ten rys duchowości polskiej stanowi wyłączny owoc objawień, które miała św. Faustyna. Duchowość miłosierdzia Bożego była od dawna, od początku obecna w historii duchowości naszego narodu. Jako jedno z wczesnych świadectw ducha miłosierdzia można podać fragment listu św. Brunona, niemieckiego świętego, do cesarza Henryka II, który został napisany w obronie Polski. Św. Bruno mówi w nim o łagodności, miłosierdziu króla Polski: Strzeż się królu – mówił do cesarza niemieckiego – jeśli wszystko chcesz czynić przemocą, a nigdy z litością, która lubi Chrobry, żeby przypadkiem Jezus, który teraz wspiera ciebie, nie rozgniewał się.[7]
Scena miłosiernego przebaczenia winy Zygfrydowi przez Juranda ze Spychowa nie stanowi jedynie fikcji literackiej w powieści Krzyżacy. Można powiedzieć, że wyraża ona ducha narodu polskiego, który skłonny jest do przebaczania nawet strasznych zbrodni swoim wrogom. Miłosierdzie wyrażone w przebaczeniu nie świadczy o słabości, czy naiwności, ale jest wyrazem wielkości i siły chrześcijańskiego ducha. 
W polskiej duchowości od dawna było przygotowywane podłoże do objawień Jezusa Miłosiernego, które otrzymała św. Faustyna. Oczywiście te objawienia rozpaliły ducha miłosierdzia w Narodzie. Trzeba także podkreślić, że były one dane w szczególnej chwili próby dla naszego narodu, w przededniu straszliwej drugiej wojny światowej, w której Rzeczpospolita straciła siedemnaście procent swoich mieszkańców (biorąc pod uwagę liczbę ludności zamieszkującej w granicach przedwojennej Polski) – procentowo żadne państwo świata nie straciło tak dużo obywateli podczas tej straszliwej wojny. Ponadto objawienia Jezusa Miłosiernego były dane w czasie rodzącego się w Rosji systemu ideologii komunistycznej, której wyniszczającej mocy doświadczył nasz naród po drugiej wojnie światowej, a której skutki – z czego zdaje się niewielu zdaje sobie sprawę – trwają do dziś i kształtują polskie społeczeństwo, a szczególnie polską scenę polityczną.
Można powiedzieć, że duchowość miłosierdzia Bożego wyszła z Polski na cały świat. Stało się to w dużej mierze dzięki posłudze św. Jana Pawła II. To on ogłosił siostrę Faustynę świętą Kościoła i własnoręcznie konsekrował bazylikę Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach – która staje się centrum kultu Miłosierdzia Bożego nie tylko dla Polski, ale dla całego świata. Dziś obraz Jezusa Miłosiernego i koronka do Miłosierdzia Bożego, które objawione zostały w Polsce, znane są w wielu częściach świata. Podczas konsekracji bazyliki w Łagiewnikach Papież Jan Paweł II powiedział, odwołując się do słów zapisanych w Dzienniczku św. Faustyny: Jezu, ufam Tobie! - Niech to przesłanie rozchodzi się z tego miejsca na całą naszą umiłowaną Ojczyznę i na cały świat. - Niech się spełnia zobowiązująca obietnica Pana Jezusa, że stąd ma wyjść «iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście». Czyli według Papieża orędzie o Miłosierdziu Bożym jest ową iskrą, która ma przygotować świat na powtórne przyjście Chrystusa na ziemię.[8]
Symbolicznego wymiaru, wymiaru znaku nabrała śmierć Jana Pawła II w wigilię niedzieli Miłosierdzia Bożego. Jakby podkreśliła ona, ukazała w całej pełni Papieża Miłosierdzia, który całkowicie zawierzył Jezusowi Miłosiernemu. W życiu ludzi świętych śmierć stanowi najważniejszy moment, szczyt, podsumowujący całe życie człowieka – jednoczący z ukrzyżowanym Jezusem Chrystusem, Który prowadzi do domu Ojca w chwalebnym zmartwychwstaniu. 
                                  
Ks. Ludwik Nowakowski 

[1] K. Wojtyła, Notatki osobiste 1962-2003, Kraków 2014, s. 17.
[2] Jan Paweł II, Watykan, 23 X 1978 r.
[3] Por. K. Macheta, Teologia narodu według założycieli Zmartwychwstańców, Rzym 1985, s. 60.
[4] Por. Wyszyński, Wszystko postawiłem na Maryję, Paryż 1980, s. 16, 257.
[5] Por. K. Wojtyła, dz. cyt. s. 197.
[6] Por. K. Wojtyła, dz. cyt., s. 17, 29-30.
[7] Liturgia Godzin, t. 3, Pallottinum 1987, s. 1313.
[8] Por. Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny Przemówienia i homilie, Kraków 2005, s. 1207; por. F. Kowalska, Dzienniczek, Warszawa 1993, nr 1732.

Sakrament pojednania i pokuty – refleksja nad istotą spowiedzi w świetle doświadczenia wiary współczesnego człowieka.

marzec 2019

Z Ewangelii według św. Łukasza                                                   (Łk 15, 1 – 7)

 
            Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
 
1. Kryzys spowiedzi.
 
            Czasami słyszymy przy okazji nauk rekolekcyjnych, kazań, czy przy jakiejś innej okazji o kryzysie spowiedzi, że jest ona źle przeżywana, że wielu katolików spowiada się raz na rok albo i rzadziej itp. Owszem, są różnego rodzaju problemy związane ze spowiedzią, ze sprawowaniem sakramentu pojednania i pokuty. Ale jeśli chodzi o ten sakrament, zdaje się, że mają racje ci, którzy zauważają, że nigdy w historii Kościoła nie cieszył się on świetnością.[1] W pierwszych wiekach chrześcijaństwa przy grzechach ciężkich, jawnych, czyli połączonych ze zgorszeniem publicznym, takich jak odstępstwo od wiary, zabójstwo, cudzołóstwo, obowiązywała spowiedź publiczna, tzn. czyniona głośno wobec biskupa i zgromadzonych wiernych. Praktyka ta została zniesiona dopiero w V wieku przez Papieża Leona I. Inne grzechy ukryte, bez zgorszenia publicznego, podlegały spowiedzi tajnej. Tą drogą narodziła się praktyka tzw. spowiedzi usznej. Przy tym należy dodać, że w pierwszych wiekach w różnych miejscach w różny sposób odbywała się owa praktyka pokuty. Często trzymano się zasady, że tylko raz w życiu można otrzymać odpuszczenie winy za popełnione grzechy ciężkie. Jednak tak nie było wszędzie. W innych miejscach, może nawet bardziej powszechnie, dozwalano na częstszą pokutę. Nakładane na penitentów pokuty za grzechy były bardzo surowe, niekiedy trwające wiele lat.[2] Zatem sprawowanie sakramentu pojednania i pokuty w pierwszych wiekach było obwarowane bardzo surowymi przepisami. Praktyka częstej i indywidualnej spowiedzi, tzw. „usznej”, narodziła się w VI wieku w Irlandii. Misjonarze z Irlandii przenieśli ten zwyczaj na kontynent europejski. Była to praktyka odpuszczania grzechów znacznie złagodzona.[3] Spowiedź jednak nie cieszyła się zbytnią popularnością skoro na Soborze Laterańskim IV w 1215 roku zobowiązano wiernych do corocznej spowiedzi i Komunii świętej w okresie wielkanocnym. Nie byłoby konieczności ustanawiania takiego przepisu prawa kościelnego, gdyby ludzie powszechnie korzystali ze spowiedzi.[4]
            Po Soborze Watykańskim II pokuty nadawane w spowiedzi stały się raczej symboliczne. Oczywiście pozostał w mocy obowiązek zadośćuczynienia za grzechy, nawet wprost osobie pokrzywdzonej – o ile to jest możliwe. Jednak samo odpokutowanie winy jest już inaczej rozumiane w swych duchowych podstawach. To przecież Jezus Chrystus za nas wszystko odpokutował, spłacił należny dług Bogu Ojcu przez swoją Najświętszą Ofiarę. My jedynie otwieramy się na łaskę miłosierdzia płynącą z drzewa krzyża. Zadośćuczynienie nie jest ceną, którą płacimy za odpuszczone grzechy, gdyż żadna ludzka cena nie może wyrównać tego, co się otrzymało, owocu przenajświętszej Krwi Chrystusa. Wypełnienie pokuty stanowi wyraz naszego zaangażowania w nowe życie, które otrzymujemy razem z odpuszczeniem grzechów.[5]
Jednak również i teraz, po tak wielkim oświetleniu sakramentu pojednania i pokuty przez naukę o miłosierdziu Bożym, mówimy o problemach, kryzysie spowiedzi. Kryzys ten ma różne wymiary, można na niego patrzeć z różnych stron. Od strony wewnętrznej, od strony osoby spowiadającej się wyraża się on w wewnętrznym oporze przed spowiedzią, przed otwarciem się. Wydaje się, że ów opór ma dość złożone przyczyny i nigdy do końca nie można się go pozbyć. W opisie biblijnym Adam i Ewa po grzechu pierworodnym chcieli ukryć się przed Bogiem, ponieważ zaczęli odczuwać lęk (por. Rdz 3, 8 – 10). Zatem owa chęć ucieczki, ukrycia się, jest związana z tajemnicą nieprawości obecną, dokonującą się w grzechu. Lęk jest skutkiem grzechu. Innym znakiem kryzysu jest spowiedź pozbawiona żaru, spowiedź rutynowa. Problem ten posiada szerszą płaszczyznę. Wynika on z braku przeżywania obecności i działania Boga w życiu człowieka. Można powiedzieć, że podstawą szeroko pojętego kryzysu przeżywania sakramentu pojednania i pokuty, lęku przed spowiedzią, zaniedbywania spowiedzi, zniechęcenia nią i rutyny jest brak lub słabe doświadczenie obecności i działania Boga jako Miłosiernego Ojca. Czyli kryzys wynika w pierwszym rzędzie ze złego modelu religijności funkcjonującego u wielu katolików. Kryzys spowiedzi stanowi pochodną kryzysu wiary, kryzysu życia religijnego współczesnego człowieka (por.: C. Squarise, Istota spowiedzi, Życie Duchowe nr 8/1996, 70).[6]   
            Kryzys spowiedzi widoczny jest w samym sposobie sprawowania tego sakramentu. Chodzi w tym miejscu o praktykę spowiedzi w Kościele polskim. W Polsce nadal stosunkowo duża grupa ludzi korzysta ze spowiedzi, szczególnie podczas rekolekcji parafialnych w Wielkim Poście i w Adwencie. Niewątpliwie należy cieszyć się z tego faktu. Trzeba jednak dodać, że najczęściej jest to spowiedź odprawiana podczas Mszy świętej. Z powodu natłoku ludzi, a ponadto przy grze organów spowiedzi te często są powierzchowne, przeżywane w pośpiechu i bez należytego skupienia. Ponadto dochodzi problem anonimowości – kapłan nie wie kogo spowiada. W takich warunkach kapłanowi trudno jest dać pouczenie dotykające istotnych problemów życia duchowego. Pomocą w lepszym przeżywaniu spowiedzi, w lepszym skupieniu mogłaby być spowiedź poza Mszą świętą. W wielu parafiach jest to np. spowiedź w pierwsze piątki miesiąca. Jednak całkowite odejście od spowiedzi podczas Mszy świętej spowodowałoby większe szkody niż pożytek duchowy. Ponieważ większość ludzi nie spowiadałaby się w ogóle, a tak przynajmniej przystąpią do tego sakramentu podczas udziału w Eucharystii.[7] 
 
2. Zanik poczucia grzechu. Poziomy doświadczenia winy i grzechu.
 
            Z zanikiem poczucia obecności i działania Boga w życiu wiąże się kryzys sumienia. Oznacza on zanik poczucia winy i grzechu. Nie można wprawdzie całkowicie zniszczyć sumienia, poczucia grzechu, ale – jak pokazuje doświadczenie historyczne dwudziestego wieku – ta moralna zdolność może być w człowieku poważnie zaćmiona. Papież Pius XII patrząc na tragiczne wydarzenia drugiej wojny światowej powiedział, że grzechem tego wieku jest utrata poczucia grzechu.[8] Do zaniku poczucia grzechu przyczyniły się, i nadal się przyczyniają, prądy społeczne takie jak zeświecczenie i konsumpcyjny tryb życia, ogólnie rzecz ujmując tzw. humanizm bez odniesienia się do Boga – budowanie świata bez Boga. Jednak świat budowany bez odniesienia do Boga obraca się przeciwko człowiekowi.[9] Zanik poczucia grzechu związany jest także z pewnymi trendami, hasłami, które pojawiają się szczególnie w mediach, np. „róbta co chceta”. Głoszenie tego typu haseł zniekształca sumienie, bowiem stanowi zachętę, aby nie obciążać się winą, nie hamować swoich nieuporządkowanych popędów. Ponadto sumienie osłabiane jest przez zbytnie akcentowanie różnych uwarunkowań zewnętrznych ludzkiego postępowania: obciążenia dziedziczne, historia życia, wpływ kultury i środowiska itp. W ten sposób przerzuca się poczucie winy i grzechu z jednostki na społeczeństwo. Także prawo państwowe, gdy jest niezgodne z prawem Bożym, (np., dopuszczanie w prawie aborcji lub eutanazji) przez podważenie norm moralnych osłabia poczucie grzechu.[10]
            Poczucie grzechu i winy może być przeżywane przez człowieka z mniejszą lub większą dojrzałością. W najmniej dojrzałym przeżywaniu poczucia winy za grzechy dominuje zaspokajanie potrzeb psychicznych: potrzeby bezpieczeństwa, usprawiedliwienia swego postępowania, poczucia bycia akceptowanym. W takim wypadku po grzechu człowiek czuje się zagrożony w swym bycie i idzie do spowiedzi przede wszystkim ze strachu i wewnętrznego niepokoju. Szuka w spowiedzi psychicznego pocieszenia i akceptacji. Chce po grzechu jak najszybciej się wyspowiadać. Przy tak płytkiej motywacji duchowej, która prowadzi do spowiedzi, doświadczenie grzechu i przebaczenia nie rozwija duchowej więzi z Bogiem. Człowiek kręci się wokół samego siebie, wokół swoich potrzeb emocjonalnych. Gdy życie duchowe zdominowane jest przez zaspokajanie najprostszych potrzeb psychicznych, świadomość popełnionego grzechu staje się pożywką dla zaniżonego poczucia własnej wartości. Człowiek postrzega swoje zachowania jako nieuporządkowane i groźne dla siebie, i chce jak najszybciej się ich pozbyć, a nawet stłumić w sobie świadomość własnych słabości i grzechów. Wszystko to ukazuje jego niedojrzałość emocjonalną i słabość osobowości. W wyżej opisanej sytuacji prawo moralne, przykazania przeżywane są jako coś zewnętrznego, obcego, co krępuje wolność człowieka. Staje się on niewolnikiem zewnętrznych przepisów prawnych.[11]
            Dojrzalsi są ci ludzie, u których dominuje mocna osobowość, silne poczucie własnej moralnej autonomii, autonomii sumienia. Jak to się mówi, trzymają ster życie w swoich rękach, są za nie odpowiedzialni. Przeżywają oni prawo jako coś wewnętrznego, zapisanego w sumieniu i tymi wewnętrznymi normami starają się kierować. Taka autonomia sumienia nie oznacza samowystarczalności, ani nie prowadzi do zanegowania własnej, ludzkiej skończoności, ograniczoności. Osoby o takiej duchowości, ponieważ mają bardzo silne poczucie odpowiedzialności za siebie i za podjęte zadania życiowe, bardzo boleśnie przeżywają własne upadki w grzech i słabości. Mocno ścierają się w ich wnętrzu problemy związane z własną wolnością. Również w obrazie Boga postrzegają wiele napięć, sprzeczności. Trudno jest im połączyć sprawiedliwość Boga z Jego miłosierdziem.
            Najbardziej dojrzałe przeżycie doświadczenia własnej winy i grzechu dokonuje na poziomie wiary. Chodzi tu o usprawiedliwienie przez wiarę. Wiąże się ono z głębokim poznaniem samego siebie i zgody na swoje życie. Poznanie siebie samego dokonuje się w obliczu miłosiernego Boga. Człowiek staje przed Bogiem jako grzesznik, a wiara w miłość Bożą przezwycięża niszczącą siłę grzechu i lęk. Przeświadczenie, że Bóg może wyprowadzić nowe życie z duchowej śmierci spowodowanej przez grzech opiera się na miłosierdziu i wszechmocy Boga. W takiej postawie duchowej człowiek definitywnie przestaje szukać oparcia w samym sobie, a całkowicie zdaje się na Boga. Jedynym oparciem jest Jezus Chrystus, bo to dzięki Jego ofierze dokonuje się cud przejęcia ze śmierci do nowego życia dziecka Bożego. Chrystus uwalnia człowieka od poczucia lęku związanego z winą.[12] 
 
3. Uznanie się za grzesznika i przyjęcie miłosierdzia Bożego wyznacznikiem dobrej spowiedzi.
 
            Niektórzy pytają: proszę księdza, czy ja się dobrze spowiadam? Takie pytanie jest na pewno bardzo ważne, choć niełatwo na nie odpowiedzieć. Przede wszystkim spowiedź musi być ważna, czyli musi być ważnie udzielone rozgrzeszenie. Na to składa się, przynajmniej niedoskonały żal za grzechy i wyznanie wszystkich grzechów ciężkich. Oczywiście minimum prawne dotyczące ważności spowiedzi nie stanowi wzorca dobrego przeżywania sakramentu pojednania i pokuty.
            Można powiedzieć, że w spowiedzi spotykają się dwie rzeczywistości: grzech i miłosierdzie Boże, grzesznik i miłosierny Bóg. Spotkanie to dokonuje się we wspólnocie Kościoła, a przedstawicielem tej wspólnoty jest kapłan, działający w imieniu Chrystusa (in persona Christi).[13] Według Jan Paweł II zasadniczym aktem Pokuty ze strony penitenta jest żal, czyli jasne i zdecydowane odrzucenie popełnionego grzechu i postanowienie niegrzeszenia na przyszłość, z miłości do Boga, która odradza się przez skruchę. (...) Dlatego prawdziwość pokuty zależy od tej skruchy serca. (…) Nierzadko rozważa się nawrócenie i żal pod kątem stawianych przez nie niewątpliwych wymogów (to, o czym wyżej mówiliśmy o ważności rozgrzeszenia), oraz umartwienia, jakie nakładają, aby doprowadzić do radykalnej zmiany życia. Warto jednak przypomnieć, że żal i nawrócenie są o wiele bardzie zbliżeniem się do świętości Boga oraz odnalezieniem własnej wewnętrznej prawdy.[14]
            Grzech jest aktem wolności człowieka, nie ma grzechu bez wolnego działania człowieka. Tyle jest grzechu, ile zgody i wolnego, świadomego działania. Grzech, który ma swoje skutki społeczne, uderza w Boga i w Kościół, jest aktem, działaniem osobistym. Dlatego także spowiedź posiada wymiar indywidualny – osobistego wyznania grzechów przed Kościołem w osobie kapłana. Grzech jest nie tylko rzeczywistością ludzką. W grzechu na pograniczu ludzkiej świadomości wolność styka się z siłami ciemności. Dlatego św. Paweł powie, że w grzechu działa tajemnica bezbożności (por. Tes 2, 7).[15] Człowiek przez żal za grzechy w spowiedzi potępia, oskarża siebie. Nie popada jednak w rozpacz, ponieważ jednocześnie zostaje ogarnięty nieskończonym miłosierdziem Boga.[16] Człowiek przez grzech dotyka tajemnicy nieprawości i duchowej śmierci, natomiast przez Boże przebaczenie wchodzi w tajemnicę nowego życia w Chrystusie, dzięki Jego zbawczej Ofierze.[17] W ten sposób miłosierdzie Boże okazuje się potężniejsze niż grzech i śmierć.[18]
Można powiedzieć, że w dobrej spowiedzi następuje przeżycie jednocześnie powyższych dwóch rzeczywistości: uznania siebie przed Bogiem jako grzesznika, oskarżenia i potępienia siebie i jednocześnie oddania siebie z dziecięcą ufnością miłosierdziu Bożemu, które ma moc, dzięki Ofierze Chrystusa, przeprowadzić ze śmierci do życia dzieci Bożych. W spowiedzi nie chodzi tylko o oskarżenie się z ciężkich grzechów. Wielu wiernych przystępuje do spowiedzi mając lekkie grzechy. Chodzi również o oskarżenie się z drzemiącej w nas postawy potencjalnej skłonności do grzechu. Mówi św. Jan: Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy (1J 1,8). Chrześcijanin przystępuje do spowiedzi z duchowym poczuciem grzeszności. Według Jana Pawła II grzech jest integralną częścią prawdy o człowieku. W życiu ziemskim przez skutki grzechu pierworodnego grzech został wpisany w ludzką naturę. Grzech całkowicie zniknie z życia duchowego dopiero wtedy, gdy w pełni umrze stary człowiek i narodzi się nowy w chwalebnym zmartwychwstaniu w życiu wiecznym. Na ziemi rzeczywistość grzechu obecna w człowieku ogarnięta jest miłosierną, przemieniającą i zwyciężającą miłością Chrystusa. Dlatego każdy może być święty mając jednocześnie poczucie własnej grzeszności i nędzy.[19]
 
ks. Ludwik Nowakowski

[1] Por. I. Bokwa, Sakrament pokuty i pojednania, Życie Duchowe /1996/nr 8, s. 14.
[2] Por. J. Umiński, Historia Kościoła, t. 1, s. 15-17.
[3] Por. Historia Kościoła, Warszawa 1984, s. 337-338.
[4] Por. I. Bokwa, dz. cyt., s. 11.
[5] Por. Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska Reconciliatio et paenitentia, 31.
[6] Por. C. Squarise, Istota spowiedzi, Życie Duchowe /1996/ nr 8, s. 70.
[7] Por. I. Bokwa, dz. cyt., s. 17.
[8] Por. Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska Reconciliatio et paenitentia, 18.
[9] Por. Jan Paweł II, Encyklika Redemptor hominis, 15.
[10] Por. Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska Reconciliatio et paenitentia, 18.
[11] Por. C. Squarise, Istota spowiedzi, Życie Duchowe /1996/ nr 8, s. 72-73.
[12] Por. tamże, s. 73.
[13] Por. Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska Reconciliatio et paenitentia, 29, 31.
[14] Tamże, 31.
[15] Por. tamże, 14.
[16] Por. C. Squarise, dz. cyt., s. 75.
[17] Por. Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska Reconciliatio et paenitentia, 20.
[18] Por. tamże, 22.
[19] Por. tamże, 13.

Modlitwa Misji św. Teresy jako udział w duchowej walce Kościoła

luty 2019

Z Ewangelii według świętego Łukasza                        (Łk 22, 31-34)

 
Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci». On zaś rzekł: «Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć». Lecz Jezus odrzekł: «Powiadam ci, Piotrze, nim zapieje dziś kogut, ty trzy razy wyprzesz się tego, że Mnie znasz». Oto słowo Pańskie.
 
           
1. Prorocza misja duchowa św. Teresy od Dzieciątka Jezus.
 
            O św. Teresie od Dzieciątka Jezus można powiedzieć w pewnym sensie, że była prorokiem. Swoim życiem i posłannictwem duchowym wyprzedziła ona własną epokę, przygotowując Kościół na trudne doświadczenia XX i XXI wieku. Przedziwna jest siła duchowego odziaływania w Kościele tej małej-wielkiej Świętej jak niektórzy nazywają św. Teresę.
Teresa większość swojego krótkiego życia spędziła w Lisieux, w małym miasteczku na północy Francji. W wieku niecałych 15 lat wstąpiła do klasztoru karmelitańskiego w swoim rodzinnym mieście. Mając niecałe 25 lat umiera na gruźlicę płuc. Po jej śmierci jedna z sióstr powiedziała: co właściwie można napisać we wspomnieniu pośmiertnym o siostrze Teresie? Kryje się tu bardzo ważne pytanie: co sprawiło, że jakaś, znana niewielu ludziom ze swego otoczenia, siostra Teresa z klasztoru w Lisieux, po swej śmierci stała się znana i kochana przez wielu chrześcijan i niechrześcijan, że jest, obok św. Franciszka Ksawerego, patronką dzieł misyjnych na całym świecie, że jej relikwie podróżują po całej kuli ziemskiej, że stała się natchnieniem wielu dzieł duchowych w Kościele?
            Tajemnica i siła oddziaływania świętych Pańskich leży w ich sercu, w ich duchowości. Jeśli Papież Jana Paweł ogłosił św. Teresę Doktorem Kościoła powszechnego to znaczy, że jej droga duchowa, mała droga – jak ją nazwała Teresa, ma istotne znaczenie dla całego Kościoła. Według słów św. Teresy mała droga duchowa gromadzi Bogu legion małych dusz kochających Go w ukryciu. Ten legion, można powiedzieć podzielony na mniejsze oddziały, wypełnia różne zadania charyzmatyczne w Kościele, które Teresa chciała realizować na ziemi. Prawdziwy kult św. Teresy nie polega na uwielbianiu jej samej – ona jest przecież jedną z małych dusz, kochających Boga w ukryciu. Teresa cieszy się, gdy wypełniamy na ziemi zadania charyzmatyczne, dzieła, które jej zlecił Bóg. Prawdziwy kult św. Teresy jest wypełnieniem dział się Teresy na ziemi. Jednym z tych charyzmatycznych dział jest modlitwa za kapłanów, którą podejmuje Misji św. Teresy od Dzieciątka Jezus.
 
2. Modlitwa za kapłanów.
 
            Wstępując do klasztoru karmelitańskiego, klęcząc u stóp Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, Teresa oświadczyła, że wstępuje do karmelu, aby modlić się za grzeszników, a szczególnie wspierać swą modlitwą kapłanów. Dlaczego podejmuje intencję modlitwy za kapłanów? Najpierw trzeba zauważyć, że modlitwę w intencji kapłanów karmelitanki mają zapisaną w swej regule zakonnej. Teresa przygotowując się do pójścia do karmelu, mając już tam swoje dwie rodzone siostry, Paulinę i Marię, wiedziała o tym charyzmacie powołania karmelitanek. Jednak, jak sama przyznaje w Dziejach Duszy, nie rozumiała, dlaczego należy modlić się za księży. Uważała ich za świętych, skoro są tak blisko Boga przez sprawowanie posługi kapłańskiej. Konieczność modlitwy za księży zrozumiała dopiero podczas pielgrzymki do Rzymu organizowanej przez diecezję paryską, w której wraz z rodziną brała udział. Obserwowała zachowanie się księży jadących pociągiem do Rzymu – pielgrzymka ta odbywała się koleją – i właśnie wtedy doszła do wniosku, że bardzo potrzebują oni modlitwy. Teresa postanowiła zostać tą, która będzie się trudzić o zachowanie ewangelicznej soli dla Kościoła – aby sól nie utraciła swego smaku. W tym zadaniu ujrzała wzniosłe powołanie karmelitanki.
            Teresa będąc już w karmelu miała pod stałą opieką duchową dwóch kapłanów: ks. Belliere i ks. Roulland. Ponadto modliła się za swoich spowiedników. Wiemy również, że ostatnią swoją Komunię świętą ofiarowała za księdza, który porzucił szeregi kapłańskie, ożenił się i założył sektę religijną. Po śmierci św. Teresy ten kapłan nawrócił się na łożu śmierci. Teresa zapaliła wielu ludzi natchnieniem modlitwy za kapłanów. Misja św. Teresy stanowi w tym względzie wypełnienie jej duchowego testamentu.
            W 1995 r., gdy Misja św. Teresy zaczęła rozwijać się w Polsce, nie było jeszcze widać kryzysu Kościoła w naszej Ojczyźnie. Założyciel Misji św. Teresy na świecie ks. Bruno Thevenin przyjechał po raz pierwszy do Polski w 1997 roku. Wypowiedział wtedy słowa, że do Polski dotrze kryzys duchowy, który trawi Zachodnią Europę. W tamtym czasie słowa te wydawały mi się nierealne. Dziś muszę przyznać, że ks. Thevenin miał rację. Ale przede wszystkim rację trzeba przyznać św. Teresie od Dzieciątka Jezus, która dała przykład modlitwy i ofiary duchowej w intencji kapłanów.
 
3. Walka szatana z Kościołem.
 
               Walka szatana z Kościołem trwa od czasu założenia Kościoła przez Chrystusa i będzie trwać do końca świata – do powtórnego przyjścia Chrystusa na ziemię. Walka te posiada wiele wymiarów. Przede wszystkim posiada ona wymiar osobisty – musi ją stoczyć każdy chrześcijanin w swojej duszy, odrzucając szatańskie pokusy do grzechu. Do tej walki duchowej sposobi nas co roku szczególnie Wielki Post. Szatan walcząc z Kościołem buduje w świecie, rękami ludzi, całe struktury zła. W pierwszym rzędzie zagrożeniem dla Kościoła i w ogóle dla całego świata są organizacje masońskie. Podstawowym narzędziem tej walki jest prawodawstwo państwowe niezgodne z Ewangelią: legalizacja aborcji, eutanazji, związków homoseksualnych, adopcja dzieci przez pary homoseksualne, szerzenie ideologii gender. W ten sposób niszczy on najważniejszą ziemską, naturalną podstawę Kościoła, jaką są rodziny oparte na sakramencie małżeństwa.
            Szatan walcząc z Kościołem najpierw uderza w kapłanów. Jak powiedział św. Jan Chryzostom: przy jednym chrześcijaninie chodzi jeden leniwy diabeł, a i tak często udaje mu się skusić go do grzechu, natomiast przy jednym kapłanie uwija się dziesięciu gorliwych diabłów, bo jeden kapłan może nawrócić całe miasto. Kapłani głoszą słowo Boże, sprawują sakramenty święte, dzięki nim Chrystus zstępuje na ołtarz i w Komunii świętej karmi dusze wiernych. Kapłani odpuszczając grzechy jednają ludzi z Bogiem. Dlatego szatan ich nienawidzi. Kapłani zawsze będą na pierwszej linii duchowego frontu walki ze złym duchem. 
 
4. Misja św. Teresy od Dzieciątka Jezus.
 
            Naszą odpowiedzią na atak szatana na Kościół jest modlitwa za kapłanów, budowanie Misji św. Teresy – misji modlitwy za kapłanów. W Misji św. Teresy jedna osoba świecka, nazywana Aniołem Modlitwy, bierze pod opiekę duchową jedną osobę duchowną, księdza lub kleryka seminarium – kandydata do kapłaństwa. Osoby, które chcą modlić się za kapłanów zgłaszają się do sekretariatu Misji św. Teresy w Polsce (pocztą elektroniczną, przez stronę internetową Misji lub zwykłym listem). Aniołowi Modlitwy podaje się jedynie imię kapłana, niekiedy także datę święceń lub nazwę zgromadzenia zakonnego – w przypadku księży, którzy są we wspólnotach zakonnych. Powstają w ten sposób pary: Anioł modlitwy – osoba duchowna. Anioł Modlitwy odmawia codziennie Modlitwę do Matki Bożej Kapłanów, która jest własną modlitwą Misji św. Teresy. Oprócz tej obowiązkowej modlitwy może on czynić inne, dodatkowe praktyki duchowe, ofiarowując je za swojego księdza: przyjmuje w jego intencji Komunię świętą, ofiarowuje jakieś wyrzeczenie... W ten sposób Anioł Modlitwy towarzyszy duchowo kapłanowi. Tak samo czyniła św. Teresa od Dzieciatka Jezus. Ofiarowywała za kapłanów Komunię Świętą, modlitwę, cierpienia swej choroby.
            Modlitwa Misji św. Teresy za kapłanów opiera się na duchowej komunikacji, która istnieje w mistycznym ciele Chrystusa – w Kościele świętym. Święta Teresa napisała w Dziejach Duszy: W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością. Duchową siłą Kościoła jest miłość. Jak powie Teresa, gdyby zabrakło miłości męczennicy nie przelewaliby krwi, misjonarze nie głosiliby Ewangelii… – Kościół umarł by duchowo. Zadaniem Misji św. Teresy jest pobudzenie obiegu miłości, owej duchowej krwi, w Kościele.   
            W Misji św. Teresy może modlić się każdy, od małych dzieci do ludzi starych. W parafiach, gdzie jest to możliwe tworzy się grupy formacyjne dla dzieci, młodzieży lub dorosłych. Misja stara się nie obciążać księży dodatkową pracą. Dlatego np. grupy dzieci prowadzone są zawsze przez animatorów świeckich, czasami również przez siostry zakonne, którzy otrzymują katechezy z sekretariatu Misji. Jest także możliwość prowadzenia formacji duchowej w rodzinach, które zgłosiły się do Misji. Wtedy jedno z rodziców prowadzi katechezę raz na tydzień dla własnych dzieci. Istnieje także możliwość formacji indywidualnej. Osoby dorosłe, które nie należą do grup modlitewnych mogą otrzymywać katechezy przez e-mail. 
Celem formacji duchowej w Misji św. Teresy od Dzieciatka Jezus jest nie tylko umocnienie w posłudze modlitwy za kapłanów. Misja chce przekazać swoim członkom duchowość małej drogi św. Teresy z Lisieux. Służą temu nie tylko katechezy formacyjne, ale także osobista modlitwa, tzw. modlitwa w milczeniu, rekolekcje i skupienia duchowe organizowane przez sekretariat Misji.
 
Pocztą elektroniczną można się zgłaszać wypełniając formularz zgłoszenia na stornie:
www.misjateresy.pl
sekretariat@misjateresy.pl
Natomiast tradycyjną pocztą na adres:
 
Misja św. Teresy od Dzieciątka Jezus
Parafia Podwyższenia Krzyża Św.
ul. Słomiana 2/4
01-353 Warszawa
 
Modlitwa do Matki Bożej Kapłanów.
 
Maryjo, Matko Chrystusa-Kapłana
Matko kapłanów na całym świecie,
Ty ukochałaś kapłanów w szczególny sposób
bo są oni żywym obrazem Twojego Jedynego Syna
 
Przez całe swoje ziemskie życie pomagałaś Jezusowi,
a teraz wstawiasz się za nami w niebie.
Błagamy Cię, módl się za kapłanów!
Módl się do Ojca Niebieskiego, „by posłał robotników na żniwo swoje”.
 
Módl się, by nie zabrakło nam kapłanów,
którzy będą udzielać nam sakramentów,
będą wyjaśniać Ewangelię Chrystusa,
i uczyć nas, jak stać się dziećmi Bożymi!
 
Maryjo, Ty sama uproś Boga Ojca,
by dał kapłanów, jakich nam potrzeba,
bo Twoje Serce może wszystko u Niego wyprosić,
Uproś nam kapłanów, którzy będą święci. Amen.
 
ks. Ludwik Nowakowski

Niektóre trendy duchowe we współczesnej cywilizacji zachodniej.

styczeń 2019

Słowa Ewangelii według Świętego Jana                                               (J 15, 18-21)

 
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie wpierw znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi.
Pamiętajcie o słowie, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał». Oto słowo Pańskie.
 
Wstęp.
 
            Tempo życia i zmian współczesnego świata w ostatnich latach zdaje się mocno przyśpieszyło. Z pewnością jednym ze źródeł owego przyśpieszenia jest rozwój nowoczesnych środków komunikacji, powstanie tzw. świata wirtualnego i w ogóle komputeryzacji wielu dziedzin ludzkiego życia i pracy. Na naszych oczach w błyskawicznym tempie zmienia się oblicze ziemi, zmienia się oblicze cywilizacji zachodniej, ale także wraz ze światem i cywilizacją przeobraża się Kościół. Bardzo trudno jest oceniać zjawiska we współczesnym świecie właśnie z tej przyczyny, że zmiany w nim zachodzące dokonują się w bardzo dużym tempie. Zbyt krótka jest perspektywa czasowa. Jednak w pewnym sensie jesteśmy skazani na dokonywanie tak niepewnych analiz, aby w ogóle choć trochę rozumieć otaczający nas świat.
W niniejszym rozważaniu chcemy uchwycić chociaż niektóre trendy zmian we współczesnym świecie i Kościele, które mają duży wpływ na życie duchowe. Trzeba podkreślić, że są to tylko niektóre zjawiska. Kolejność podanych zjawisk nie ma raczej znaczenia, choć niewątpliwie jedne z drugimi mogą się łączyć lub wzajemnie z siebie wynikać.     
             
1. Polaryzacja postaw związanych z wiarą w Chrystusa.
 
            O dłuższego już czasu da się zauważyć silną polaryzacje postaw związanych z wiarą w Chrystusa. Widać to chociażby w statystykach kościelnych. Spadła ilość osób uczestniczących we Mszy świętej niedzielnej. Jednak ci, którzy chodzą do kościoła czynią to coraz bardziej świadomie. Około 60 % modlących się na Eucharystii przyjmuje Komunię świętą. Bardzo wielu katolików uczestniczy w formacji duchowej w różnego rodzaju wspólnotach, ruchach kościelnych. Jednak z drugiej strony przytłaczająca liczba osób ochrzczonych w ogólne nie pojawia się na Mszy świętej niedzielnej.
            Zjawisko polaryzacji postaw wiary dotyczy nie tylko samej wspólnoty Kościoła, ale w pewnym sensie całego życia ludzkiego w wymiarze osobistym i społecznym. Dotyczy nawet polityki. Jako przykład może posłużyć wypowiedź wicepremiera Jarosława Gowina. Po wyborach samorządowych zwrócił się on do liderów PSL-u z propozycją współpracy w samorządach. Jego propozycja wywołała raczej zdziwienie mediów i jego partyjnych kolegów. Przy tym bardzo ciekawy jest argument jaki ów polityk podał proponując członkom innej partii współpracę. Powiedział: "PO i Nowoczesna skręciły w lewo. PSL, niezależnie od tego, jakie są ideowe wybory i sympatie jej liderów, ma elektorat, który na pewno nie chce poparcia dla takich postulatów jak tzw. małżeństwa homoseksualne. To nie jest elektorat ideologicznie lewicowy i antyklerykalny. Przeciwnie - wyborcy PSL są raczej konserwatywni". Jarosław Gowin podał argumenty natury moralnej. Na naszych oczach dokonuje się polaryzacją za lub przeciw Bogu. Tak naprawdę różnice polityczne między ugrupowaniami tracą już na znaczeniu. Zdaje się, że zbliżamy się do sytuacji z Księgi Apokalipsy, gdzie zostanie tylko jeden podział: za lub przeciw Bogu (por. Ap 20, 7-10).                     
 
2. Obudzenie świeckiego „olbrzyma” w Kościele.
 
            Można powiedzieć, że Sobór Watykański II był proroczy dla Kościoła. Wiele uwagi w dokumentach soborowych poświęcono wiernym świeckim. Sobór odszedł od mówienia o stanach doskonałości. Dawniej uważano, że świętość można uzyskać przede wszystkim w zakonie, czy przyjmując święcenia, szczególnie pełnię kapłaństwa w biskupstwie. Natomiast Sobór Watykański II zaczął mówić o powszechnym powołaniu do świętości – niezależnie od stanu życia ludzi. Niekiedy mówi się nieco żartobliwie, że po Soborze Watykańskim II obudził się świecki olbrzym, który teraz zaczyna chodzić po polu ewangelizacyjnym.
            Niewątpliwie we współczesnym Kościele, np. w Polsce, Bóg wzbudza charyzmaty wśród świeckich, którzy zaczynają działać na polu ewangelizacyjnym, niekiedy bardziej skutecznie niż niejeden ksiądz. Jako przykłady można podać inicjatywę „Wielka Pokuta”, która zgromadziła na Jasnej Górze około 150 tysięcy wiernych i „Różaniec do granic”, który zgromadził ponad milion osób. Obie akcje zainicjował grupa ludzi świeckich – m.in. Lech Dokowicz i Maciej Bodasiński ze środowiska filmowego. Duch Święty udziela dziś szczególnych charyzmatów właśnie wiernym świeckim. Mądrością hierarchii kościelnej jest zauważenie, uszanowanie i udzielenie właściwej sobie pomocy – sakramentalnej i formacyjnej, osobom świeckim zaangażowanym w ewangelizację i formację w Kościele.
            Oprócz charyzmatycznych jednostek, o obudzeniu świeckiego olbrzyma w Kościele świadczy istnienie i działalność bardzo wielu zrzeszeń, ruchów katolickich. Dla przykładu można podać, że tylko w Radzie Zrzeszeń Archidiecezji Warszawskiej uczestniczy czterdzieści pięć różnego rodzaju ruchów kościelnych. Zrzeszenia te posługują różnego rodzaju charyzmatami i wiele z nich posiada własną duchowość. Stanowią one świadectwo ożywionego działania Ducha Świętego we współczesnym Kościele i świecie. Trudno jest powiedzieć ilu wiernych świeckich należy do różnych zrzeszeń katolickich w Polsce. Ojciec Adam Schulz SJ Przewodniczący Ogólnopolskiej Rady Zrzeszeń Katolickich szacuje, że może być to nawet trzy miliony osób. Zapewne te dane są nieco przesadzone, bo jak wiadomo często zdarza się, że jedna osoba należy w parafii do więcej niż jednego zrzeszenia. Niemniej jednak nawet gdyby tę liczbę podzielić przez dwa, to robi ona duże wrażenie. Ziemskie oblicze Kościoła w Polsce w ostatnich latach mocno zaczęło się zmieniać. Biorąc pod uwagę zjawisko silnej polaryzacji postaw osób wierzących w dziedzinie wiary, o którym wspomniano wyżej, można przypuszczać, że niedługiej perspektywie czasowej, być może dziecięciu lat, w Kościele polskim zostaną w przeważającej większości jedynie członkowie zrzeszeń katolickich. Zatem zrzeszenia te już dziś powinny nastawiać się na ewangelizację społeczeństwa polskiego. Jeżeli zostaną one jako duchowy zaczyn, to takie jest ich podstawowe zadanie.
 
3. Wymieszanie narodów i kultur.
 
            Jedną z podstawowych zasad w teologii jest twierdzenie, że łaska buduje na naturze. Święty Tomasz mówi, że „łaska nie niweczy natury, ale przeciwnie, doskonali ją” (STh I, q. 1, a. 8.). Porządek świata stworzonego przez Boga, choć został zaburzony przez grzech pierworodny, stanowi jednak naturalne podłoże do działania łaski Bożej. Przykładem może być ścisły związek przykazań Bożych, Dekalogu, który Mojżesz otrzymał na Górze Synaj, z prawem naturalnym. Prawa te przenikają się wzajemnie i łączą – są nierozdzielne. Dlatego też, biorąc pod uwagę naturalne wspólnoty rodzinę i naród oraz wspólnotę, którą stanowi ojczyzna, a także państwo, nie jest obojętne dla głoszenia Ewangelii i życia wiarą, czy te wspólnoty są i jakie one są. Im lepiej zachowane są wspólnoty naturalne i im bardziej zgodne są z prawem Bożym i Ewangelią struktury społeczne, tym łatwiej głosi się i rozwija słowo Boże. Istnienie i rozwój wszystkich tych wspólnot, naturalnych i sztucznych, politycznych, przyczynia się do rozwoju królestwa Bożego na ziemi.
            Wymieszanie narodów i kultur, co można zaobserwować w Europie, utrudnia a nawet sprzeciwia się budowaniu królestwa Bożego na ziemi. W płaszczyźnie doczesnej przez mieszanie się wszystkiego ze wszystkim osłabia się, a nawet wprost niszczy porządek społeczeństwa obywatelskiego. W takim chaosie narodowym i kulturowym, do którego zmierza w tej chwili Europa, społeczeństwo obywatelskie nie może w ogóle funkcjonować. Aby to zrozumieć zwróćmy uwagę choćby na jeden z elementów budujących społeczeństwo obywatelskie. Jednym z tych elementów jest system prawny. Zdaniem profesora Władysława Tatarkiewicza cywilizację Europejską stworzyły trzy czynniki: prawo rzymskie, kultura grecka i religia judeochrześcijańska. Czynniki te przez wieki wytworzyły pewna całość – duchową podstawę cywilizacji europejskiej i są one ze sobą ściśle powiązane. Dzięki nim przez wieki ukształtował się w Europejczykach, ogólnie rzecz ujmując, wspólny system moralny, który stał się podstawą prawa stanowionego w państwach. Oczywiście system prawny w różnych rejonach Europy, w różnych państwa, nieco się od siebie różni. Jednak w swych podstawowych zasadach jest ten sam – np. dzięki temu powstała wspólna deklaracja praw człowieka i inne umowy i zasady przyjmowane przez wszystkie państwa europejskie. Obecnie jednak, przy bardzo licznym napływie ludności wyznania islamskiego, europejski system prawny powoli zostaje rozsadzany od wewnątrz. Muzułmanie, którzy dochodzą do głosu w stanowieniu prawa i porządku społecznego, będą forsować własne zasady i własną kulturę, które są różne od dotychczasowych zasad obowiązujących w Europie. Nie da się zbudować wspólnoty społeczeństwa obywatelskiego opartego jednocześnie na dwóch odbiegających od siebie systemach zasad moralnych. Zostanie tylko struktura państwa, w której trzeba będzie siłą utrzymywać porządek – do czasu w którym muzułmanie całkowicie przejmą władzę. Wiadomo z doświadczenia, że struktury państwowe oparte na przemocy, kontroli policyjnej czy wojskowej wcześniej czy później muszą się rozpaść. Normalną podstawą funkcjonowania państwa jest wytworzona wspólnota społeczeństwa obywatelskiego.
            Mieszanie się ze sobą narodów i kultur ma jeszcze inne poważne konsekwencje dla przekazu i życia wiarą w Chrystusa. Wiara wprawdzie za swą podstawę ma łaskę, wiara jest łaską, darem od Boga, jednak wiara, jak i wszystko w naszym życiu, posiada swój wyraz zewnętrzny. Wyraża się ona i jest przekazywana w wychowaniu religijnym dzięki określonemu systemowi znaków i słów. Na przykład w liturgii, w sprawowaniu sakramentów świętych posługujemy się określonymi znakami i słowami. Mieszanie się ze sobą kultur zaburza ów system znaków, wprowadza weń chaos – utrudniając przekaz wiary szczególnie młodemu pokoleniu. Na przykład małe dzieci, które nie posiadają jeszcze wykształconej dobrze umiejętności myślenia dyskursywnego, w wielu kwestiach nie rozróżniają fikcji od rzeczywistości. Zabawa pełni w ich życiu funkcję wychowawczą, kształtując duchowość i światopogląd. Dlatego nie jest obojętne w co bawią się dzieci. Upowszechnienie się praktyk związanych z halloween poważnie zaburza w dzieciach słabo jeszcze ukształtowaną chrześcijańska wiarę i moralność. Znaki i zwyczaje pochodzące z innych kultur i religii, które są czymś nowym w Polsce traktuje się jako coś modnego. Wiele dzieci już teraz doskonale wie co to są laleczki voodoo, czy znaki zodiaku. W imię tego, co jest nowe, łatwo odrzucą chrześcijańskie zwyczaje, znaki i tradycje, traktując je jako „zaściankowe” – tak mówi część współczesnych mediów. Odrzucając jednak wyrosłe na podłożu wiary znaki i zwyczaje religijne, niezauważalnie odchodzi się od samej wiary, bo przecież ta wiara wyraża się w znakach. Dzisiaj bardzo trzeba dbać o zachowanie tradycji, znaków i zwyczajów chrześcijańskich, bo toczy się w tej płaszczyźnie swoista walka kulturowa.               
 
4. Rozwój myślenia magicznego.
 
            Kolejnym zjawiskiem ściśle związanym z zanikiem wiary religijnej w Chrystusa i mieszaniem się różnych kultur jest rozwój myślenia magicznego, wiara w magię. Duchowość człowieka nie znosi pustki, gdy wyrzuci się z niej Boga, wchodzą zamiast niego demony. Myślenie magiczne staje się coraz bardziej powszechne, dotyka ono najczęściej ludzi o słabej i zaniedbanej wierze. Zresztą zdaje się, że nigdy społeczność chrześcijańska nie była całkowicie od niego wolna. Obecnie jednak przy narastającym chaosie kulturowym, przy zniszczeniu tradycyjnej społeczności, kultury chrześcijańskiej, potęguje się ono coraz bardziej. Dla rozwoju tego procesu nie ma znaczenia poziom wykształcenia czy wykonywana praca. W ciągu wieków ludzi wytworzyli niezliczoną ilość przesadów. Obecnie dzięki łatwej komunikacji, łatwemu przepływowi informacji, mieszają się ze sobą magiczne praktyki wielu kontynentów i kultur.
            Zjawisko myślenia magicznego posiada różne oblicza, różne formy. Powracają stare religie pogańskie ze swoimi przesadami. Na Litwie widziałem kultyczne słupy Światowida. Bynajmniej nie stały on jedynie jako ciekawostka historyczno-kulturowa. W tym roku w Warszawie zorganizowano uroczyście – za pieniądze miejskie – święto kupały ze swoimi przesądami (z kultycznym kopulowaniem). Inną formą ulegania magii jest np. dawny przesąd o istnieniu nieszczęśliwych liczb. Na jednej z parafii, w której chodziłem po kolędzie, w jednym z budynków nie mogłem znaleźć lokalu o numerze „13”. Zapytałem w tej sprawie portiera. Okazało się, że nie ma lokalu o tym numerze. Jeszcze innym przykładem myślenia magicznego jest magiczne traktowanie praktyk religijnych. Jest to bardzo delikatna kwestia – np. myślenie w stylu: „Odnów nowennę pompejańską to pomaga” lub poświecenie domu po zbudowaniu, a później już księdza nie przyjmują po kolędzie.        
 
5. Zanik poczucia grzechu i zła.
 
            Działanie szatana we współczesnym świecie polega m.in. na tym, aby doprowadzić człowieka do stanu duchowego uśpienia w poczucia zła i grzechu. Szatan chce, aby ludzie popełniając zło nie zastanawiali się nad konsekwencjami swych czynów. Stara się on rozmyć w człowieku granice pomiędzy złem i dobrem lub przedstawiać zło pod pozorami dobra. Ów program usypiania sumienia rozpoczyna się od najmłodszych lat – i na ten fakt zwrócimy uwagę w niniejszym punkcie rozważań. Dzieci mają swoje wampirze lalki (monster high). Szkaradne postacie z gier komputerowych przedstawiane są tak, aby nie budzić przerażenia ale sympatię. Dzieci oswajając swoją wyobraźnię i sumienie z przedstawieniami demonów traktują ich jako niegroźną, czy wręcz zabawną część swego świata. Bynajmniej nie chodzi wprost o działanie, aby dziecko sądziło, że nie ma diabła, nie ma demonów – taki zdaje się był duchowy cel w początkach rozwoju ruchów satanicznych. Teraz chodzi o uznanie demonów jako część świata dziecka, ale ukazanie ich jako niegroźnych, a nawet budzących sympatię. Sataniści nie twierdzą, że nie ma Boga i demonów – to nie są ateiści. Wprost przeciwnie są mocno przekonani o istnieniu piekła. Chcą być w piekle i chcą jak największą rzeszę ludzi tam zaprowadzić. A pierwszym krokiem do budowania cywilizacji zła, diabelskiej cywilizacji na ziemi jest oddziaływanie na dzieci.
            W tradycji chrześcijańskiej, w ikonografii i literaturze, demony są przedstawiane jako istoty budzące grozę, całkowicie pozbawione miłości. Dzięki temu wielu ludzi, lękając się wiecznego potępienia i kary, powstrzymywało się od ciężkich wykroczeń i bluźnierstw przeciw Bogu. Wielu nawracało się i szło do spowiedzi po prostu ze strachu. Nie jest to wprawdzie żal doskonały, bo taki wypływa z miłości do Boga, ale jednak żal wystarczający do sakramentalnego rozgrzeszenia. Działanie ruchów satanistycznych, oswajając ludzi z „miłym diabłem” i „nie groźnym piekłem”, rozmywa granicę pomiędzy złem i dobrem i zasłania ogrom kary wiecznej, która spotka odrzucających Chrystusa i Jego naukę.
            Szatan i jego zwolennicy usypiając sumienie i wrażliwość moralną działają według metod pedagogicznych. Wykorzystują jednak wiedzę o psychice człowieka w złym celu. Oddziałując na dzieci posługują się obrazem, bo dziecko wychowuje się przez obrazy, opowiadania. Wychowuje się ono przez obrazy, które kodują się w jego duszy. Pozytywnie oddziałują na dzieci opowiadania o wspaniałych bohaterach walczących ze złem, rycerzach. Piękny obraz utrwala się w pamięci i duszy dziecka i później wydaje dobre owoce. Ale niestety można też dziecko zdeprawować za pomocą złych obrazów. Można przedstawić zło, złe duchy w miłej lub śmiesznej postaci, jak to obecnie czynią konstruktorzy cywilizacji zła. Dziecko nie odróżniając fikcji od rzeczywistości przyjmie istnienie demonów jak czegoś niegroźnego a nawet miłego. W konsekwencji czego w dalszym życiu, jako młodzież i osoby dorosłe, łatwo będą popełniać wszelkie grzechy ciężkie odrzucając Boga i wchodząc wprost w zażyłość z diabłem. Trzeba jednak pamiętać, że diabeł daje człowiekowi tylko przyjemność zmysłową i to tylko tu na ziemi. W piekle nie będzie żadnej przyjemności, ani cielesnej ani duchowej. Szatan nie jest zdolny do jakiejkolwiek postaci przyjaźni czy wdzięczności, lojalności wobec swoich wyznawców, bo nie ma w nim miłości w jakiejkolwiek postaci. Jest to duch bardzo inteligentny, ale całkowicie pozbawiony miłości, bo sam ją definitywnie odrzucił. Dlatego ci, którzy mu najgorliwiej służyli, oszukując innych i prowadząc ich do piekła, spotkają się w piekle z tym większą nienawiścią z jego strony.   
 
6. Dominacja zmysłowości nad duchowością.
 
            We współczesnej cywilizacji zachodniej następuje dominacja zmysłowości nad duchowością. Przejawia się ona w konsumpcyjnym stylu życia. Chodzi przede wszystkim o rozbudzoną do granic absurdu konsumpcję i związaną z nią nadprodukcję dóbr materialnych oraz konsumpcję ciał w niepochamowanym niczym popędzie seksualnym. Na ogół uważa się, że za rozbudzeniem konsumpcji stoi niepochamowane pragnienie zysku. Tak jest przede wszystkim w przypadku konsumpcji dóbr materialnych. Uruchomienie całego systemu reklamy, badania rynku służyć ma osiągnięciu coraz większych zysków szczególnie producentów i sprzedawców. Z tym wiąże się ogromna nadprodukcja różnego rodzaju dóbr i wymyślanie nowych dóbr, aby tylko zapewnić ciągły ruch na rynku towarów. Wymyśla się rzeczy niepotrzebne, wmawiając ludziom, że są one niezbędne do życia. Wymyśla się różnego rodzaju promocje. Tworzy się grupy konsumentów np. przez wprowadzanie kart do jakiejś sieci sklepów. A nawet tworzy się sekty religijnoprzemysłowe.
            Natomiast jeśli chodzi o konsumpcję ludzkich ciał sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Rządzi tu nie tylko pieniądz – oczywiście on również. Istnieje cały przemysł pornograficzny, aborcyjny, przemysł środków antykoncepcyjnych. Jednak oprócz pieniądza grają tu jeszcze inne ważne motywy rozbudzania tego rodzaju konsumpcji. Przedmiotowe traktowanie ludzkiego ciała, które prowadzi do uzyskania przyjemności oderwanej od prokreacji, służy ograniczeniu populacji ludzkiej na ziemi. Obecnie ludność świata liczy ponad siedem miliardów. Zdaje się, że są na świecie ośrodki, które celowo promują aborcję i seks oderwany od prokreacji, a także wszelkiego rodzaju ruchy homoseksualne, aby w ten sposób ograniczyć ilość ludności.
            Dominacja zmysłowości w życiu współczesnych ludzi ma swoje poważne skutki w życiu duchowym. Człowiek zwracając się ku doznaniu przemijającej, wciąż niezaspokojonej przyjemności cielesnej odwraca się do spraw duchowych, zapomina o swojej duchowości i wiecznemu przeznaczeniu. W ten sposób sam degraduje się do poziomu zwierząt. Istnieje pewna prawidłowość w rozwoju życia duchowego. Do rozwoju życia duchowego konieczna jest asceza. Oznacza ona poskramianie niepochamowanego pragnienia przyjemności zmysłowej. Rozbudzona zmysłowość zniewala duszę ludzką i nie pozwala jej się rozwijać. O problemie tym mówił wielokrotnie święty Paweł: „Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według ducha – do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha – do życia i pokoju” (Rz 8, 5-6); „przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (Rz 13, 14); „ciało nie jest dla rozpusty, lecz dla Pana” (1Kor 6, 13); „poskramiam ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego” (1Kor 9, 27) itp.    
 
7. Odejście od  natury i promowanie wynaturzeń.
 
            We współczesnej cywilizacji zachodniej ludzie coraz bardziej odchodzą od natury. Ich kontakt z naturą jest coraz bardziej ograniczony. Dzieje się to głównie za przyczyną rozwoju świata wirtualnego i w ogóle komputeryzacji wielu, czy większości dziedzin ludzkiego życia. Życie człowieka coraz bardziej redukuje się z trzech wymiarów (lub z czterech wymiarów, biorąc pod uwagę czas) do dwóch wymiarów ekranu komputera lub tabletu. Jedna z osób pracujących na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie opowiadała mi o problemach studentów w tej dziedzinie. Nie umieją oni pracować projektując makiety pomieszczeń. Chcieli by od razu projektować w komputerze. Nie mają oni wyrobionej wyobraźni przestrzennej. Nie potrafią zauważać światła padającego przez okno, co jest przecież konieczne np. przy projektowaniu wnętrz.
Obecne trendy w edukacji mogą prowadzić do zahamowania rozwoju pełnej osobowości człowieka. Prognozuje się, że za kilka lat wejdą do szkół e-zeszyty. Czyli dzieci nie będą już miały zeszytów papierowych. Czy takie dziecko będzie umiało posługiwać się zwykłym długopisem i kredkami? Osobiście uważam, że kierunek rozwoju, aby od najmłodszych lat wprowadzać tablety i komputery, prowadzi do ograniczenia kontaktu dziecka z naturą. Moim zdaniem przez pierwsze lata nauki dziecko w ogóle nie powinno mieć kontaktu z komputerem, tabletem czy smartfonem. Powinno ono manualnie dotykać rzeczy stworzonych, uczyć się patrzyć na naturalny świat, osobiście kontaktować się z rówieśnikami itp., aby mogło w pełni rozwinąć swoje zmysły, uczucia i naturalne zdolności.
Współcześnie ludzie żyją w coraz bardziej sztucznym świecie, który sami wytworzyli. Środowisko życia większości osób są to wielkie aglomeracje miejskie, blokowiska, ogromne hale sklepowe, arterie komunikacyjne naziemne i podziemne. Życie toczy się coraz szybciej i coraz dalej od natury. Ludzie zamiast wyjść na świeże powietrze wśród zieleni zamykają się w klimatyzowanej klatce. Trzeba pamiętać, że bezpośredni kontakt człowieka z naturą, życie na łonie natury ma ogromny wpływ na duchowość. Stanowi ono m.in. naturalne przygotowanie do przyjęcia nadprzyrodzonej wiary, ponieważ – jak mówi Pismo Święte – z wielkości i piękna stworzeń przez podobieństwo poznaje się Stwórcę (por. Mdr 13, 5).  
Ludzie nie tylko odeszli od życia na łonie natury i w harmonii z nią, ale zaczęli się wprost wynaturzać. Wynaturzenia zachowań ludzkich są propagowane publicznie i stają się normą ludzkiego postępowania. Przykładem może być wyżej wspomniany homoseksualizm, który jest dziś szeroko promowany i o którym nie wolno mówić jako o wynaturzeniu. A przecież jest on wprost niezgodny z porządkiem naturalnym obecnym w stworzeniu. Problem w tym, że gdy odrzuci się Boga i jego porządek ustanowiony w świecie, w ogóle traci się normę tego co naturalne i nie naturalne, dobre i złe. Nie posiadając owej normy poniesie się jednak skutki wynaturzonego postepowania w życiu doczesnym i wiecznym.       
             
Ks. Ludwik Nowakowski

Nad Betlejem gwiazda świeci

24 grudnia 2018

Nad Betlejem gwiazda świeci
Tajemnicę Boga wieści
Z nieba zeszli Aniołowie
Radość niosą posłowie
Głoszą pasterzom nowinę:
„W Betlejem macie Dziecinę
Syna Bożego, co z nieba
Zstąpił dla świata zbawienia”
Światłość widzą pasterze
Każdy co ma, to bierze
Serka gomółkę niedużą
Mleka dzbanek gliniany
Podpłomyk ciepły rumiany
„Pan Bóg dziś stadem nich włada” 
Taka ich była narada

Biegną co prędzej do miasta
Tam, gdzie wskazuje im gwiazda
Do groty starej przybyli
Weszli akurat w tej chwili
Gdy Dziecko w żłóbku płakało
Cichutko weszli, nieśmiało
Pokłon oddali Dziecinie
I dary z serca złożyli
Bo przecież rodzice ubodzy
I długą przebyli drogą
Na pewno głodni, zziębnięci
Jasiek ognisko już krzesi
Kuba fujarkę dobywa
Dziecinie miło przygrywa
By płakać Maleństwo przestało
Na cierpi się jeszcze nie mało
Na ziemskim łez tym padole
Teraz niech spocznie Pachole

W niebie Mu było wygodnie
Aniołów orszak dostojnie
Wszędzie Mu towarzyszył
A teraz nastała cisza
W niebie, gdy stajnię ujrzeli
Skrzydła spuścili Anieli
Pojąć niczego nie mogą
Że Bóg stał się taki ubogi
Bez tronu orszaku i chwały
Maleńki leży i nagi
Otula Go chustką Matula
Dziecko do serca przytula
Karmi swą piersią matczyną
Tę małą Bożą Kruszynę
Aż Gabriel z nieba przyleciał
Ten, co jej Dziecię obiecał
Nakazał zagrać Aniołom
Stajenkę otoczyć kołem:
„Dziś radość wielką zwiastujcie
Niczego się teraz nie bójcie
Plan Boga musi się spełnić
Stworzenie się w krzyżu przemieni
Lecz dzisiaj niech radość panuje
Gdy Życie ze żłóbka króluje”
Zaczęli śpiewać Anieli
Chwałę Bogu na ziemi
Chwałę w maleńkiej Dziecinie
Co Zbawcy święte ma imię

Zwierzęta przy żłobie klękają
Dzieciątku chwałę oddają
Wół dmucha do żłóbka i chucha
By ciepła była pielucha
Co Matka z sianka uwiła
By miękko miało i miło
Dzieciątko w bydlęcym tym żłobie
Baranki beczą przyjaźnie
Niech Bogu będzie raźniej
Kopytka radośnie stukają
Tak Bogu chwałę oddaje
„Be, be, be, me, me, me
Kopytka niosą mnie
Be, be, be, me, me, me
Kopytka niosą mnie”
A osioł uszami strzyże
Dzieciatko po stopach liże
Maryja go ręką odgania
Jezusa kładzie do spania

Pierwszy to sen w nocy ziemi
Czy śni On o niebach przestrzeni?
Czy ambrozyje wspomina,
Co słodsza była od wina?
Nie. Dziwny sen ma Dzieciątko
Krzyż widzi w snach Niewiniątko
Na niebie znaki świetlane
W Serca otwartej ranie
Aż płacze przez sen Dziecina
I dziwna jest Jego mina
Żłóbek jest w cieniu krzyża
Tak się zbawienie przybliża    

Pasterze ziemię całują
Matce i ojcu winszują
Z radosną odchodzą nowiną
By głosić o Bożej Dziecinie:
„Zbawiciel zstąpił na ziemię
Wyzwolić Adama plemię
Grzech ludzi przyjmie na siebie
By mogli zamieszkać w niebie”

Nad stajnią gwiazda Anioła
Rozjaśnia ziemię dokoła
Nowa się rodzi era
Bóg ludziom niebo otwiera
Nie jest to tylko historia
Co dawno, dawno minęła
Bo dzięki Słowa wcieleniu
Na nowo się uobecnia
Betlejem jest na ołtarzu
Gdzie chleb się w Ciało przemienia
Krew z wina powstaje święta
Zadatek naszego zbawienia
Gdy chleb ten z wiarą spożywasz
Betlejem w tobie się staje
Bóg w sercu twoim spoczywa
I życie swoje ci daje
Słowo co Ciałem się stało
Przenika całe stworzenie
Wszędzie być może Betlejem
Gdy Chrystus przyszedł na ziemię
Kostowiec nie gorszy od innych
Tu również Bóg dziś zagości
Pod każdą strzechą, zagrodą
Gdzie ludzie żyją w miłości
Gdy łamią dzisiaj opłatek
Miłości i przebaczenia
Powtórzy się cud jak w Betlejem
Bóg z nieba zstąpi na ziemię! Amen.

Kostowiec, 24 grudnia 2018 r.

Miom Parafianom – Proboszcz ks. Ludwik Nowakowski 

Duchowy sens Adwentu

grudzień 2018
Czytanie z Księgi Pieśni nad pieśniami                                 (Pnp 2, 8-14)

Cicho! Ukochany mój!
Oto on! Oto nadchodzi!
Biegnie przez góry,
skacze po pagórkach.
Umiłowany mój podobny do gazeli,
do młodego jelenia.
Oto stoi za naszym murem,
patrzy przez okno,
zagląda przez kraty.
Miły mój odzywa się
i mówi do mnie:
«Powstań, przyjaciółko ma,
piękna ma, i pójdź!
Bo oto minęła już zima,
deszcz ustał i przeszedł.
Na ziemi widać już kwiaty,
nadszedł czas przycinania winnic6,
i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie.
Drzewo figowe wydało zawiązki owoców
i winne krzewy kwitnące już pachną.
Powstań, przyjaciółko ma,
piękna ma, i pójdź!
Gołąbko ma, ukryta w zagłębieniach skały,
w szczelinach przepaści,
ukaż mi swą twarz,
daj mi usłyszeć swój głos!
Bo słodki jest głos twój
i twarz pełna wdzięku».
Oto słowo Boże.

1. Adwent jako początek zbawienia ludzkości.

    Rok kościelny rozpoczyna się od pierwszej niedzieli adwentu, czyli inaczej niż rok kalendarzowy. Od strony duchowej cały rok kościelny koncentruje się wokół tajemnicy życia i zbawczego dzieła Jezusa Chrystusa. W znakach liturgicznych wyraża on i uobecnia życie i dzieło Chrystusa na ziemi. Dlatego najważniejszymi obchodami liturgicznymi w ciągu całego roku są święta Pańskie: Wielkanoc, Boże Narodzenie itd. Natomiast wszystkie inne święta i wspomnienia, poświęcone Najświętszej Maryi Pannie i świętym Pańskim, niejako wpisane są w ów główny nurt obchodów ku czci Jezusa Chrystusa.
    Łatwo zauważyć, że dwa najważniejsze święta Pańskie, Boże Narodzenie i Wielkanoc poprzedzone są specjalnymi, dłuższymi okresami liturgicznego przygotowania do nich, Adwentem i Wielkim Postem. Przy czym trzeba pamiętać, że pierwsze miejsce zajmują obchody paschalne. Cały rok kościelny zbudowany jest wokół Wielkanocy. To w Wielkanocy ma swoje źródło świętowanie niedzieli, bowiem każda niedziela stanowi pamiątkę zmartwychwstania Pańskiego. Z tajemnicy paschalnej bierze się każda Msza święta sprawowana w liturgii Kościoła.
Tajemnicy paschalnej podporządkowane jest również Boże Narodzenie, czyli tajemnica wcielenia Syna Bożego. Taki wniosek można wyciągnąć ze słów Pana Jezusa, kiedy już po przyjęciu chrztu w Jordanie mówi, że ma przyjąć chrzest i jakiej doznaje udręki, aż się to stanie (por. Łk 12, 50). To właśnie na tę chwilę, dla dokonania zbawczej ofiary Syn Boży przyszedł na świat. Prawdziwy chrzest Chrystusa, z którego wypływają wszystkie łaski sakramentalne i dary Ducha Świętego, stanowi Jego zbawcza ofiara na krzyżu. Tajemnica wcielenia dokonała się ze względu na ustanowienie jedynej ofiary zbawczej Nowego Testamentu, która usuwa kult starotestamentalny (por. Hbr 10, 5-10). O ukierunkowaniu tajemnicy wcielenia ku misterium paschalnemu mówi wiele tekstów i wydarzeń zapisanych w Nowym Testamencie. Już w samym opisie narodzenia Pańskiego można znaleźć znaki, proroctwa dotyczące śmierci Chrystusa. Starzec Symeon mówi do Maryi: A twoją dusze miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (Łk 2, 35). W przyszłą ofiarę Chrystusa wpisuje się rzeź niewiniątek – męczeństwo dzieci betlejemskich zabitych przez Heroda (por. Mt 2, 16-18). Mękę i śmierć Chrystusa zapowiadała także mirra, jeden z darów złożonych przez mędrców przybyłych do Betlejem (por. Mt 2, 11). Ziemskie życie Pana Jezusa od początku było zagrożone przez nienawiść diabła i sługi zła, dlatego święta Rodzina uciekła do Egiptu (por. Mt 2, 13-15).
Tajemnica wcielenia stanowi początek dzieła zbawienia ludzkości. Wcielenie Syna Bożego było bezwzględnie konieczne  dla naszego zbawienia. Gdyby nie przyjął On ludzkiego ciała, nie miałby czego złożyć za nasze zbawienie, ponieważ Bóg sam z siebie jest duchem i nie może umrzeć. Wcielenie Syna Bożego utworzyło most miedzy niebem i ziemią, pomiędzy Bogiem i ludźmi. Ten duchowy most jest tylko w Chrystusie. W nikim innym nie ma zbawienia tylko we wcielonym Synu Bożym (por. Dz 4, 12). Komunia pomiędzy Bogiem i ludźmi, zawarta dzięki tajemnicy wcielenia, stanowi podstawę całego życia duchowego chrześcijan. Nasza modlitwa, komunia sakramentalna z Bogiem osiąga swoja skuteczność dzięki nowemu Przymierzu w Ciele Jezusa Chrystusa. Wszystkie modlitwy i ofiary Starego Testamentu miały sens tylko ze względu na przyszłe dzieło Jezusa Chrystusa. Kult Starego Testamentu w swej istocie stanowił przygotowanie na przyjście Mesjasza, na wcielenie Syna Bożego i Jego zbawczą Ofiarę.      

   
2. Podwójny wymiar adwentowego oczekiwania.

    Można powiedzieć, że adwentowe oczekiwanie ma podwójny, a nawet w pewnym sensie potrójny wymiar. Adwent stanowi przygotowanie do Bożego Narodzenia i do powtórnego przyjścia Chrystusa na ziemię – na końcu czasów w związku z sądem Bożym, a także przygotowanie na nasze osobiste spotkanie z Bogiem po śmierci, bo przecież śmierć jest dla każdego człowieka swoistym końcem świata. W ten sposób Adwent wyraża oczekiwanie, tęsknotę człowieka i świata za Bogiem. Świat został w taki sposób stworzony, że jest w swych podstawach skierowany ku Bogu. Człowiek może znaleźć szczęście, spełnienie swego istnienia tylko w Bogu.
O końcu świata, o drugim przyjściu Chrystusa na ziemię mówią teksty liturgiczne na początku Adwentu. W ten sposób liturgia początku Adwentu łączy się z liturgią końca roku kościelnego, z czytaniami mszalnymi, które są w listopadzie. Warto przypomnieć, że według słów Pana Jezusa żadnemu człowiekowi nie będzie szczegółowo objawiony moment paruzji, drugiego przyjścia Chrystusa. Znaki opisane w Piśmie świętym poprzedzające to wydarzenie już wielokrotnie pojawiały się w historii ery chrześcijańskiej: krwawe wojny, katastrofy, prześladowania chrześcijan. Z punktu widzenia teologii katolickiej od chwili wniebowstąpienia Pana Jezusa ludzkość żyje w czasach ostatecznych – to znaczy, że powtórne przyjście Chrystusa w związku z sądem nad stworzeniem może nastąpić w każdej chwili. Stąd bierze się ewangeliczne wezwanie do ciągłej gotowości, czuwania uczniów na powtórne przyjście Chrystusa.
Warto w tym miejscu niniejszych rozważań przypomnieć proroctwo z Dzienniczka św. Faustyny, które zacytował św. Jan Paweł II podczas konsekracji bazyliki Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. Według słów tegoż proroctwa z Polski wyjdzie iskra, która przygotuje świat na powtórne przyjście Chrystusa na ziemię. Tę iskrę stanowi orędzie o miłosierdziu Bożym. Obecnie obraz Jezusa Miłosiernego i koronka do Miłosierdzia Bożego znane są w wielu krajach świata. Orędzie o Miłosierdziu Bożym stanowi ostatnią deskę ratunku dla zbłąkanej ludzkości. Wszyscy, którzy je przyjmą będą ocaleni od potępienia, bowiem miłosierdzie odnosi triumf nad sądem (por. Jk 2, 13). Według ewangelii wszyscy, którzy pełnili dzieła miłosierdzia unikną sądu Bożego (por. Mt 5, 7; 25, 35-40).Wypada przypomnieć, że kult Miłosierdzia Bożego polega nie tylko na modlitwie i czci obrazu Jezusa Miłosiernego. Oprócz modlitwy wyraża się on w pomocy duchowej i materialnej wszystkim potrzebującym, biednym materialnie i duchowo, zabłąkanym, grzesznym, cierpiącym i chorym. Niektórzy bogacze tego świata zostaną ocaleni dzięki temu, że pomagali materialnie biednym.
Teksty liturgii mszalnej drugiej części Adwentu stanowią bezpośrednie przygotowanie do obchodów świąt Bożego Narodzenia. Wydarzenie to zapowiadali prorocy żydowscy, a szczególnie Izajasz i Micheasz. Izajasz ogłaszał narodzenie Mesjasza, Emanuela – Boga z nami, z młodej kobiety, Panny (por. Iz 7, 14). Żydzi w diasporze tłumacząc proroctwo Izajasza użyli greckiego słowa partenos, które oznacza dziewicę. Micheasz zapowiadał, że Mesjasz narodzi się w Betlejem Judzkim (por. Mi 5, 1). Można powiedzieć, że proroctwa te wypełniły się szczegółowo. Chociaż święta Rodzina nie mieszkała w ziemi Judzkiej, nie mieszkała w Betlejem, jednak przybyła tam z Nazaretu na spis ludności. Opatrzność Boża tak pokierowała, że każdy musiał udać się na spis ludności do miasta, z którego pochodził jego ród. Ponieważ Józef pochodził z pokolenia Dawida udał się na spis ludności do Betlejem. I tam właśnie, poza domem rodzinnym, brzemienna Maryja porodziła Jezusa. Warto rozważać historię Bożego narodzenia, towarzyszące jej proroctwa i znaki. Na przykład wiele mówiąca jest sama nazwa miejscowości, w której narodził się Chrystus – Betlejem oznacza „dom chleba”. Mesjasz, który przychodzi na świat jest Chlebem. Możemy tu dopatrywać się zapowiedzi sakramentu Eucharystii.
Liturgiczne obchody Bożego Narodzenia nie stanowią jedynie historycznego wspomnienia narodzenia Pana Jezusa w Betlejem dwa tysiące lat temu. Dzięki działaniu Ducha Świętego wydarzenie to zostaje nam duchowo uobecnione w liturgii Kościoła. Duchowo zostajemy przeniesieni do stajenki Betlejemskiej. Prawdziwie przeżywamy łaskę i radość narodzenia Pańskiego.
Współczesna zmaterializowana cywilizacja niszczy Adwent, jako czas duchowego przygotowania do świąt Bożego Narodzenia i ostatecznego przyjścia Chrystusa na ziemię. Choinki i inne dekoracje bożonarodzeniowe pojawiają się już przed Adwentem, w listopadzie. Dla zmaterializowanej cywilizacji nie jest to chrześcijański Adwent, ale czas przygotowania społeczeństwa do robienia zakupów na święta. Święta traktowane są jako jedna z wielu okazji do robienia biznesu. Nie wolno dać się w ciągnąć w ten laicki, szkodliwy nurt, w którym Adwent tak naprawdę ginie. Dla sklepów i mediów Boże Narodzenie kończy się dwudziestego szóstego grudnia, bo kończy się świąteczny biznes. Natomiast dla chrześcijan Adwent stanowi czas duchowego przygotowania do świąt, czas modlitwy, wyciszenia, rachunku sumienia i spowiedzi. Stanowi on dogodny czas do refleksji nad przemijalnością ludzkiego życia. Całe nasze życie jest swego rodzaju adwentem, czyli oczekiwaniem na spotkanie z Bogiem w wieczności.
Chrześcijanie starają się najpierw w wyciszeniu i modlitwie przeżyć czas Adwentu, aby w pełni duchowo cieszyć się Bożym Narodzeniem. Po Uroczystości Narodzenia Pańskiego następuje w liturgii okres Bożego Narodzenia, który trwa do Uroczystości chrztu Pana Jezusa w Jordanie. W tradycji polskiej przedłużony jest on do drugiego lutego, do święta Ofiarowania Pańskiego, zwanego popularnie Matki Bożej Gromnicznej. W Polsce do tego czasu śpiewa się kolędy. Okres Bożego Narodzenia stanowi czas duchowego utwierdzenia się w łasce płynącej z narodzenia Chrystusa, przeżycia tajemnicy wcielenia Syna Bożego i umocnienia wiary, którą otrzymaliśmy na chrzcie świętym.
Warto również zauważyć, że Boże Narodzenie należy do najbardziej rodzinnych świąt, przeżywanych duchowo w rodzinie. Wielką łaską dla każdej rodziny jest wieczerza wigilijna, wspólne śpiewanie kolęd i udział w świątecznej Eucharystii, a szczególnie w Pasterce. Trzeba  pielęgnować zwyczaje świąteczne, łamanie się opłatkiem, wspólny stół. Świętowanie Bożego Narodzenia stanowi duchowe lekarstwo w czasach kryzysu rodziny. Stąd powinna płynąć nasza wyjątkowa troska o dobre przeżycie tych świąt.
                             
Ks. Ludwik Nowakowski

Rady dotyczące rozwoju życia duchowego

wrzesień 2018

Rady dotyczące rozwoju i trwania życia duchowego oparte są na obserwacji życia duchowego – ze szczególnym uwzględnieniem dokonującej się w człowieku walki duchowej. Zostały one zredagowane dość ogólnie, bez podawania przykładów, konkretnych zdarzeń i doświadczeń osobistych. Autorowi chodziło o wyłonienie niektórych praw, zasad rozwoju duchowego. Rady nie opisują całego procesu rozwoju życia duchowego, a jedynie niektóre jego aspekty.  


1. Życie duchowe jako przestrzeń tajemnicy działania Boga.
Życie duchowe wyłania się z łaski chrzcielnej, która udzielana jest w Kościele. Ponieważ łaska ta dana jest w Kościele, może się ona rozwijać tylko w duchowej przestrzeni żywego Kościoła. Trudno jest dokładnie określić moment, w którym człowiek zaczyna świadomie uczestniczyć w rozwoju własnego życia duchowego – kiedy zaczyna zauważać, że to życie w ogóle się w nim rozwija. Łatwiej jest wskazać moment rozpoczęcia świadomej, aktywnej współpracy duchowej z łaską Bożą. Życie duchowe wyłania się z łaski chrztu w sposób tajemniczy – jakby światło z ciemności, lub istnienie z nieistnienia. Dlatego też życie duchowe zawsze będzie związane z pewną przestrzenią tajemnicy, czyli nie da się go do końca zrozumieć, ani opisać. Do życia duchowego człowieka należy podchodzić z pokorą i czcią, jako do przestrzeni tajemnicy działania Boga. Owa tajemnica wynika przede wszystkim ze spotkania się Boga z duszą ludzką w samej jej głębi, które to spotkanie stanowi istotę życia duchowego – jak powie Jan Eckhart, tajemnica ta wynika z narodzenia się Boga w duszy.    

2. Związek życia duchowego z żywą tradycją wiary.
Wielki wpływ na rozwój życia duchowego ma żywy przykład wiary, modlitwy, życia sakramentalnego, a także życia moralnego – wypływającego z Ewangelii, osób najbliższych. Ogromne znaczenie tego przykładu w procesie kształtowania się wiary i całego życia duchowego wynika z więzi uczuciowych, które mają bardzo duże znaczenie szczególnie w dzieciństwie. Uczucia są wtedy jakby „pasem transmisyjnym” do duchowości. Za ich pośrednictwem następuje silne odbicie w duszy niektórych zdarzeń życiowych, zachowania osób, a szczególnie osób najbliższych z rodziny. Jednak przykład życia wiary, który dają najbliżsi, lub jego brak, a nawet antyświadectwo, gorszenie dzieci, nie determinuje ostatecznie całego procesu rozwoju życia duchowego, ani powołania człowieka. Łaska zawsze potrzebuje natury i na niej buduje, ale Bóg potrafi budować nawet wielkie działa na okruchach natury. Czasem Bogu wystarczy pięć chlebów i dwie ryby, aby nakarmić tłumy (por. Mt 14, 13-21). Przykład życia sakramentalnego i modlitwy osób najbliższych – ich wspólna modlitwa z dziećmi, jest częścią przekazu wiary i życia duchowego, który nazywamy żywą tradycją Kościoła. Najważniejszym wskazaniem w rozwijaniu w dzieciach życia duchowego jest modlitwa razem z dziećmi, a później, gdy są starsze, wspólny udział w życiu sakramentalnym i nabożeństwach w kościele.

3. Sakramenty i modlitwa jako źródło uświęcenia.
Podstawą całego rozwoju życia duchowego jest życie sakramentalne i modlitwa. Stanowią one źródło duchowości, dlatego bez nich nie ma uświęcenia. Szczególne znaczenie w procesie uświęcenia zajmuje sakrament Eucharystii, stanowi on samo centrum życia duchowego Kościoła, ponieważ umożliwia największe spotkanie z Chrystusem w życiu ziemskim. W korzystaniu z łaski płynącej z Najświętszego Sakramentu chodzi zarówno o pełny udział we Mszy świętej, czyli przyjęcie podczas niej Komunii świętej, jak i inne formy kultu eucharystycznego, np. prywatną adorację. Obok sakramentów źródłem rozwoju życia duchowego jest modlitwa. Praktyka modlitwy może dokonywać się w różnych formach, które nie mają zasadniczego znaczenia. Forma modlitwy nie determinuje rozwoju duchowego, ale oczywiście ma na niego wpływ – może go ułatwiać. Powinna być ona dostosowana zarówno do czynników psychicznych, jak i do stanu duchowego, doświadczenia duchowego osoby, która się modli: stanu zdrowia, charakteru, zdolności intelektualnych, oraz aktualnego poziomu rozwoju życia duchowego. Wraz z rozwojem życia duchowego forma modlitwy ulega uproszczeniu. Zmierza ona w kierunku miłosnej, milczącej adoracji Boga w Jezusie Chrystusie, według słów Księgi Pieśni nad Pieśniami: Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu (Pnp 8, 6).

4. Konieczność praktyki cnoty miłości bliźniego.
Oprócz życia sakramentalnego i modlitwy  do rozwoju życia duchowego konieczna jest praktyka cnoty miłości bliźniego. Życie sakramentalne, modlitwa i miłość bliźniego stanowią trzy nierozerwalne czynniki koniecznie do rozwoju świętości. Bez miłości bliźniego łaska otrzymana w życiu sakramentalnym i w modlitwie pozostanie jałowa duchowo, nie będzie prowadzić do wzrostu duchowego. Bez miłości bliźniego życie sakramentalne i modlitwa będą jak talent zakopany w ziemi, ewangeliczne pieniądze, których nie wprawiono w obrót (por. Mt 25, 14-30). Miłość bliźniego stanowi drogę spotkania Chrystusa na ziemi. Ponadto, oczyszcza ona z przywiązania do wartości materialnych, wpływa na rozwój innych cnót, wykorzenia wady, a szczególnie egoizm i pychę. Miłość bliźniego buduje wspólnotę między ludźmi. Ona w doczesności stanowi początek budowania nowego nieba i nowej ziemi (por. Ap 21, 1). Człowiek w zamyśle Bożym został stworzony jako istota społeczna, żyjąca we wspólnocie. Dlatego potrzebuje on do swego pełnego rozwoju innych osób. Miłość bliźniego stanowi właśnie ową więź osobową między ludźmi.

5. Nadzwyczajne działanie Boga w życiu duchowym.
W zwyczajnym porządku życie duchowe, uświęcenie rozwija się w oparciu o łaskę chrzcielną, cnoty Boskie, czyli wiarę, nadzieję i miłość, oraz dary Ducha Świętego. Do działania łaski dochodzi współpraca człowieka. Najpierw jest nią wychowanie religijne dane przez rodziców, a później własna praca duchowa człowieka. W życiu duchowym Pan Bóg może uzupełnić braki wynikające z niedostatecznego wychowania religijnego, słabego świadectwa wiary lub świadectwa dawanego przez zbyt małą grupę osób, a nawet anty świadectwa, przez nadzwyczajne działanie w duszy człowieka. Owo nadzwyczajne działanie jest całkowicie w gestii Boga. Nie wiadomo dlaczego jedni otrzymają tą dodatkową pomoc, a inni, choć również zostali zaniedbani w wychowaniu religijnym, pomocy nie otrzymają. Tak jest w ogóle w przypadku wszystkich łask nadzwyczajnych, nadzwyczajnego działania Boga w duszy, nadzwyczajnych darów, widzeń, znaków, szczególnego wybrania do jakiejś misji w Kościele itp. Należy ponadto pamiętać, że na kruchy fundament ludzkiej natury może działać nadzwyczajnie nie tylko Pan Bóg i Jego aniołowie, ale także szatan i jego zbuntowane wojsko. Bóg i Jego aniołowie w swoim działaniu nadprzyrodzonym zawsze podnoszą duszę, czyli przyczyniają się do rozwoju życia duchowego. Natomiast szatan wraz z demonami prowadzą duszę do zgorszenia, co hamuje rozwój duchowy. Z powyższych względów do nadzwyczajnego działania Boga w duszy trzeba podchodzić z całkowitą pokorą, nie domagać samemu się takich łask. Ponadto, ponieważ szatan może przybrać postać anioła światłości (por. 2Kor 11, 14), dlatego do nadzwyczajnych znaków, widzeń trzeba zawsze podchodzić z ostrożnością – rozpoznając ich rzeczywistego autora po owocach życia.   

6. Poszukiwanie przyjaźni duchowej – drogi duchowości.
Cała duchowość chrześcijańska, życie duchowe wszystkich chrześcijan, stanowi życie duchowe Chrystusa w Kościele, w Jego mistycznym ciele. W tym całokształcie życia duchowego Chrystusa w Kościele można mówić o szczegółowych, specyficznych drogach duchowości, szkołach duchowości. Rozumiem je jako akcentowanie w przeżyciu duchowym, upodobanie, jakiejś jednej cechy, lub kilku cech duchowego życia Chrystusa np.: tajemnicy Jego dziecięctwa, męki, przebitego Najświętszego Serca. Duchowości w Kościele są jakby różnokolorowymi promieniami pochodzącymi z jednego rozszczepionego białego Promienia, który przeszedł przez pryzmat krzyża. Wszystkie razem duchowości obecne w Kościele wyrażają całe życie duchowe Chrystusa. Nie uważam, aby upodobanie do konkretnej duchowości w Kościele było wynikiem stworzenia człowieka z takimi, a nie innymi cechami, aby było z góry zaprogramowane. Wynika ono z procesu rozwoju duchowego. Duchowość powstaje z miłości, przyjaźni. Na przykład miłuje ktoś Chrystusa jako Dzieciątko i stąd powstaje w nim droga duchowa. Dana droga duchowa gromadzi przyjaciół Jezusa, którzy umiłowali Go szczególnie w jakimś aspekcie duchowym. Na przykład żyjąc „małą drogą” św. Teresy z Lisieux, stajemy się, wraz z Teresą, grupą przyjaciół  przeżywających duchowo dziecięctwo Jezusa i Jego cierpiące, Najświętsze Oblicze. Drogi duchowe tworzą nowe społeczności, nowe rodziny, czy nowe narody przyszłego nowego świata. Już dziś gromadzą się w nich ludzie ze wszystkich ludów i narodów świata, z nieba i pielgrzymujących jeszcze na ziemi.

7. Wpływ łaski stanu na rozwój duchowy.
Istotny wpływ na życie duchowe ma tzw. łaska stanu. Towarzyszy ona powołaniu, które człowiek otrzymuje od Boga, np. małżeńskiemu lub kapłańskiemu. Jeżeli człowiek stara się wiernie wykonywać swoje powołanie, to oprócz łaski uświęcającej płynącej ze chrztu, cieszy się dodatkowo pomocą łaski stanu. Działanie tej łaski polega nie tylko na wsparciu przy wypełnianiu zadań związanych z powołaniem – ten element działania łaski stanu można nazwać charyzmatem, czyli działaniem łaski „na zewnątrz”. Z działania tego korzystają inne osoby. Łaska stanu działa również na osobę, która wypełnia powołanie, przyczyniając się do jej uświęcenia. Człowiek wypełniający powołanie uświęca się niejako przy okazji, nie myśląc o własnym uświęceniu. Jest to bardzo korzystne duchowo, bo wtedy nie „kręci” się on wokół siebie, wokół własnej doskonałości. Przykładem może być postawa duchowa św. Pawła Apostoła, który dla słabych stał się jak słaby, stał się wszystkim dla wszystkich, żeby ocalić przynajmniej niektórych. Wszystko czyni on dla Ewangelii, aby mieć w niej swój udział (por. 1Kor 9, 22-23). Apostoł mówi: Nie o to chodzi, abyśmy się sami okazali wypróbowani, lecz byście wy czynili dobrze, a my żebyśmy byli jakby odrzuceni (2Kor 13, 7). Św. Paweł zapomina o sobie, a jednak osiągnie uświęcenie, dzięki posłudze dla zbawienia innych. Oczywiście uświęcające działanie łaski stanu możliwe jest tylko w sytuacji, kiedy osoba wypełniająca powołanie żyje w stanie łaski uświęcającej, o co koniecznie trzeba dbać.

8. Walka duchowa.
Od samego początku rozwoju życia duchowego toczy się w człowieku walka duchowa i będzie się ona toczyć aż do śmierci. Walka ta dotyczy nie tylko duszy człowieka, ale całej jego natury i w ogóle całej natury stworzonej przez Boga. Jest to najpierw walka o naturalne życia człowieka – walka pomiędzy życiem i śmiercią. Zakończy się ona – patrząc w pryzmacie życia ziemskiego – przegraną człowieka, czyli śmiercią doczesną. Ale ta niechybna przegrana doczesna, dzięki zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, jeśli człowiek całkowicie oprze się na Bogu i zaufa Jego łasce, zmieni się w ostateczne zwycięstwo podczas powszechnego zmartwychwstania umarłych przy drugim przyjściu Chrystusa na ziemię. Oczywiście w niniejszych rozważaniach interesuje nas przede wszystkim walka w sferze duchowej, w której ciało jedynie uczestniczy. Na walkę duchową w człowieku składają się następujące siły pozytywne: sam człowiek w swej naturze stworzonej – jednak słaby i ułomny w swych możliwościach, działająca w człowieku od chwili chrztu łaska Boża – łaska zaszczepiona w naturze ludzkiej, nadzwyczajne działanie Boga – uzupełniające braki wychowania religijnego i leczące zranienia po grzechach, działanie aniołów Bożych, oraz z drugiej strony siły negatywne: grzeszne skłonności upadłej natury po grzechu pierworodnym – tzw. korzenie grzechów głównych, zranienia po własnych grzechach uczynkowych i zgorszeniach ze strony ludzi, oraz działanie upadłych aniołów. Ponieważ walka duchowa toczy się w człowieku do końca życia doczesnego, do ostatniego ziemskiego tchnienia, dlatego tu na ziemi nigdy do końca nie można być pewnym ostatecznej wygranej. To znaczy, w walce duchowej nigdy nie można sobie powiedzieć: „jestem bezpieczny”. W walce tej nigdy nie należy ufać sobie i swoim siłom, ale zawsze i jedynie Chrystusowi. Pomimo wszelkich doświadczeń życiowych wewnętrznych i zewnętrznych, pomimo wszelkich własnych odczuć, wspomnień pamięci, działania woli i rozumu, należy wołać: Jezu ufam Tobie! Ufać, że Jezus mnie nigdy nie opuszcza, zawsze jest przy mnie. Piotr na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonął, krzyknął: Panie ratuj mnie! Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś małej wiary? (Mt 14, 30-31).

9. Niebezpieczeństwo iluzji duchowej.
W duchowej walce jednym z poważnych niebezpieczeństw jest popadnięcie w iluzję duchową odnośnie własnego życia duchowego. Subiektywna ocena jakości własnego życia duchowego, czy rozwija się ono, cofa lub jest w stagnacji, nie ma większego znaczenia. Wprost przeciwnie poszukiwanie takiej oceny może stać się drogę popadnięcia w iluzję duchową, na której będzie bazował nasz przeciwnik. Dlatego w odniesieniu do życia duchowego nie należy ufać własnym odczuciom i w oparciu o nie dokonywać oceny jego jakości. Chroniąc się przed iluzją duchową, w ogóle nie należy przywiązywać się do przyjemnych odczuć na modlitwie, martwić ich brakiem lub przejmować się negatywnymi uczuciami, np. zniechęceniem podczas modlitwy. Może okazać się, że trudna modlitwa, jałowa w naszym odczuciu, z której byśmy najchętniej uciekli, jest znacznie bardziej wartościowa duchowo niż ta, w której nasz duch się „rozkołysał”. Trudna do wytrzymania uczuciowo modlitwa może być bardziej wartościowa, ponieważ mieliśmy w niej udział w przeżyciach duchowych Chrystusa podczas Jego męki krzyżowej. Zasadniczo w ogóle nie ma większego znaczenia dla postępu duchowego ocena jakości życia duchowego, na jakim etapie tegoż życia jesteśmy, dokonana w oparciu o sferę emocjonalną, a nawet na podstawie posiadanej wiedzy z teologii duchowości. Mówiąc humorystycznie, lepiej nie wiedzieć, na którym szczeblu drabiny doskonałości jesteśmy, bo lepiej spadać z pierwszego stopnia niż z dwunastego – mniej boli. Mniej boli nasza pycha.

10. Poznanie własnych słabych stron.
Istotne znaczenie w walce duchowej i w ogóle dla całego życia duchowego ma poznanie naszych najsłabszych stron. Jak powiedział św. Ignacy w Ćwiczeniach duchowych ważne jest poznanie owej „furtki”, przez którą może wejść nasz przeciwnik (por. św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowe, nr 327). Poznanie słabych punktów twierdzy duchowej, którą jest nasza dusza, oraz pamięć o historii zmagań duchowych w danej dziedzinie są przydatne w przyszłej walce duchowej. Gdy wiemy, w jaki sposób w przeszłości doszło do ataku, jak się on rozwijał, łatwiej jest zawczasu, dzięki łasce Bożej i własnej przezorności, udaremnić knowania złego ducha.

11. Zwycięstwo nad grzechem należy do Chrystusa.
Warunkiem rozwoju życia duchowego jest podjęcie za łaską Bożą walki z grzechami. Trzeba zawsze pamiętać, że ostateczne zwycięstwo nad grzechem i jego skutkami w życiu człowieka nie należy do nas, ale do Chrystusa. Zdarza się, że ktoś długi czas zmaga się z grzechem lub skłonnością do grzechu. Ta walka duchowa, niemoc szybkiego wyeliminowania grzechu ze swego życia, nie przekreśla rozwoju naszego życia duchowego.  Wprost przeciwnie, Bóg bierze za zasługę nasze szczere zmaganie duchowe, i dzięki łasce udzielanej w sakramencie pojednania i pokuty, sprawia pozytywne zmiany w naszej duszy. Przede wszystkim w walce z grzechem, opartej na łasce sakramentu pojednania i pokuty, umacnia się nasza pokora i zawierzenie Bogu, oparcie się na Bogu. W ten sposób Bóg eliminuje najgorszy grzech z naszej duszy – pychę i opieranie się tylko na własnych siłach. Największym grzechem i największą przeszkodą w rozwoju życia duchowego jest właśnie pycha. Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym daje łaskę (por. Łk 1, 51-52; Prz 3, 34; Jk 4, 6). Przez grzech pychy człowiek stawia siebie na miejscu Boga. Dlatego jako łaskę trzeba przyjmować wszystkie upokorzenia, które wykorzeniają z nas pychę.

12. Utrata i odzyskanie stopnia łaski.
Często zdarza się, że rozwój życia duchowego nie przebiega spokojnie, jako ciągły wzrost ku górze, ku Bogu. Ktoś idzie dwa kroki na przód, a potem jeden w tył. Rodzi się pytanie, czy po ciężkim grzechu, kiedy człowiek traci stan łaski, drogę duchową rozpoczyna się na nowo? Otóż według św. Tomasza z Akwinu (S. th. III, q. 89, a. 2) człowiek może odzyskać stopień łaski, stopień życia duchowego, który osiągnął przed grzechem. Zależy to od aktu pokuty. Jeśli dusza odczuwa prawdziwą skruchę po grzechu, proporcjonalną od stopnia utraconej łaski, to po spowiedzi sakramentalnej odzyskuje ten stopień łaski, na którym była przed grzechem. Jeśli skrucha, pokuta nie jest aż tak żarliwa, to wchodzi ona na niższy stopień łaski. Ale może zdarzyć się, że jeśli akt pokuty jest większy niż utracony poziom duchowy, to dusza po grzechu i spowiedzi sakramentalnej znajdzie się na wyższym stopniu łaski niż przed grzechem. Przede wszystkim trzeba bronić się przed szatańską pokusą utraty nadziei po grzechu. Zdarza się, że osoba przestaje wierzyć w możliwość zjednoczenia z Chrystusem ze względu na swoją historię życia – niegdyś popełnione grzechy. Chociaż grzechy te już zostały wyznane i przebaczone w sakramentalnej spowiedzi, jednak osoba taka może ulec pokusie zamknięcia przed nią przez Boga możliwości dalszego rozwoju duchowego. A jeśli nawet przyjmuje, że może być zbawiona, to jedynie w „najciemniejszym kącie w niebie”. Trzeba pamiętać, że szatan potrafi kusić nie tylko do grzechu, ale i po grzechu, a nawet już po wyznanych i odpuszczonych grzechach. W historii Kościoła znane są przykłady świętych, którzy mieli na sumieniu ciężki grzechy, ale się nawrócili i później prowadzili owocne życie duchowe.

13. Trudne doświadczenia w życiu ludzkim.
W życiu człowieka wszystko stanowi pewną całość, łączy się ze sobą. Życie duchowe łączy się z zewnętrznym, jedno wpływa na drugie. Z zewnętrznych zdarzeń szczególny wpływ na życie duchowe, i w ogóle na całe życie człowieka, mają tzw. zdarzenia traumatyczne, czyli trudne, bolesne doświadczenia życiowe. Zdarzenia takie przez siłę swego odziaływania na człowieka stanowią ważny czas walki duchowej, a ich skutki w duszy są trudne do przewidzenia i opisu. Podczas tych zdarzeń dochodzi w duszy do walki między sobą sił nadprzyrodzonych: Boga i aniołów Bożych, oraz z przeciwnej strony, szatana i demonów. Wydaje się, że zdarzenia traumatyczne, bez nadprzyrodzonej interwencji w nie Boga, mogą poważnie zranić naszą psychikę, wstrząsnąć nią, co w dalszej perspektywie, może stanowić przeszkodę w rozwoju życia duchowego. Pomoc Boga podczas trudnych doświadczeń życiowych polega m.in. na udzieleniu szczególnej siły duchowej i wewnętrznego pokoju. Zdarzenia traumatyczne, oprócz wpływu na życie duchowe, np. na nawrócenie, mogą wpłynąć na zmianę ważnych decyzji, a nawet powołania życiowego. Stają się one niekiedy punktem zwrotnym w życiu. Ich działanie na duchowość raczej nie jest bezpośrednie, ale pośrednie, katalizujące. Potrafią one uruchomić pewne procesy zmian duchowych. Na przykład doświadczenie śmierci osób bliskich może prowadzić do duchowego przeżycia znikomości, marności tego co doczesne. W konsekwencji czego człowiek podejmie ważne decyzje życiowe.   

14.  Asceza.
Asceza ma bardzo istotne znaczenie dla rozwoju życia duchowego. Miom zdaniem błędem jest przerzucanie żywcem sposobów praktykowania ascezy z dawnych wieków do obecnego czasu. Choć oczywiście należy doceniać wartość niektórych, sprawdzonych w tradycji Kościoła, praktyk ascetycznych, jak np. post o chlebie i wodzie. Asceza chrześcijańska musi brać pod uwagę znaki czasu, zmieniające się warunki życia człowieka w świecie. Trzeba zawsze pamiętać, że nie jest ona celem życia duchowego, ale środkiem pomocnym do jego rozwoju. Uważam, że współcześnie jednym z najważniejszych środków ascetycznych jest umiejętne i wstrzemięźliwe korzystanie z środków masowego przekazu. Swoim szumem, natłokiem informacji, który wdziera się zewsząd, skutecznie zagłuszają one życie duchowe w człowieku. Podstawowym zadaniem ascezy współczesnego człowieka jest tworzenie przestrzeni ciszy koniecznej do spotkania Boga w modlitwie. Zewnętrzna cisza potrzebna jest do wejścia w ciszę wewnętrzną w twierdzy duszy, do pracy nad ciszą wewnętrzną, w której można usłyszeć głos Boga. Oczywiście oprócz wstrzemięźliwego korzystania z mediów współczesna asceza ma inne postacie. Na przykład człowiek współczesny ginie, gubi się w ilości posiadanych rzeczy, dlatego konieczna jest asceza wyrażona w ograniczaniu ilości posiadanych przedmiotów.

15. Kierownictwo duchowe.
W rozwoju życia duchowego ważną pomoc stanowi kierownictwo duchowe. Jednak jego brak – w sensie braku stałego kierownika duchowego – nie uniemożliwia, nie hamuje całkowicie rozwoju duchowego. Posiadanie stałego kierownika duchowego znacznie ułatwia postęp duchowy, oraz może uchronić od wielu błędów i niebezpieczeństw. Kierownictwo duchowe ma szczególne znaczenie w rozwoju modlitwy i poznaniu procesów duchowych, które aktualnie przeżywa człowiek. Jest ono szczególnie potrzebne w trudnych doświadczeniach duchowych i ważnych, przełomowych momentach życia. Dlatego trzeba starać się znaleźć odpowiedniego dla siebie kierownika duchowego.

16. Zasada trzymania z Kościołem.
Najważniejszą zasadą w całym życiu duchowym jest zachowanie jedności z Kościołem. Zasada trzymania z Kościołem ma szczególne znaczenie w walce duchowej, stanowi o bezpieczeństwie naszego życia duchowego i jego prawidłowym rozwoju, a przede wszystkim zabezpiecza drogę do nieba. Z Kościołem związana jest bowiem obietnica Chrystusa, że bramy piekielne go nie przemogą (Mt 16, 18). W duchowej walce, w naszych zmaganiach duchowych, upadkach i powstawaniu z nich, za wszelką cenę trzeba starać się pozostać w łodzi Kościoła świętego. Zachowanie jedności z Kościołem ma swój wymiar wewnętrzny i zewnętrzny. Wewnętrznie chodzi o wyrobienie w sobie cnoty posłuszeństwa, dziecięcej ufności i miłości względem Kościoła i jego pasterzy, oraz o przyjęcie nauki Kościoła. Znakiem sakramentalnym komunii z Kościołem jest przyjmowanie na Mszy świętej Komunii świętej. Natomiast zewnętrznie znakiem jedności z Kościołem jest identyfikowanie się z własną parafią zamieszkania, własnym biskupem diecezji i Papieżem Rzymskim. Drogą do zachowania komunii z Kościołem jest przyjęcie hierarchicznej struktury władzy pasterskiej w Kościele, którą ustanowił Chrystus. W tym miejscu można przywołać słowa naszego Pana wypowiedziane do Apostołów: Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi (Łk 10, 16). Przyjęcie władzy pasterskiej kapłana opiera się na wierze, na uświadomieniu sobie, że pomimo wszystkich swych słabości ludzkich, ma on rzeczywisty udział we władzy kapłańskiej, królewskiej i prorockiej samego Jezusa Chrystusa, przekazanej powołanym uczniom dla zbawienia wierzących.  
 
Ks. Ludwik Nowakowski

Trzy Nawrócenia

wrzesień 2018
(Natchnieniem do napisania niniejszego tekstu była książka:  R. Garrigou-Lagrange, Trzy nawrócenia, Kraków 2012, którą polecam jako lekturę duchową.)

Czytanie z Księgi Proroka Izajasza                       (Iz 66, 10-14c)

Radujcie się wraz z Jerozolimą, weselcie się w niej wszyscy, co ją miłujecie! Cieszcie się z nią bardzo wy wszyscy, którzyście się nad nią smucili, ażebyście ssać mogli aż do nasycenia z piersi jej pociech; ażebyście ciągnęli mleko z rozkoszą z pełnej piersi jej chwały. Tak bowiem mówi Pan: «Oto Ja skieruję do niej pokój jak rzekę i chwałę narodów - jak strumień wezbrany. Ich niemowlęta będą noszone na rękach i na kolanach będą pieszczone. Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy». Na ten widok rozraduje się serce wasze, a kości wasze nabiorą świeżości jak murawa. Ręka Pana da się poznać Jego sługom. Oto słowo Boże.

    Ostatecznym celem życia człowieka jest osiągniecie zbawienia wiecznego w niebie, co dokonuje się przez duchowe zjednoczenie z Bogiem w miłości. Droga do zbawienia stanowi pewien proces duchowy w człowieku, który rozpoczyna się łaską udzieloną na chrzcie świętym. Całe życie duchowe opiera się na cnotach teologicznych: wierze, nadziei i miłości, oraz na darach Ducha Świętego, udzielanych w sakramencie bierzmowania. Człowiek już podczas życia ziemskiego duchowo wchodzi na drogę zjednoczenia z Bogiem lub z tej drogi odchodzi. W niniejszej katechezie prześledzimy główne etapy rozwoju życia duchowego na drodze zjednoczenia z Bogiem. Będą to tak zwane trzy nawrócenia i następujące po nich trzy etapy rozwoju duchowego: oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia. Należy podkreślić, że postęp na drodze duchowej zależy nie tylko od łaski Bożej, ale również od współpracy człowieka z łaską. Od współpracy człowieka, szczodrości odpowiedzi na łaskę Bożą, gorliwości w modlitwie i życiu sakramentalnym, gorliwości w wyrzeczeniach i w przyjmowaniu krzyża,  zależy szczególnie szybkość postępowania na drodze świętości. Ponadto trzeba zauważyć, że Bóg jest całkowicie wolny w udzielaniu swojej łaski człowiekowi. Łaska konieczna w całym procesie rozwoju życia duchowego w człowieku jest wolnym darem Boga. Nie jest On przymuszony przez gorliwość człowieka do udzielenia łaski. Możemy tylko mówić w cudzysłowie o przymuszeniu, przynagleniu Boga przez miłość do udzielenia łaski. Ale przecież także ta miłość, którą człowiek kocha Boga i która niejako przynagla Boga do udzielenia łaski na drodze zjednoczenia człowieka z Bogiem, jest darem Boga.

1. Pierwsze nawrócenie i droga oczyszczenia.

    Pierwsze nawrócenia rozpoczyna się od porzucenia grzechów ciężkich. Dokonuje się to w sakramencie chrztu świętego lub w spowiedzi sakramentalnej, jeśli człowieka po chrzcie dopuścił się ciężkich grzechów. Pierwsze nawrócenie w ogóle rozpoczyna życie duchowe. Człowiek nie może rozwijać się duchowo będąc w stanie grzechu śmiertelnego. Dla Boga jest on wtedy duchowo martwy. Nie można duchowo rozwijać się kiedy przez grzech ciężki krzyżuje się, zabija w sobie samym Chrystusa. Od momentu rozpoczęcia walki z grzechami ciężkimi i świadomymi grzechami powszednimi można mówić o rozpoczęciu życia duchowego. Może się zdarzyć, że proces wychodzenia z grzechu wcale nie jest natychmiastowy, nie kończy się na jednej szczerej spowiedzi, ale trwa dość długo. Jednak już od samego rozpoczęcia walki z grzechem Bóg działa w życiu duchowym i rozwija je.
    Po pierwszym nawróceniu rozpoczyna się pierwszy okres życia duchowego, nazywany okresem oczyszczenia lub drogą oczyszczenia. W tym pierwszym etapie duchowego rozwoju bardzo ważna jest współpraca człowieka z łaską Bożą. Oczywiście współpraca z łaską Bożą potrzebna jest w całym życiu duchowym, ale w okresie oczyszczenia niejako wysuwa się ona na pierwsze miejsce. Dlatego okres ten można nazwać oczyszczeniem czynnym. Człowiek odpowiada na łaskę przez systematyczną modlitwę, częsty (w zasadzie codzienny) rachunek sumienia, systematyczną spowiedź i częstą Komunię świętą, wewnętrzne i zewnętrzne wyrzeczenia, posty itp.
Bóg widząc gorliwość współpracy człowieka z łaską udziela człowiekowi duchowego pocieszenia, szczególnie pocieszenia na modlitwie. Człowiek odpoczywa na modlitwie, nabiera sił duchowych. Potrafi się dobrze skupić. Poznanie Boga, postęp duchowy dokonuje się szczególnie podczas rozważania, dzięki pracy intelektu. Człowiek wewnętrznie cieszy się odkrywaniem bogactwa zawartego w Piśmie Świętym i innej lekturze duchowej. Rozważanie to przychodzi mu z łatwością. Także z łatwością potrafi się skupić na codziennym rachunku sumienia. Dzięki rachunkowi sumienia poznaje siebie w Bożym świetle.
    Niebezpieczeństwem na drodze oczyszczenia jest zbytnia koncentracja człowieka na samym sobie. Jest to błąd w pewnym sensie, w większym lub mniejszym stopniu, nie do uniknięcia. Robiąc częsty rachunek sumienia, przypatrując się swojej duszy człowiek koncentruje się na sobie. Także może nastąpić przyzwyczajenie do pociech duchowych. Czasami ktoś mówi, że lubi modlić się w pustym kościele – jest mu duchowo dobrze. Przyzwyczajamy się  do słodkości duchowego mleka, do „kołysania” duszy przez Boga. Św. Paweł powie: dawałem wam mleko, a nie pokarm stały (1Kor 3, 2). W pierwszym okresie rozwoju życia duchowego człowiek jest jeszcze bardzo zmysłowy. I właśnie z tej zmysłowości Bóg musi go oczyścić, aby poprowadzić człowieka dalej ku zjednoczeniu ze sobą.

2. Drugie nawrócenie i droga oświecenia.

    Drugie nawrócenie polega na oczyszczeniu zmysłów, aby człowiekiem nie kierowały popędy zmysłowe, ale duch. Aby nie było sytuacji, że modlę się, bo jest mi dobrze na duszy. A jak mi jest niedobrze na duszy, czuje pustkę w sobie samym, oschłość, to się nie modlę. Modlitwa nie może być zależna od naszych uczuć. Drugie nawrócenie można nazwać nocą zmysłów. Ma ono charakter bierny, to znaczy Bóg, sam wprowadza człowieka w to nawrócenie. Do tej pory człowiekowi mogło wydawać się, że inicjatywa w życiu duchowym należy do niego. To on wyznaczał sobie wyrzeczenia, pilnował rachunku sumienia, systematycznej spowiedzi i Komunii świętej. Natomiast teraz inicjatywa w życiu duchowym zostaje mu odebrana, a całkowicie przejmuje ją Bóg. Z tego powodu mówimy, że rozpoczyna się oczyszczenie bierne. Bierne oczyszczenie nie oznacza, że człowieka ma zaprzestać współpracy z łaską Bożą, stać się bierny wobec działania Boga w swoim życiu. Taka postawa zahamowałaby rozwój duchowy. Bierność oznacza właśnie owo przejęcie przez Boga inicjatywy, kierownictwa w całym życiu duchowym człowieka.
Warto dodać, że proces oczyszczenia zmysłów, a także trzecie nawrócenia, czyli oczyszczenie duszy, na ogół nie odbywa się jako jeden zwarty proces duchowy. Najczęściej jest on niejako rozłożony „na raty”. Człowiekowi trudno byłoby znieść oczyszczenie zmysłów, a jeszcze bardziej oczyszczenie wyższych władz na raz. Bóg jest dobrym pedagogiem i daje człowiekowi odpocząć. Dlatego wśród oczyszczeń pojawiają się okresy pocieszenia duchowego.  
    W czasie drugiego nawrócenia Bóg wprowadza człowieka w noc zmysłów. Odbiera odczuwalną przyjemność, słodycz i skupienie na modlitwie. Człowiek przestaje być zdolnym do rozważania Pisma świętego i innych lektur duchowych. Rozważanie nie wnosi nic do życia duchowego, staje się jałowe dla duszy. Może być tak, że człowiek wyznacza sobie czas na rozważanie i bezczynnie siedzi pół godziny. Sytuacja taka może trwać wiele miesięcy – jeśli nie ma odpowiedniego kierownictwa duchowego. W duszy wyraźnie odczuwana jest oschłość. Bez kierownictwa duchowego człowiek nie rozumie stanu swej duszy. Szuka w sobie winy, błędów w życiu duchowym. Podwaja rachunki sumienia. Jednak to wszystko jest bezskuteczne, bo skończył się czas, w którym człowiek sam kierował i przyśpieszał własny rozwój duchowy.
    Stanom duchowym na modlitwie, oschłości, niemożliwości rozważania, mogą towarzyszyć także sytuacje zewnętrzne, które również będą przyczyniać się do oczyszczenia zmysłów. Taką sytuacją może być własna choroba, ale także problemy rodzinne, choroba czy śmierć bliskich. Wszystkie te sytuacje mogą rodzić, bardzo trudne do zniesienia, duchowe poczucie bezradności. Poczucie bezradności jest szczególnie trudne do zniesienia w życiu osób bardzo aktywnych, inteligentnych, które zazwyczaj doskonale radzą sobie w życiu. Doświadczenie, że pomimo wielu wysiłków i posiadanych możliwości nie mogę nic zrobić, jest bardzo trudne. Stanowi ono poczucie bezradności dziecka. Takie doświadczenie oczyszcza duchowo. Osobiście wydaje mi się (Autorowi niniejszej katechezy), że poczucie bezradności wobec ważnych i trudnych sytuacji życiowych, jak np. nieuleczalna choroba bliskich nam osób, przyczynia się nie tylko do oczyszczenia sfery zmysłowej, ale także duchowej. Trudne sytuacje, na które nie mamy wpływu, wobec których jesteśmy bezradni, oczyszczają naszą wiarę – są próbą wiary w Boga, co stanowi już przedmiot trzeciego nawrócenia.  
    W czasie oczyszczenia zmysłów, drugiego nawrócenia, mogą pojawić się silne pokusy do grzechów ciężkich, a szczególnie w dziedzinie cierpliwości i czystości. Nie jest to tylko jakaś gra duchowa, ale człowiek jest rzeczywiście wystawiony na próbę. Potrzeby zmysłowe, które odzywają się  w nim bardzo silnie, są istotnie niebezpieczne. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus wspomina, że w sytuacjach największych prób, pokus do grzechu przeciw bliźnim, ratowała się ucieczką.
    Po drugim nawróceniu następuje okres oświecenia, droga oświecenia. Stanowi on czas głębszego poznania Boga. Poznanie to może mieć charakter bardziej modlitewny, kontemplacyjny lub bardziej apostolski. Trochę to jest tak, jak z rodzajami zakonów w Kościele. Jedne zakony są całkowicie kontemplacyjne, inne kontemplacyjno-czynne, a jeszcze inne prawie całkowicie apostolskie. Poznanie Boga, doświadczenie Jego obecności i działania może dokonywać się podczas modlitwy kontemplacyjnej, kiedy to przeżywamy obecność Boga przy nas, w naszej duszy. Kontemplacja Boga może odbywać się także za pośrednictwem bliźnich – gdy służymy potrzebującym, a szczególnie chorym i cierpiącym członkom Chrystusa.
    W okresie oświecenia mogą pojawić się nadzwyczajne doświadczenia duchowe: widzenia aniołów, świętych, Najświętszej Matyi Panny. Bóg może udzielać szczególnych natchnień. Należy jednak podkreślić, że wszystkie nadzwyczajne łaski, które mogą się pojawić na drodze oświecenia nie stanowią istoty tego okresu duchowego. Czyli może ich w ogóle nie być.

3. Trzecie nawrócenie i droga zjednoczenia.

    Oczyszczenie zmysłów nie wystarczy do pełnego zjednoczenia z Bogiem. W człowieku pozostają korzenie grzechów głównych, a szczególnie pycha. Dlatego też Bóg, jeśli zechce prowadzi człowieka dalej ku zjednoczeniu ze sobą, musi jeszcze głębiej oczyścić człowieka. Trzecie nawrócenie polega na oczyszczeniu wyższych władz ludzkiej duszy – intelektu, woli i pamięci. Szukając przykładu biblijnego, można powiedzieć, że jest to udział człowieka w doświadczeniu duchowym Chrystusa, które On miał na krzyżu. Najtrudniejszym i najbardziej niezrozumiałym dla nas momentem w ziemskim życiu Chrystusa jest wołanie na krzyżu: Boże Mój, Boże Mój, czemuś Mnie opuścił (Mt 27, 46). Jak to może być: Bóg opuścił Boga? Tego nie zrozumiemy. Trzecie nawrócenie jest udziałem w tej duchowej ciemności Chrystusa konającego na krzyżu. Człowiek odczuwa duchowe cierpienie oddalenia, braku Boga w swej duszy. Tęskni za Bogiem. Czuje się na ziemi jak niepotrzebny grat. Życie ziemskie nie stanowi dla niego żadnej pociechy. Właściwie nie ma na ziemi miejsca, poza modlitwą, gdzie by się dobrze czuł.
    Oczyszczenie wyższych władz duchowych stanowi ciemną noc duszy. Mogą wtedy pojawić się silne pokusy przeciw wierze, nadziei i miłości Boga i bliźniego. Człowiek może odczuwać, że jest  odrzucony przez Boga, że jest potępiony. Może odczuwać, że Boga w ogóle nie ma. Oczyszczenie wyższych władz duchowych nazywane jest niekiedy śmiercią duszy. Rzeczywiście duchowo umiera stary człowiek, a rodzi się nowy. W życiu zewnętrznym może pojawić się doświadczenie niezrozumienia ze strony osób nawet najbliższych, niesłuszne oskarżenia, osamotnienie.
    Po ciemnej nocy duszy rozpoczyna się trzeci, ostatni okres w życiu duchowym – droga zjednoczenia, który trwa aż do śmierci. Stanowi on bezpośrednie przygotowanie do udziału w chwale niebieskiej. Człowiek po przejściu przez trzecie nawrócenie kocha Boga całym sercem, wszystkimi swoimi władzami i siłami. Poznanie Boga, podobnie jak mówiliśmy w przypadku drogi oświecenia, może mieć charakter kontemplacyjny lub apostolski. Czas zjednoczenia jest najbardziej owocny do działalności apostolskiej – działalność apostolska w tym czasie wydaje najwspanialsze owoce duchowe dla królestwa Bożego. Modlitwa w tym okresie polega przede wszystkich na miłosnej adoracji Jezusa obecnego w duszy lub w Najświętszym Sakramencie. Dusza może być zdolna prawie cały czas odczuwać miłująca obecność Boga.
    Tak jak było w poprzednim okresie, także w czasie zjednoczenia mogą pojawić się nadzwyczajne znaki działania Bożego, aż po widzenie Trójcy Przenajświętszej. Jednak nie stanowią one istoty drogi zjednoczenia i może ich nie być. Istotą zjednoczenia człowieka z Bogiem jest zjednoczenie woli ludzkiej z wolą Bożą. Zjednoczenie woli jest podstawą wewnętrznego przemienienia duszy ludzkiej przez miłość Bożą.  
 
Ks. Ludwik Nowakowski

Sed pede ullamcorper amet ullamcorper primis, nam pretium suspendisse neque, a phasellus sit pulvinar vel integer. Sed pede ullamcorper amet ullamcorper primis, nam pretium suspendisse neque, a phasellus sit pulvinar vel integer. Sed pede ullamcorper amet ullamcorper primis, nam pretium suspendisse neque, a phasellus sit pulvinar vel integer.

Strona zbudowana z Kopage
← Zbuduj swoją teraz
Znajdź nas na Facebooku
Powered by Kopage